sobota, 26 lipca 2014

Obrazki

Jest mi okropnie nudno. Nudno jak nie wiem. Niegdzie w wakacje nie wyjeżdżam więc mam przesrane, ale to nie znaczy, że nie namówię babci na jakiś wyjazd~!
Ja wszystko załatwię~!
No ale skoro mi tak nudno to uznałam, że pokaże wam obrazki z różnych anime które wpadły do mojego serca i nie chcą wyjść. Wiem, że ten blog nie jest o tym ale mam to w dupie :)






























 

Winda [Shizuo x Izaya]



Ohayo~! W końcu udało mi się coś wymyślić z Durary~! Jestem bosssska... Do tego opowiadanie mi się bardzo podoba :D
Było mi strasznie nudno więc stwierdziłam, że naszemu kochanemu Izajaszowi też może być ;)
Macie czasem na coś ochotę? Na pewno macie, ja aktualnie mam na sushi na pizze z krewetkami, w tym momencie oddałabym za to wszystkoooo!!!!
Ale to dziwne bo nienawidzę ryb (stosuję zasadę nie patrzeć, nie dotykać, nie jeść) ale owoce morza uwielbiam, no i sushi. Shusi to wyjątek. :)
Miłego czytania~! 
 ~~~

Winda

Nuda jest okropna. A jeszcze gorsza jest nuda w samotności. Shizu-chan dobrze bawi się w pracy a ja siedzę jak ten ciołek na kanapie i się nudzę.
Nie pracuję bo zrobiłem sobie wolne (Shizuo prosił), jednak, ja, tak wielka i boska osoba nie przewidziała, że nie będę miał co robić.
Patrzenie w sufit już dawno przestało mnie interesować, zjadłem już ootoro i napiłem się kawy. Wiadomości w telewizji też zaczęły się powtarzać, a ja i tak już dawno o tym wszystkim wiedziałem.
- NUDNO MIIIII!!!- krzyknąłem a cały dom po czym znów opadłem na kanapę. Rzadko mam takie dni w których wszystko traci sens i nic nie sprawia mi radości prócz Shizu.
- To idź na dwór.- westchnęła Namie wchodząc do pokoju.- Czasem jesteś gorszy niż dziecko.- odłożyła jakieś papiery na biurko i stanęła nad łóżkiem na którym leżałem.- Idę do domu, skończyłam robotę.
- To idź.- mruknąłem i podniosłem się.- A z tym dworem to nie jest zły pomysł~. Znajdę Shizusia i mu trochę podokuczam~!
Powolnym krokiem, już trochę ożywiony poszedłem do swojej sypialnie by ubrać na siebie jakąś koszulkę bo przecież nie wyjdę z goła klatą.. Chociaż… Reakcje ludzi byłyby naprawdę komiczne, aż miałem ochotę spróbować wyjść też bez spodni, w samych bokserkach. Ale to może kiedy indziej.
Założyłem na siebie szarą bluzę, potem jakieś buty i po sprawdzeniu czy mam przy sobie nożyk i chociaż jeden telefon wyszedłem z mieszkania.
Czekając na windę bawiłem się przyciskiem, męcząc go tylko by guziczek się świecił. W końcu jednak winda przyjechała i musiałem wsiąść. Nacisnąłem guzik z literką „P” i żadnego innego. Winda jednak zatrzymała się piętro niżej i wsiadł do niej starszy pan z laską. Uśmiechnąłem się do niego lekko i oparłem o ściankę. A gdyby skorzystać z okazji i pobawić się w tej windzie?
Postanowiłem się trochę pośmiać i gdy tylko staruszek nacisnął naciśnięty już przeze mnie przycisk „P” wydałem z siebie odgłos wybuchu. Dzidek zamrugał oczami i zaskoczony znów nacisnął przycisk, a ja powtórzyłem dźwięk.
- Słyszał to Pan?- spojrzał na mnie powoli trochę zdezorientowany.
- No, lepiej niech Pan nie naciska więcej bo jeszcze spadniemy.
Mężczyzna znów spojrzał na przyciski i zrobił krok w tył przyciskając plecy do ścianki, a gdy winda dojechała na parter to od razu z niej wyskoczył i pobiegł do wyjścia z wieżowca.
Myślałem że dosłownie się posikam ze śmiechu, a że bardziej byłem tym zajęty to nie zauważyłem jak ktoś wsiadł do windy i nacisnął przycisk na 4 piętro. Była to niska blondynka z dość dużymi cyckami. Postanowiłem znów się zabawić.
Splotłem ręce z tyłu i zacząłem się w nią wpatrywać wytrzeszczając oczy. Przez jakiś czas nie reagowała, próbując mnie zignorować, ale w końcu ostrożnie się do mnie odwróciła i spojrzała pytająco.
- Co się gapisz?
Uśmiechnąłem się szeroko jak psychopata i odpowiedziałem:
- Zabiłem dzisiaj Shizuo Heiwajime~…
- Wariat.- ponownie nacisnęła przycisk piętra na którym chciała wysiąść i gdy tylko winda stanęła to szybko z niej wyskoczyła.
Zaśmiałem się głośno i nacisnąłem najwyższe piętro. Może spróbujemy jeszcze raz?
Gdy tylko tam dojechałem to założyłem kaptur na głowę odwróciłem się twarzą do jednego z rogów windy i oparłem głowę o ściankę. Ręce zwisały mi bezwładnie, trzeba tylko czekać na kogoś. Stało się to całkiem szybko, winda zaraz ruszyła i do środka wsiadło dwóch młodych chłopców. Ja w ogóle się nie ruszałem i starałem się też nie mrugać.
- Ej…- brunecik szturchnął niebieskowłosego.- On żyje?- wskazał na mnie.
- Nie wiem. Zapytaj się, ale fakt, nie rusza się..
