niedziela, 15 czerwca 2014

Zdjęcia [Shizuo x Izaya]

 Nawet nie wiecie jak bardzo namęczyłam się by wstawić to opowiadanie, mój internet cudownie zaczął działać i jestem z tego dumna. Chociaż notka wyszła trochę nudna, ale lepiej jest wstawić coś niż nic. :*
Następny rozdział Księcia nwm kiedy się pojawi bo mam napisany tylko początek, a czasu prawie w ogóle, przepraszam was za to, ale obiecuję, że w wakacje wszystko się naprostuje :)
Umieszczę pewną ankietę na blogu, proszę was o głosowanie :)
 ~~~ 

Izaya otworzył powoli oczka i ziewnął. Było mu strasznie wygodnie na kanapie Shizuo, więc się zdrzemnął. Czy to dziwne? Zasnął na kanapie swojego chłopaka bo nie spał od trzech dni. Nie zdziwił się też, że obudził się w innym ubraniu. Blondyn go pewnie przebrał w swoje ciuchy by lepiej mu się spało.
- Shizu~… Gdzie jesteś~?- przeciągnął się i usiadł.
- Idę, idę.- potworek wszedł do salonu, z dwoma kubkami herbaty.- Wypocząłeś chociaż trochę?
- Tak~! Ale nie byłem aż tak zmęczony…
- Przyszedłeś do mnie, usiadłeś na kanapie i prawie od razu odleciałeś, więc nie wmawiaj mi, że nie byłeś zmęczony.- chłopak usiadł obok niego i podał mu jego ulubioną herbatę.
- No dobra~.. Trochę byłem.- napił się trochę i przytulił się do blondyna.- Dzięki, że mnie przebrałeś~!
- Nawet się nie obudziłeś gdy to robiłem.- oboje się zaśmiali i Shizuo włożył brunetowi dłoń pod koszulkę zaczynając głaskać jego plecki.
- Dlaczego miałem się obudzić? Jestem przecież przy tobie bezpieczny~.- zrobił słodką minkę i pocałował Shizuo delikatnie w usta.
- A właśnie.- chłopak drygnął i napił się herbaty.- Dzwoniło kilku gości, wyciszyłem telefon żeby cię nie obudzili.
- Potem oddzwonię.- brunet ziewnął i sięgnął po swoją komórkę, chciał zobaczyć ile przyszło mu sms i jak dużo będzie miał pracy.
- Odkryłem nawet jedną bardzo ciekawą rzecz.- blondyn zrobił się poważny i położył nogi na stoliku (był w swoim domu, mógł robić co chciał)
- Tak? Jaką?
- Masz moje zdjęcie ustawione na tapecie.
- A to dziwne? Za każdym razem mogę patrzeć na twoją klatę~!- Izaya zachichotał i szybko odpisał na kilka sms.
 - Kiedy ty zrobiłeś to zdjęcie?
- Eeeee… To było jakoś w Wielkanoc gdy się próbowałeś do mnie dorwać. Ale mam o wiele więcej twoich zdjęć~!- informator wszedł do galerii zdjęć i zaczął przeglądać obrazki by wybrać te odpowiednie, niektóre bowiem woli zostawić dla siebie bo Shizuo na pewno by na niego nakrzyczał, że robi mu w takich momentach fotki.- O patrz~!
- Zrobiłeś mi zdjęcie gdy szukałem czegoś do jedzenia?
- Ale miałeś takie fajne gadki~!
- Sam mi je kupiłeś!- blondyn zrobił się cały czerwony.
- No nie irytuj się, wyglądasz w nich bosko~!- zachichotał i odpiął mu rozporek, jego oczom ukazał się niebieski materiał z główkami piesków.
- Skąd wiedziałeś że je mam?- potworek szybko zapiął sobie spodnie i napił herbaty, przecież to tylko bokserki.
- Intuicja~! Patrz mam jeszcze takie.
- No padało, a on taki bidulek sam siedział… Ej… Byłeś tam?!
- Akurat przechodziłem~…- brunet zaczął się śmiać i pocałował go.- Nie wyczułeś mnie?
- Miałem wtedy zatkany nos.
- Jasne, jasne… O patrz, to pamiętasz? Znalazłem to na interecie, jakiś tokijczyk nam zrobił.
- Zimno wtedy było, dziwne w ogóle, że nas rozpoznali…
- No, a to na pewno będziesz pamiętał.- przesunął palcem po ekranie by pojawiło się kolejne zdjęcie.
Shizuo otworzył szerzej oczy i uśmiechnął się chytrze.
- Zgaduję, że z kamer, co?
- Taaaak~! Miałeś wtedy minę jakbyś widział UFO
- Nie byłem wtedy przyzwyczajony do widoku twojej osoby bez koszulki.
- Ah… To były nasze początki.- Izaya pokręcił się chwilę w miejscu, napił herbaty i wrócił do pokazywania zdjęć swojemu ukochanemu, który był naprawdę zaciekawiony.- To jest moje ulubione, patrz~!
Blondyn natychmiastowo zrobił się cały czerwony, myślał, że nikt tego nie widział jak tulił się do wielkiego miśka którego dostał od bruneta na urodziny. Pachniał wtedy jego zapachem i aż nie mógł się od niego oderwać.
- Usuń to.
- Nie! Tak słodko na nim wyszedłeś…I do tego nadal masz tego misia.- przytulił się do niego.- To następne też mi się bardzo podoba.
- Dobrze, że bliżej nie podszedłeś, bo byłem wtedy strasznie wkurwiony.- mruknął.- Koniec już tych zdjęć, wolę nie wiedzieć co ty tam jeszcze masz.
- Jak sobie chcesz Shizu-chan~! A ty masz moje zdjęcia~?- chłopak zablokował ekran i odłożył komórkę na stolik.
- Może mam, może nie…- blondyn się uśmiechnął i wyjął swój telefon z kieszeni. Odblokował go i pokazał informatorowi tapetę.
- Kiedy mi to zrobiłeś?- Izaya zamrugał szybko oczami.
- A to nie ważne….
- Masz jeszcze jakieś?
- Oczywiście, że mam.- Heiwajima zaśmiał się głośno i szybko schował telefon, by brunet go nie złapał.- Ale zachowam je dla siebie.

niedziela, 8 czerwca 2014

Książe- rozdział 7 [Zoro x Sanji]

Przepraszam, że pisze dopiero teraz, ale mam strasznie dużo roboty i internetu brak :/
Udało mi się jednak napisać kolejny rozdział Księcia, cieszycie się~? Mam też gotowy One-shot (nudny strasznie wyszedł), ale nie dam rady go wstawić :/
Wiecie co wam powiem? Strasznie dobrze mi się pisze tę historię i bardzo mi się łatwo wymyśla fabułę. Przygotujcie się na to, że będę pisać tylko w formie pierwszoosobowej ;)

