sobota, 6 września 2014

Książe- rozdział 12 [Zoro x Sanji]

Bardzo was przepraszam, że tak długo mnie nie było, wybaczcie mi ;_;
Miała sporo kłopotów z internetem, rodzicami i cały czas mam zajęty czas, ale w końcu się udało napisać rozdział i jest też napisany mniej więcej do połowy One-shot z OP. Zaczął się rok szkolny, nie wiem jak wy ale ja się cieszę (chociaż w tej klasie czeka mnie egzamin ;_;), w domu było mi strasznie nudno i miałam dość ględzenia rodziców. Wolę się uczyć niż latać cały czas po domu i sprzątać, gotować itd.
Mam też w planach założenie nowego bloga albowiem wzięłam się za siebie i postanowiłam diametralnie zmienić swój styl, blog będzie takim jakby moim pamiętnikiem. Nie wiem jeszcze czy go założę, najpierw muszę uzbierać kasę na wszystkie potrzebne mi rzeczy (lolita fashion tak droga, a pieniędzy tak mało ;_;). Jeśli go założę to odwiedzicie~?
Na razie miłego czytania~! Rozdziały będą wstawiane w weekendy bo od poniedziałku do piątku brak internetu~... :/

~~~
  
Rozdział 12

Gdy poranne promienie słoneczne mnie obudziły to od razu poczułem jak ktoś mnie do siebie mocno tuli. Wiedziałem kto to, bo pomimo bólu czaszki pamiętałem co wczoraj odstawiałem. Do tego Zoro się nie opierał…
Otworzyłem oczy i od razu zrobiłem się czerwony. Przed sobą miałem umięśniony tors glona ozdobiony poprzeczną blizną. Mięśnie miał wielkie i aż miło się było do nich przytulać. Podniosłem wzrok by spojrzeć na jego twarz, spał spokojnie i widać że twardo. Do tego miał rozchylone usta i po brodzie ciekła mu strużka śliny.
Szermierz był naprawdę bardzo słodki, chciałbym z nim być, ale przecież podobno miałem już chłopaka… Do tego nie wiem czy podobam się temu glonowi, może i wczoraj całował mnie dosyć zachłannie ale może to robił tylko dlatego, że ja też chciałem?
Uśmiechnąłem się i starłem mu delikatnie ślinę ze skóry, następnie podciągnąłem się i lekko pocałowałem go w usta. Mężczyzna zmarszczył śmiesznie nos, przycisnął mnie mocniej do siebie i wtulił twarz w moje włosy.
- Książe…- wymruczał i jego ręka powędrowała mi na tyłek.
Zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony. Cholera jasna… I jak ja teraz wyjdę z tego łóżka? Przecież kto by chciał przerywać taką rozkosz? Tylko kompletny głupiec. Nie ważne co robiłem wczoraj, udam że nic nie pamiętam.
Zamknąłem oczy i znów poszedłem spać.

- Sanjiiiii!!!!- do pokoju wpadł Luffy i zaczął się drzeć na całe gardło.- Wstawaj! Śniadanie zrób!!
Zerwałem się do siadu przestraszony nagłym wrzaskiem i bólem głowy. Glon też się obudził ale spojrzał tylko wściekle na swojego szefa, miałem wrażenie, że zaraz Słomiany zostanie pozbawiony flaków za tak brutalną pobudkę.
- No idę, idę. Nie drzyj tak tej mordy.- mruknąłem rozcierając oczy i układając włosy.- Powiedz Usopp’owi żeby naszykował składniki, a ja w tym czasie się przyszykuje.- chciałem zejść z łóżka ale ręce glona mnie powstrzymały.- Oi Marimo, puść mnie.
- Nie.- objął mnie mocniej w pasie.- Dlaczego tylko ty masz robić śniadanie? Wczoraj się napracowałeś, niech teraz się odwdzięczą.- spojrzał na Luffy’ego, na co szef tylko się zaśmiał.- Luffy, załatw to.
- Shi, shi! Okej!- wypadł z pokoju do salonu i zaczął się drzeć do wszystkich że mają się zebrać, zrobić śniadanie i posprzątać tu.
- No i możesz dłużej ze mną poleżeć.- uśmiechnął się drapieżnie.
- Sory ale nie mogę glonie.- ziewnąłem.- Muszę się ogarnąć, śmierdzę, jestem nieogolony i ogólnie bleee.- zaśmiałem się.
- Mi tam pasuje brewko.
- Nie nazywaj mnie brewką sałato.
- A ty mnie nie nazywaj sałatą.- mruknął.
- Bo co?- zaśmiałem się.- Głupi glon.
- Wypicowany kucharzyk.
- Oberwiesz zaraz.- spojrzałem na niego.
- No to dawaj.- uśmiechnął się prowokująco.