Zapadła cisza, a ja nadal nie ruszałem się z miejsca, chciało mi się strasznie śmiać, ale skutecznie się powstrzymywałem.
- Przepraszam…- niebieskowłosy w końcu odważył się mnie zaczepić i gdy tylko mnie szturchnął to przechyliłem się na ściankę udając martwego.
Brunet zaczął krzyczeć i akurat winda stanęła to wylecieli z niej jak poparzeni. Zaczerpnąłem oddechu i zacząłem chichotać, te istotki naprawdę są pocieszne i zabawne. Co ja bym bez nich zrobił?
Przyszła kolejna ofiara, starsza pani mieszkająca piętro niżej niż ja. Złapałem drzwi zanim się zamknęły a ona spojrzała się na mnie pytająco.
- Przepraszam, ale czekam na przyjaciela~.- wytłumaczyłem z uśmiechem.
- Dobrze syneczku.- uśmiechnęła się.
Odczekałem minutę i puściłem drzwi by się zamknęły.
- Cześć Psyche, jak ci minął dzień?- uśmiechnąłem się do powietrza.
- Synku do kogo mówisz?- staruszka spojrzała się na mnie.
- No do mojego przyjaciela… Właśnie wraca z salonu tatuażu, widzi pani jakiego sobie smoka zrobił?- wskazałem na owy punkt w przestrzeni.
Kobieta spojrzała tam i zaczęła się wpatrywać jakby naprawdę miał się tam pojawić jakiś chłopak.
- No rzeczywiści ładny.- uśmiechnęła się.- Też sobie taki zrobię kiedyś.- poprawiła torby i winda zatrzymała się na jej piętrze.- Przyjdźcie kiedyś do mnie na ciasteczka kochaneczki, ale lepiej weź ze sobą tego blondyna.- uśmiechnęła się.
- Dobrze~!- pomachałem jej chichocząc.
Drzwi się za nią zamknęły a ja nacisnąłem przycisk mojego piętra. Potem szybko pobiegłem do swojego mieszkania by poszukać pewnej rzeczy. Nie było trudno bo pudełek mam pełno, a wziąłem takie średnie których jest od zajebania. Musiałem tylko wywalić z niego jakieś papiery. Ruszyłem uśmiechnięty z pudełkiem do windy i położyłem go w rogu. Wystarczy tylko czekać, aż ktoś tu jeszcze wsiądzie.
Po pięciu minutach podczas których grałem na telefonie w Tetrisa winda ruszyła. Schowałem szybko swój różowy telefon do kieszeni i oparłem się o ściankę windy. Zatrzymała się na 8 piętrze i do środka wszedł wysoki czarnowłosy mężczyzna, który hodował pelargonie u siebie w domu (ja wiem wszystko~..).
Jechaliśmy na parter i prawie pod koniec podróży spojrzałem na niego.
- Czy Pan też słyszy tykanie zegara?
Nastała cisza i po usłyszeniu cichego „tyk-tyk-tyk” przytaknął ruchem głowy. Pewnie nie zdążył skojarzyć, że to robił jego zegarek bo spojrzałem się na pudełko przestraszony.
- O kurwa…- szepnąłem.- Bomba…
Mężczyzna zbladł i zaczął szybciej oddychać, mam nadzieję, że nie dostanie zawału chociaż byłoby komicznie.
- Bomba..?
- A głuchy pan jest?- zwróciłem wzrok na niego i zapadła grobowa cisz którą przerywało tylko tykanie zegarka i dźwięk uruchomionej windy.
- Zginiemy tu!- krzyknął głośno i zaczął naciskać panicznie przycisk parteru. W końcu maszyna się go posłuchała i gdy tylko się zatrzymała to wybiegł na zewnątrz krzycząc „POLICJA!!”
Wybuchnąłem śmiechem zasłaniając sobie pyszczek łapką. Ci ludzie są tacy głupi, tacy naiwni i prości w obsłudze… Na wszystko się nabiorą jeśli tylko dobrze zagrasz, a ja wszystko potrafię dobrze zagrać.
- Czego się śmiejesz kleszczu?- do winy wszedł Shizu- chan w znanym już wszystkim stroju barmana.- Gdzie byłeś?
- Cały czas w windzie byłem~.- zachichotałem.- Bawiłem się~!
- Nie będę wnikał.- ziewnął a ja dorwałem się do przycisków wygrywając na nich „Lulaj że Jezuniu”
- Przestań Izaya, ty zawsze musisz mnie wkurwiać?- warknął i złapał mnie za bluzę podnosząc do góry. Winda zatrzymywała się na każdym piętrze.
Blondyn przewiesił mnie sobie prze ramie i spokojnie oparł się ramieniem o ściankę windy.
- Nudno mi było cały dzień Shizu~! Teraz będziesz musiał spędzić ze mną jakoś czas~.
- Wystarczy, że rozłożysz przede mną nogi i będę cały twój.- uśmiechnął się.- Ta winda mnie wkurwia, musiałeś nacisnąć wszystkie przyciski!?
- Może rozstawie nogi wieczorem, teraz spędzimy czas jakoś inaczej~- zacmokałem.- I tak jesteś mój~.
Blondyn coś chciał odpowiedzieć gdy drzwi windy się otworzyły i stanęła w nich jakaś grupka nastolatków. Pewnie musieli się zdziwić na widok Bestii z Ikebukuro z przewieszonym na ramieniu mną.
- To może my pojedziemy później.- zamknęli drzwi i winda znów ruszyła w górę.
Shizu-chan westchnął ciężko i wyjął z kieszeni papierosy. Ja za to śmiałem się jak opętany.

Może jutro mi nie będzie nudno.

wtorek, 22 lipca 2014

Książe- rozdział 10 [Zoro x Sanji]



Przepraszam, że dopiero teraz, ale mam jakąś blokadę :/
Mimo wszystko udało się coś napisać więc życzę miłego czytania :* 