~~~


Rozdział 7

Byłem strasznie spięty, niby udało mi się tam trafić i stałem przed budynkiem ekskluzywnej restauracji, ale tam było tylu ludzi… Nie to, że ich się boję, ale jak ktoś mnie rozpozna i zacznie o czymś gadać? Nie będę nic rozumiał i jeszcze mnie zabiorą do tego Law’a i będę w kompletnej dupie.
Postąpiłem kilka kroków i znów stanąłem w miejscu zdrętwiały, pewnie z perspektywy innego człowieka wyglądałem komicznie, ale nie obchodziło mnie to. W końcu jednak udało mi się wejść do środka, nikt na mnie nie spojrzał, wszyscy byli zajęci swoimi talerzami.
Podszedłem wolno do jednego z wolnych stolików i usiadłem na krześle. Karta dań jak i cała restauracja była wykwintna ale nie droga. „Mellorine” była urządzona w morskim stylu, chociaż w ogóle z tym nie przesadzono, nie wisiały tutaj muszelki, rozgwiazdy i koła ratunkowe, po prostu na jednej ścianie była wielka fototapeta przedstawiające morski horyzont. Dominowały tutaj kolory bieli i błękitu, a stoły i krzesła były z ciemnego drewna. Nastroju dodawały świeczki na stolikach i pasujące zasłony zawieszone na karniszach.
Było mi tu naprawdę dobrze, jednak nic sobie nie mogłem przypomnieć, w głowie miałem tylko dni które przeszedłem po tym jak Zoro mnie znalazł.
Wtedy podeszła do mnie jakaś niska, ale całkiem ładna kelnerka. Uśmiechnęła się na mój widok szeroko i miałem wrażenie, że zaraz wywali się na tych długich szpilkach.
- Panie Black! W końcu pan się pojawił! Kucharz sobie bez pana nie radzi!
Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć, co mam w ogóle robić? Muszę się jakoś wykręcić.
- Powinien sobie beze mnie radzić.- zmarszczyłem czoło.- Jeśli jest inaczej to znaczy, że się tu nie nadaje.
Ona się wyprostowała i lekko przestraszyła.
- Przepraszam pana bardzo za tę uwagę. Chce pan coś zjeść?
- Nie, dziękuję. Muszę zajrzeć do gabinetu.
- A będzie dzisiaj pan pracował na kuchni?
- Nie. Przez jakiś czas będę tu sporadycznie przychodził, mam wiele spraw do załatwienia.
- Rozumiem, dobrze, że Pan się w końcu pojawił, bo strasznie się martwiliśmy wszyscy.- uśmiechnęła się i wycofała.
Jestem ciekawy czy mówiła prawdę, czy jest tak zastraszona przeze mnie, że łamie jak z nut.
Podniosłem się i ruszyłem do drzwi które prawdopodobnie prowadziły do pomieszczeń w których pewnie kiedyś załatwiałem całą papierkową robotę.
Pchnąłem drzwi i ujrzałem schody, to było trochę dziwne, ale wszedłem na górę, były tutaj dwa pomieszczenia. Najpierw wybrałem drzwi po lewej i wlazłem cicho do środka, miałem wrażenie, że robię coś złego, chociaż to była moja restauracja.
Był to zwykły, dobrze oświetlony, miły pokoik. Przy ścianie stało biurko i z drugiej strony wielki regal z segregatorami i książkami. Gdzieniegdzie też walały się pojedyncze kartki, na których były opłaty np. za wodę lub świeże produkty. Podszedłem do biurka i zacząłem po kolei otwierać szuflady. W pierwszej były rachunki i jakieś listy, w drugiej notatnik, telefon, ładowarka i klucze, a w trzeciej były dwa pistolety.
Listy wyjąłem i włożyłem do wewnętrznej kieszeni kurtki, to samo zrobiłem z notatnikiem, kluczami i telefonem. Pistolet zaś wziąłem do ręki i przyglądałem mu się. Czy ja naprawdę tym zabijałem ludzi? Nadal nie mogłem w to uwierzyć.
Schowałem broń za paskiem, tak na wszelki wypadek i zamknąłem szuflady, gdy wrócę z Zoro do domu to wszystko razem przejrzymy.
Podszedłem do regały i zacząłem wszystko przeglądać. W segregatorach były rachunki, wyciągi z banku (z tego co zobaczyłem to kasy mi nie brak) i inne mniej ważne rzeczy. Książki zaś były albo horrorami, albo przepisami na różne dania.
Po jakimś czasie, prawdopodobnie to był godzina lub dwie, uznałem, że nic więcej tu nie znajdę.