Jakoś tak nie wytrzymałem, rzuciłem się na niego i zaczęliśmy się okładać. Było to trochę koślawe i z boku to pewnie dziwnie wyglądało, ale ważne że było śmiesznie. Czasami obrywałem pięścią w brzuch lub udo, a czasem on dostawał porządnego kopniaka. Mimo moich starań szermierz był silniejszy, ale to ni znaczy że wygrał, sprawił tylko że spadliśmy na podłogę i tam dalej się okładaliśmy.
W pewnym momencie Zoro usiadł mi na biodrach i złapał moje obie ręce bym nie mógł nimi poruszać. Spojrzałem mu w zielone, cudne oczy i mimowolnie się zarumieniłem. A to głupek, robi to wszystko specjalnie.
Mężczyzna nachylił się nade mną, tak, że nasze twarze były bardzo blisko siebie i lekko pocałował mnie w usta. Zaraz potem oderwał się ode mnie, wyprostował jak struna i uśmiechnął się łobuzersko.
Nie umiałem się ruszyć, byłem nie tyle przytłoczony tym wielkim glonem co moje myśli mnie wręcz bombardowały. Dlaczego to zrobił? Chciał ze mnie zażartować czy może coś do mnie czuje?
- Idź się naszykować.- puścił moje ręce i zszedł ze mnie.
Obserwowałem każdy jego krok, podrapał się po głowie, ziewnął i podszedł do szafy by wyjąć z niej jakieś ciuchy.
- Rusz się, bo ja też muszę się umyć.- zaśmiał się spoglądając na mnie.
Przełknąłem ślinę, przytaknąłem ruchem głowy i podniosłem się. Próbowałem opanować rumieńce i dreszcze ale jakoś się nie dało, wziąłem z szafy kilka swoich rzeczy i jak najszybciej pognałem go łazienki.
Zoro został w pokoju, przechodząc przez salon zastanawiałem się jak się teraz zachowywać. Normalnie? Unikać go? Rzucić się na niego i go obcałować? Boże jaka chora sytuacja..
Po wejściu do łazienki zamknąłem drzwi na klucz i wszedłem do wanny. Ciepła woda koiła zmysły i pozwalała wszystko przemyśleć. Tylko co robić? To było jasne, że zakochałem się w Zoro, ale co takiego on czuł do mnie?
Zamknąłem oczy i cały zanurzyłem się w wodzie. Może warto skorzystać z okazji? Odpicuje się jakoś ładnie i będę go kusił najlepiej jak umiem.
- To cudowny pomysł!- wynurzyłem się z wody i szybko sięgnąłem po swoje kosmetyki i lusterko.
Na szczęście byłem zadbany więc jakoś dużo teraz przy sobie nie musiałem robić. Ogoliłem się i dokładnie umyłem włosy i twarz. Wyskoczyłem z wanny i zacząłem kręcić się w poszukiwaniu suszarki do włosów, ale niestety Zoro czegoś takiego nie posiadał, no bo w sumie po co mu ona?
Musiałem sobie jakoś poradzić, więc ręcznik poszedł w ruch. Nie wysuszyłem ich do końca, ale nie było tak źle, ułożyłem je tak jak zwykle by grzywka zakrywała moje jedno oko i by nie było widać tej śmiesznej brewki, ja nawet nie wiem skąd ona taka jest zakręcona. Umyłem zęby, wypsikałem się dezodorantem i w końcu ubrałem się w ciuchy. Akurat mój wybór padł na czarne spodnie, pomarańczową koszulę w czarne, pionowe paski i czarną kamizelkę. To wszystko podkreślało moją szczupłość i bladość.
- Prezentuje się całkiem nieźle.- uśmiechnąłem się, posprzątałem bałagan który zostawiłem po sobie i wyszedłem z pomieszczenia z nadzieją, że Zoro nie będzie mógł ode mnie oderwać wzroku.
- No w końcu wylazłeś.- usłyszałem jego mruknięcie z salonu.
- Musiałem się doprowadzić do porządku.- odburknąłem by nie pokazać że mi jakoś specjalnie zależy. Usłyszałem kroki i zaraz zobaczyłem Marimo przed sobą. Niestety przeliczyłem się, zerknął na mnie tylko raz i poszedł prosto do łazienki.
- Tsk… Debil.- szepnąłem pod nosem i poszedłem do kuchni.
Sądziłem że to będzie inaczej wyglądać.
- Sanji!!- usłyszałem głos Luffy’ego.- Dzięki za imprezę! Było super żarcie!
- Ależ proszę.- uśmiechnąłem się i obejrzałem się za swoją porcją śniadania, jednak nic nie dostrzegłem, no trudno, ważne było czysto i naczynia się nie potłukły.
- A ty coś się tak wystroił?- Nami uśmiechnęła się i szturchnęła mnie łokciem.- To dla naszego debila?
Od razu zrobiłem się cały czerwony, dlaczego tak jest, że dziewczyny zawsze muszą wszystko zauważyć?
- Nie… Ja tak zawsze.