Wyszedłem stamtąd i skierowałem się do drugich drzwi, były zamknięte, ale że miałem klucz to próbowałem je otworzyć. Po kolei wkładałem każdy, aż w końcu jednym z nich je otworzyłem. Jednak po tym co zobaczyłem to poczułem jak gula mi rośnie w gardle. W pomieszczeniu nie było nic, prócz kajdan przyczepionych do ściany. Były zakrwawione, jak zresztą większość podłogi i jedna ściana. Zrobiło mi się niedobrze, a do moich nozdrzy dostał się zapach gnijącej posoki. Ciekaw byłem kogo tutaj torturowałem, nie widziałem, żadnych zwłok, lub jego fragmentów, ale to chyba lepiej. Wycofałem się szybko i zamknąłem drzwi na klucz, trzeba tam będzie posprzątać…
Ale to nie teraz, zaraz przyjedzie Zoro, a ja nie mogę dać po sobie poznać, że coś mnie zaskoczyło. Trzęsącymi się dłońmi wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i zapaliłem jednego, one zawsze umieją mnie uspokoić. Na szczęście szybko pomogły bo usłyszałem kroki na schodach i momentalnie zapomniałem o zakrwawionym pokoju, zacząłem panikować, że to ten Trafalgar przyszedł by mnie poszukać i rozglądałem się za jakąś kryjówką. Jedynym wyjściem było wpadnięcie do miłego pokoju. Dorwałem się do klamki i wpadłem do środka, stanąłem szybko koło biurka i wyjąłem pistolet zza paska. Wycelowałem w drzwi i nasłuchiwałem. Kroki zaczęły się zbliżać, ten ktoś przystanął na chwilę i drzwi się otworzyły. Przesunąłem palec na spust gotowy do strzału.
- Sanji?- zobaczyłem zieloną czuprynę i połyskujące, złote kolczyki.
- Zoro?- opuściłem szybko broń i westchnąłem z ulgi.- Myślałem, że to ktoś z tej mojej mafii…
- Nic ci nie jest?- mężczyzna zamknął za sobą drzwi i podszedł do mnie, z jego oczu mogłem wyczytać, że się o mnie martwi.- Cudem się tu wkradłem.
- Jest dobrze.- westchnąłem i odłożyłem broń na biurko.
- Chciałeś mnie zastrzelić niezaładowanym pistoletem?- uśmiechnął się zadziornie.
- Był niezaładowany?- spojrzałem na pistolet.- Zapomniałem o tym przez to wszystko.- znów westchnąłem.
- Znalazłeś coś?
- Coś tam, mam, a w pokoju obok jest rzeźnia.
- Rozumiem…- rozejrzał się szybko i poprawił katany przy pasie.- Jedziemy?
- Tak, jedźmy.- zebrałem się szybko, broń znów schowałem za paskiem i razem z Zoro zeszliśmy na dół. Szybko i dyskretnie wymknęliśmy się na zewnątrz, przed moją restauracją stało kilka samochodów i wielki, czarny harley, którym jak się okazało przyjechał Zoro. Glon rzucił mi jeden kaski wsiadł na maszynę.
- Jak się zabijemy to skopię ci dupę w niebie.
- Ale my pójdziemy do piekła.- uśmiechnął się i założył kask na głowę.
Zrobiłem podobnie i usiadłem za nim. Od razu objąłem go w pasie, by nie spaść w czasie jazdy, a poza tym po prostu chciałem czuć dotyk jego ciała, od tak po prostu. Marimo odpalił silnik, przygazował trochę i ruszył od razu na pełnym gazie. Chciało mi się krzyczeć, by zwolnił bo się zabijemy ale nie zrobiłem tego bo mu ufałem.
Wtuliłem się tylko w jego plecy i zamknąłem oczy. Słyszałem świst wiatru i warczenie silnika.  
Jechaliśmy jakiś czas, a ja w ogóle nie otwierałem oczu, w końcu jednak szermierz zatrzymał motor. Zdjął kask i odwrócił do mnie głowę, ja nadal się w niego wtulałem.
- Dotarliśmy Książe.- uśmiechnął się.
Słysząc jego głos uniosłem głowę i zdjąłem kask. Moim oczom ukazał się piękny domek, biały z ciemnym dachem, ogrodzenie było czarne, a ogród równo przystrzyżony, na jego środku rosła piękna sakura.
- To mój dom?- zamrugałem szybko by sprawdzić, czy nie mam przywidzeń.
- No twój, z tego co wiem to masz sporo forsy.
Oboje zeszliśmy z pojazdu i stanęliśmy przed bramą. Pod stopami chrzęścił nam żwir, a ja znów nabrałem ochoty na papierosa. W restauracji miałem pokój do tortur, co będę miał w domu?
- To co? Idziemy?- glon spojrzał na mnie z uśmiechem, chyba był ciekawy jak jest wewnątrz, w sumie to ja też byłem.
- Idziemy.- przytaknąłem ruchem głowy i wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów.
 

sobota, 31 maja 2014

Zdany na łaskę boga- rozdział 9 [Shizuo x Izaya]



W końcu się udało napisać ostatni rozdział~! Mam nadzieję, że się spodoba :*
Uwaga, nie jestem zbyt dobra w opisywaniu stosunków więc jak na mnie nakrzyczycie to się nie zdziwię bo mnie osobiście się tan rozdział nie podoba :/ 

Rozdział 9

Od wyprowadzki połamanego Shizuo z mieszkania Izayi minęły dwa miesiące. Blondyn już doszedł do siebie i był zdrów. Znów jak dawniej chodził po mieście w stroju barmana i pilnował swojego terenu, oprócz tego pracował jak dawnej wyładowując się na dłużnikach. Jednak jego złość znacznie spadła ponieważ kleszcz, który zaczął wzbudzać w nim uczucia odwrotne do nienawiści w ogóle się nie pokazywał w Ikebukuro. Potwór po wielu nocach przemyśleń nad tym wszystkim pogodził się z prawdą, że zakochał się w tej mendzie. Po co sprzeciwiać się własnym pragnieniom? Żałował tylko tego, że nie widuje już Izayi, wytłumaczyłby sobie z nim wszystko, jeśli nie słowami to trochę inaczej.

Heiwajima szedł właśnie chodnikiem omijając przestraszonych ludzi. Zbliżała się noc więc szedł do domu by zjeść kolację i pójść spać, wolał być jutro wypoczęty. Krok miał wolny i spokojny, w ustach trzymał zapalonego papierosa i co jakiś czas się zaciągał , to go uspokajało i pozwalało nie myśleć o brunecie. To śmieszne, że tak zaczął go lubić, ale tak było i koniec kropka, nikt nie ma prawa z tym dyskutować.
W pewnym momencie uderzył go dobrze mu znany zapach Izayi, menda była blisko i musiał to wykorzystać. Chciał go zobaczyć i dotknąć jego bladej, gładkiej skóry. Wpadł w jedną z wielu ciemnych uliczek (tam zapach był najmocniejszy) i zaczął wypatrywać informatora. I udało się, kleszcz stał na końcu uliczki, był odwrócony do niego i zapewne niczego się nie spodziewał, bo Shizuo zwykle nie zachowywał się dyskretnie.
Boże jak on tęsknił za widokiem tej kurtki i tych zgrabnych nóg. Zaczął cicho iść w jego stronę, ale czułe zmysły Izayi były niezawodne i w końcu odwrócił się z gracją uśmiechając szeroko. W dłoni miał otwarty nożyk.
- Nie zbliżaj się do mnie potworze.- zachichotał.
Potwór jednak nie chciał mu darować, zignorował ostrze i ten nakaz i dalej szedł w jego stronę.
- Jak zwykle się nie słuchasz Shizu-chan~..- westchnął i odwrócił się by zacząć uciekać.
Jednak tym razem Heiwajima był szybszy, rzucił się na przód i złapał go za kaptur kurtki.
- Nie uciekniesz mi gnido.- warknął.- Nie tym razem.- złapał jego rękę i ścisnął na tyle mocno by ten upuścił nóż. Potem mimo protestów kurdupla i jego wyrywania się przerzucił go sobie przez ramię i ruszył do swojego mieszkania. Nie będzie z nim przecież rozmawiał w ciemnym zaułku.
- Zostaw mnie potworze! Głupi pierwotniak!- krzyczał Izaya by wzbudzić zamieszanie.
- Nazywaj mnie jak chcesz, ale idziesz ze mną.- mruknął i wszedł do budynku w którym mieściło się jego skromne aczkolwiek przytulne mieszkanie.
Wlazł na górę i wyjąwszy klucze z kieszeni otworzył drzwi i wszedł do środka. Rzucił Izaye na podłogę i nie patrząc na niego zamknął drzwi przekręcając zamek.
W tym czasie informator pozbierał swoją godność z podłogi i oprał się o ścianę uważnie obserwując każdy ruch Heiwajimy. Tak długo udawało mu się nie przychodzić do tej zakichanej dzielnicy i w końcu oparł się pokusie. Po prostu musiał tu przyjść, coś go tu ciągnęło.
- Po co mnie tu przytachałeś Shizu-chan~?