- A skąd możesz to pamiętać?- zaśmiała się i poklepała mnie po ramieniu.- Życzę ci powodzenia z nim, uwierz mi, że będzie łatwo.
Nagle po moim ciele przeszedł zimny dreszcz, czyżby…
- On lubi się z kimś zabawić i kogoś zostawić?- szepnąłem.
- Oj nie o to mi chodziło!- pacnęła mnie w głowę i westchnęła zrezygnowana.- My się zbieramy, do następnego Sanji.
Pożegnałem się potem z całą resztą i zostałem sam w domu z Zoro. Wstawiłem wodę by zrobić sobie herbaty i zacząłem robić sobie lekkie śniadanie. Akurat miałem ochotę na ryż na słodko, nic wielkiego i raczej nie nadaje się na zdrowe śniadanie, ale dzisiaj miałem taki kaprys.
Podczas jedzenia, z łazienki wyszedł Zoro, nie miał na sobie koszulki więc raczej nie chciałem na niego patrzeć by się nie zarumienić.
- Co będziesz dzisiaj robić?- staną centralnie przede mną. On nie spojrzał przedtem na mnie, to ja teraz nie spojrzę na niego, swój wzrok zawiesiłem na ryżu.
- Nie wiem, może pójdę na zakupy, lodówka jest znów pusta.
- Dlaczego na mnie nie spojrzysz?
- Patrzę na ciebie.- mruknąłem i zwróciłem na niego wzrok, jednak starałem się nie skupiać na jego klacie i myśli skierowałem na inny tor.
Zoro zrobił złą minę i dotknął mojego policzka.
- Źle się czujesz?
- Dobrze się czuje.- mruknąłem i odepchnąłem jego dłoń.- Kiedy idziesz do pracy?
- Już się tam wybieram.- mruknął, odwrócił się i poszedł do sypialni by się ubrać. Zaraz potem wyszedł z niej i znów spojrzał na mnie.- Uważaj na siebie, dobrze?
- Ty też uważaj.- uśmiechnąłem się lekko.
On odwzajemnił uśmieszek i po ubraniu na siebie kurtki wyszedł z domu.
Westchnąłem i wróciłem do jedzenia ryżu.

Po dwóch godzinach w domu ruszyłem się na zakupy, trzeba było się w końcu czymś zająć i uzupełnić lodówkę. Jednak przez cały czas miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, nie raz się rozglądałem by zobaczyć kogoś podejrzanego ale nikogo takiego nie było. Każdy wyglądał normalnie i raczej go nie znałem. Najgorzej było gdy wchodziłem po schodach do mieszkania, usłyszałem za sobą kroki i poczułem zapach który skądś kojarzyłem. Od razu odwróciłem się czując na sobie czyjś wzrok.
- Witaj książe, pójdziesz ze mną?- ujrzałem za sobą tego chłopaka z targu i ze zdjęcia, Zoro mówił na niego „Ace”.
- Nie, idź stąd.- warknąłem.- Nie pamiętam ciebie, tego głupiego gangu i niczego, więc spieprzaj.
- Nadal masz tak samo cięty język.- uśmiechnął się i zaczął wchodzić za mną po schodach.
- Idź stąd! Nie chcę należeć do waszego gangu, odchodzę, powiedz to temu Law’owi!
- Nie spodoba mu się to.- skrzywił się.- Jesteś zbyt cenny, dlatego dostałem zlecenie, by cię przyprowadzić kochanie.- był coraz bliżej mnie.- Nie pamiętasz naszej miłości i tych szalonych nocy?
- Nie! Nie kocham cię! Wolę kogoś innego.- warknąłem.
Ace zmarszczył czoło i zatrzymał się.
- Pewnie tego Zoro, co?- spiął się.- Ja ci wszystko przypomnę!- spojrzał na mnie i nagle zerwał się do biegu, krzyknąłem i też zacząłem biec po schodach na górę, nie było mowy bym zdążył otworzyć drzwi, więc wpadłem do mieszkania sąsiadki, która akurat wychodziła, wciągnąłem ją za sobą do środka i zamknąłem drzwi na klucz. Ace szarpał za klamkę i walił w nie, a sąsiadka ze mną nie dyskutowała dlaczego wpadłem do jej mieszkania, domyśliła się, że potrzebuję pomocy. Ręce mi się trzęsły i miałem wrażenie, że zaraz się posikam, ale o dziwo uratowałem zakupy i nawet jajka się nie potłukły.
- Zadzwonię na policję!- czarnowłosa japonka miała łzy w oczach i odciągnęła mnie od drzwi, do tego razem zastawiliśmy je komodą na wszelki wypadek.
- Nie…- dość szybko oddychałem ale nawet trzeźwo myślałem, wyjąłem z wewnętrznej kieszeni marynarki komórkę.- Zadzwonię do kogoś innego.
Wykręciłem numer Zoro, który na szczęście udało mi się wcześniej zapisać.