- Chciałem pogadać.- odwrócił się do niego.
- To gadaj~.- wzruszył ramionami.
Niestety nie przygotował się na to co Shizuo zrobił. Złapał go w pasie i przyciągnął do siebie łącząc usta z jego. Izaya dał się w pierwszej chwili ponieść temu doznaniu i wpuścił język blondyna do swoich ust. Jednak zaraz się opamiętał i odsunął się trochę od potworka.
- Tak chcesz rozmawiać?!- uniósł się trochę.
- Tak. Tak chcę z tobą rozmawiać.- przybliżył usta do jego ucha przygryzając je lekko.- Twój plan wypalił, zakochałem się w tobie.
Po ciele Izayi przeszedł dreszcz i zaczynało mu się robić gorąco. Shizuo przyparł bruneta do ściany, jedną rękę włożył mu pod koszulkę by pieścić sutki i kolanem masował jego krocze.
- I chcesz czy nie jesteś mój.- zrobił mu czerwoną malinkę na szyi.
- Ej!- jęknął, oddech miał przyspieszony.- Tylko bez malinek w widocznych miejscach!
- Nie wiem czy się na to zgodzę.- mruknął i zaczął robić następną malinkę
Izaya znów jęknął, to było żenujące ale było mu przyjemnie i chciał więcej. Przez okres w którym nie opiekował się blondynem próbował się wyprzeć uczuć jakimi zaczął darzyć to monstrum. No ale się nie udało. Trudno. Lepiej jest być szczęśliwym.
Chłopak złapał Shizuo za jego blond włosy i pociągnął do tyłu by odciągnąć jego usta od swojej szyi.
- Tu mnie masz całować.- połączył ich usta.
Heiwajima uśmiechnął się lekko i pogłębił pocałunek. Nie mógł już dłużej czekać. Zmusił Izaye by oplótł go nogami w pasie i dalej go całując poszedł z nim do sypialni. Słychać było tylko ich mlaskanie i obijanie się o ściany. W końcu wylądowali na łóżku, a Shizuo dorwał się do koszulki bruneta. Nawet nie myślał o cywilizowanym ściąganiu jej, po prostu ją podarł.
- Neee Shizu~…- jęknął i wziął w łapki materiał swojego sweterka.- Nie zachowuj się jak zwierze.
- A ty się zamknij mendo, będę robił to co będę chciał.- uśmiechnął się chytro i zaczął językiem pieścić blady tors informatora. Jego skóra była gładka i miękka, aż chciało się jej dotykać, a te odgłosy które wydawał… Po prostu miód dla uszu. Izaya zagryzał wargę by nie wydawać tych dźwięków, ale czasem się nie udawało.
Dalej zajmując się ciałem bruneta dłońmi zjechał do jego spodni i zaczął je rozpinać.
- Masz jakiś lubrykant?- jęknął Izaya czując kolejną falę przyjemności.- Moje ciałko jest delikatne~!
- Nie.- zdjął mu bokserki i wziął jego członka.- Ale jak ci bardzo zależy to pośliń.- przybliżył dłoń do jego twarzy i zaczął dopieszczać jego członka poruszając ręką. Sam też czuł, że mu ciasno w spodniach, miał ochotę już w niego wejść, ale to mogłoby spowodować, że Izaya się tylko wkurzy.
Brunet dokładnie naślinił palce potwora, dzięki temu chociaż mniej jęczał i mniej go będzie boleć potem tyłek.
- Gotowy Izaya-kun?- zabrał rękę i zaczął naślinionymi palcami masować jego wejście.
- Ta.- jęknął wpatrując się w sufit, jego policzki były całe czerwone.
Blondyn uśmiechnął się i wsunął w niego dwa palce, rozkoszując się jękiem jaki chłopak z siebie wydał. Nie mógł uwierzyć, że to się w końcu stało, że ma Izaya na własność. Zaczął poruszać palcami by dobrze przygotować bruneta, który co jakiś czas wydawał z siebie ciche jęki.
Shizuo, jak również Izaya czuł niemałe podniecenie i jak najszybciej chciał w niego wejść. Wyjął z niego palce i zaczął sobie odpinać spodnie.
- Nie mogę już wytrzymać.- sapnął ściągając bokserki.
- Ale…- jęknął Izaya, wizja bolącego tyłka nie była przyjemna, chociaż teraz sam się już nie mógł doczekać czegoś większego w sobie.
Barman otarł czubkiem swoje penisa i wejście chłopaka i powoli zaczął go wprowadzać. Był delikatny i starał się nie robić gwałtownych ruchów. Co do Izayi to on zaciskał zęby tylko by nie krzyknąć (z przyjemności oczywiście) i jego dłonie zajmowały się ściskaniem kołdry.
- Boli? Chcesz więcej?- blondyn pogłaskał go delikatnie po brzuchu.
- Trochę.- sapnął.- Zacznij się ruszać to przestanie.- spojrzał mu w oczy.
Shizuo spełnił jego żądanie, zaczął się w nim poruszać, najpierw powoli, a potem coraz szybciej. Trzymał biodra Izayi i napawał się pojedynczymi jękami i sapaniem bruneta, który z trudem się powstrzymywał. Nie mógł wręcz uwierzyć, że właśnie to robią, od tak dawna to planował. Może to dobrze, że przejechały go te samochody?
Informator przeniósł ręce na ramiona potworka i wbijał mu paznokcie w skórę. Rano na pewno będzie go bolał tyłek i na jego pięknej skórze będzie można liczyć siniaki, ale jemu to się cholernie podoba. Nie lubi gdy ktoś zbytnio się z nim cacka, a Shizuo jest idealny, a wręcz cudowny. Boże, czy on się zakochał?! Jest mu tak dobrze… Chciałby, by było tak już zawsze…
Shizuo sapał cicho i co jakiś czas nachylał się by całować chłopaka w usta lub w niższe partie ciała. Dlaczego on go wcześniej nie pokochał?
- Shizu~..!- jęknął brunet i złapał go za włosy.- Ja zaraz…- zrobił się cały czerwony, co bardzo rozczuliło potworka. Tylko on mógł widzieć Izaye w takim stanie, takiego słodkiego, niewinnego i uroczego. Do tego tylko on mógł w niego wchodzić, od teraz Izaya jest tylko jego.
Poczuł jak chłopak się na nim zacisnął gdy dochodził. Sperma ubrudziła ich brzuchy i nie zdążył wyjść z bruneta, po paru mocniejszych pchnięciach doszedł w nim.
- Shizu-chan~…- sapał i bezwładnie leżał na łóżku.- Musimy to robić częściej.
- Tak.- wyszedł z niego i położył się obok, od razu przytulając go do siebie.- Teraz jesteś tylko mój.- pocałował go w ucho.
- To jest prośba o chodzenie~?
- Nie. To jest stwierdzenie, nie możesz się nie zgodzić.- zamknął oczy by iść spać.
- Ale ja się zgadzam.- szepnął i zamknął oczy.
***
Rano obudziły blondyna ciosy w brzuch. Lekkie, wcale nie bolały. Otworzył leniwie oczy i spojrzał trochę w dół. Zobaczył brązową czuprynę wystającą spod kołdry i wzmocnił uścisk.
- Shizu~!- do jego uszu doszedł jęk Izayi i trochę przystopował z przytulaniem. Odkrył jego głowę, a informator w końcu zaczerpnął tchu.
- Udusić mnie chciałeś pierwotniaku?!- warknął, ale wtulił twarz w jego klatkę piersiową.
- Przesadzasz kleszczu, ciebie się nie da tak łatwo zabić.- ziewnął i pogłaskał go po plecach.
- Weź się rusz i zrób kawy~… Tylko gorzkiej~!
- Dlaczego niby ja?
- Bo mnie boli tyłek~. A do tego, kto się tobą opiekował gdy byłeś połamany~?
- Eh.. No dobra.- blondyn westchnął porządnie i zaczął się podnosić. Zrobi przy okazji jakieś śniadanie i zapali, potem pójdzie się wykąpać tylko to akurat z Izayą. Nie zakładając nic na siebie ruszył do kuchni, przecież i tak nikt go nie zobaczy.
Izaya za to rozsiadł się wygodnie w łóżku i spojrzał przez okno. Świeciło słońce i niebo było bezchmurne, jednak mimo tak pięknego dnia chciał cały dzień leżeć tu, razem ze Shizuo.
- Kocham cię potworku~.- szepnął i sięgnął na komórkę by ją wyłączyć.

KONIEC

niedziela, 25 maja 2014

Namcia- przedstawienie [One Piece]

No i wstawiam drugie opowiadanko~! :*
To jest o wiele lepsze od poprzedniego i możecie je też znaleźć na stronie "One Piece zostań królem piratów". Najpierw to właśnie tam je opublikowałam :D

~~~
 Namcia

Wychodzi Sanji na scenę, zapala papierosa i mówi:

Sanji: Daleko za górami, za lasami i jeziorami żyła sobie piękna dziewczyna, a na imię jej było Namcia. Mieszkała z dwiema brzydkimi siostrami i piękną macochą, pewnego słonecznego dnia do ich chaty przyszedł list z wiadomością że Książę Money D. Luffy planuje bal.

Na scenę wchodzi Zoro:

Zoro: Ej Kucharzyku gdzie schowałeś sake?


Sanji: Marimo, to nie twoja scena, idź stąd!

Sanji kopnął Zoro tak że ten poleciał za scenę, na scenę wyszła Robin, Brook i Franky w sukienkach. Zza sceny słychać było odgłosy walki.


Robin: Drogie córeczki, przyszedł do mnie list od księcia.

Brook: Yohohohohoho! Cudownie! Aż zaśpiewam! Tyle słońca w całym mieście…

Wyskakuje Luffy na scenę.

Luffy: Nie widziałeś tego jeszcze, popatrz!

Brook i Luffy: O! Popatrz!

Nami zza sceny: Idioto wracaj tu! To nie twoja kolej!

Luffy wraca za scenę.


Franky: Dlaczego ja muszę być córką? (mówi pod nosem) Matko, to wspaniale, zaprosił nas?

Robin: Tak, musicie się przyszykować, Namcia!

Nami wychodzi na scenę w starej sukience i ubrudzona węglem, zza sceny słychać krzyk Sanji’ego „Piękna Nami-swaaaaan!”


Nami: Tak matko? Właśnie skończyłam czyścić kominek.

Robin: Dostałyśmy zaproszenie od księcia, ty jednak zostajesz w domu, nie masz w co się ubrać i musisz sprzątać. Przyjdź potem do mnie uczesać mi włosy.

Robin machnęła ręką i wyszła za scenę.

Brook: Yohohoho! Pokażę księciu swoje majteczki! Namcia! Znajdź mi jakąś piękną suknie!

Nami podbiega do kufra stojącego nieopodal i wyciąga fioletową suknię.

Nami: Proszę siostro, ona podkreśli twoje krągłości.

Brook: Masz racje! Jest doskonała! Ale zaraz… Ja nie mam krągłości…. Yohohohoho!

Brook zszedł ze sceny, podskakując z nogi na nogę.

Franky: A ja?! A dla mnie sukienka?! No nie ja nie wyrabiam! Nie będę grał baby!

Nami zrobiła groźną minę i powiedziała cicho.

Nami: Będziesz, bo jak nie (pokazała pięść)….

Franky: Namcia! Dawaj no mi kieckę bo w tany idę!

Nami znów podbiegła do kufra i wyjęła długą niebieską sukienkę, podała ją Franky’emu.


Nami: Proszę siostro, ona zakryje twoje nieogolone nogi.

Franky wziął sukienkę i zszedł ze sceny, Nami została sama, uklękła i udawała że płacze:

Nami: Łeeee!!! Nie mogę iść na bal!!! Zostałam tu sama!!!!! Łeeeee!!! Gdyby była jakaś wróżka!!

Nagle słychać głos zza sceny.

Zoro: O nie! Ja w tym nie wyjdę!

Sanji: Wyłaź!

Zoro został wypchnięty na scenę, był ubrany w zieloną sukienkę, na głowie miał tiarę, na plecach przyczepione skrzydełka, a przy pasie miał swoje trzy katany. Podszedł z naburmuszoną miną do podśmiewającej się Nami, zza sceny też było słychać śmiechy.

Zoro: Zabiję….

Nami: Wróżka?! Dlaczego taka brzydka?

Zoro: Inne, miały wolne…

Nami: A więc wróżko, pomożesz mi się dostać na bal?

Zoro: Pomogę i nawet kieckę ci dam, ale o północy moje zaklęcia przestaną działać i znów będziesz taka jak teraz.

Nami: A wiec gdzie ta sukienka?

Zoro: I co może mam ci jeszcze ją podać?! W kufrze jest, weź sobie.

Nami podbiegła do kufra i wyjęła z niego mandarynkową suknię. Wyszła za scenę, po dwóch minutach przyszła przebrana i piękna, zastała śpiącą wróżkę, podeszła do Zoro i uderzyła go pięścią w głowę.

Nami: E ty! Wróżka! Nie śpij! Co dalej!

Zoro złapał się za głowę.

Zoro: Dalej idziemy do twojej karety.

Wróżka skręcił w lewo i zaczął iść ale Nami go powstrzymała.

Nami: Ale wróżko, wyjście z domu jest w drugą stronę.

Zoro zawrócił.

Zoro: Robisz to specjalnie…

Obydwoje zeszli ze sceny, słychać było krzyk Sanjego „Mellorin! Mellorin!”. Na scenę wchodzi Chopper, zaprzężony w wózek sklepowy, i siedział na nim Usopp. Po nich weszli Zoro i Nami.

Nami: Lepszego pojazdu nie było?

Zoro: Tylko to udało nam się ukraść na szybko…

Usopp: Ładuj się do wózka Namciu! Jestem wielkim rajdowcem wyścigowym to będzie szybka podróż!

Nami weszła do wózka, a Chopper ruszył, Zorro jeszcze zawołał:

Zoro: Tylko pamiętaj, masz czas do północy!

Wszyscy zeszli ze sceny. Po chwili powóz znów na nią wjechał, Nami wysiadła z wózka.

Usopp: Ta podróż była genialna, Chopper musimy sobie zbudować taką karetę!

Chopper: Noooo!!!

Nami: Idźcie już stąd!

Usopp i Chopper zjechali ze sceny, na scenę weszła Robin, Brook i Franky w sukienkach, a także Luffy w królewskim płaszczu i koronie.

Robin: Księciu zatańcz z moimi córkami!

Luffy: Nieeeee! Są za brzydkie!!!!

Brook: Ale księciu!!!

Luffy: A mięcho macie?

Franky: Nie, nie mamy.

Nami: Ale ja mam!

Luffy podbiegł do Nami i zaczęli tańczyć, siostry i macocha z zazdrością się im przyglądali.


Robin: Jaka ona piękna…

Brook: Nie mamy szans….

Luffy: Gdzie to mięcho?

Nami: Dam ci pięknie pachnące mięso drobiowe, jak skończymy tańczyć.

Namcia spojrzała na zegar który wskazywał 11:55.

Nami: O nie muszę uciekać!

Nami zbiegła ze sceny, a za nią Luffy, macocha i siostry.

Luffy: Ej!!!! A moje mięcho?!

Sanji wszedł na scenę.

Sanji: Pięknej Namci udało się na czas dotrzeć do domu, niestety w połowie drogi jej wózkowi odpadło kółko i niósł ją woźnica. Po powrocie do domu wredne siostry kazały jej sprzątać i gotować, macocha zaś nie przejmowała się nią, bo była skupiona na czytaniu książki „Jak wychować swoje córki”. Książe Monkey D. Luffy, poszukiwał pięknej kobiety która nie dała mu obiecanego mięsa, żadna z dotychczas odwiedzonych kobiet nie miała mięsa drobiowego, tylko same wołowe. W końcu Dotarł do domu, w którym mieszkała macocha ze swoimi córkami.

Sanji schodzi ze sceny i wchodzą na nią Robin, Brook, Franky i Luffy.


Robin: Cóż chcesz od nas księciu?

Luffy: Mięcha! Mięcha chce!

Franky: Ale żarłok!

Brook: Yohohohoho! Mamy dla ciebie pyszne mięso wołowe!

Luffy: Ale tamta dziewczyna obiecała mi drobiowe! Mieszka ktoś jeszcze u was?

Robin: Ależ mieszka tu tylko Namcia.

Luffy: Niech się tu zjawi.

Nami wchodzi na scenę i staje przed Luffy’m

Luffy: To z tobą tańczyłem na balu, obiecane mięso drobiowe masz?

Nami: A mam.

Luffy: A dasz?

Nami: 100.000 beli.

Luffy: Coooooo?!?!?!

Nami się roześmiała.

Nami: Dam ci jak, urządzisz dla wszystkich przyjęcie.

Luffy szeroko się uśmiechnął.

Luffy: Ok!

Wszyscy zeszli ze sceny, w tle leciała skoczna muzyka. Na scenę wchodzi Sanji.

Sanji: Przyjęcie które się odbyło było niesamowite. Książka którą czytała macocha bardzo jej pomogła i Namcia jest już dobrze traktowana przez siostry i są przyjaciółkami, poza tym Namcia stała się bardzo bogata. Książę wybudował sobie mięsny pałac, woźnica i jego renifer opatentowali karoce składające się z wózka sklepowego i jakiegoś zwierzęcia do niego zaprzężonego. Wróżka się nachlał i śpi pewnie w jakimś rowie. Biedny, przystojny i mega męski narrator nie zdobył miłości, więc czeka na wszystkie zgłoszenia od pięknych pań.

Nam krzyczy zza sceny.

Nami: Skończ już wreszcie!

Sanji: Tak Nami-swaaaan! A więc! Podsumowując, wszyscy żyli długo i szczęśliwie!

Kurtyna opada.