~~~

Rozdział 10

Myślałem wtedy, że go zabiję! Nie dość że uprzykrza się Sanji’emu to jeszcze ten zwrot „kochanie”! Co to miało być?!
- Zabiję cię Ace…- warknąłem jadąc motorem przez miasto.
Za mną jechał Książe, wydawał się być oszołomiony i przestraszony, w sumie to mu się nie dziwiłem. Tyle nowości i informacji naraz to nie jest nic dobrego, może dzisiaj chociaż trochę się rozluźni na imprezie.
Po jakiejś godzinie podjechaliśmy pod kamienicę w której mieszkałem z Black’iem. Zgasiłem silnik, zdjąłem kask i zszedłem z motoru.
- Głupi glonie! Czy ty nie pamiętasz drogi do swojej chałupy?!- Sanji wylazł z auta i trzasnął drzwiczkami.
- I czego się pieklisz?- mruknąłem patrząc na niego i poprawiając katany.
- Gdybyś się nie zgubił to bylibyśmy tu 45 minut temu! Jak nie zdarzę przygotować jedzenia to powieszę cię na prysznicu!- warknął i otworzył bagażnik.- Teraz mi pomóż z tym wszystkim.
Westchnąłem i poszedłem mu pomóc. Dlaczego on niby się tak złościł? Nie moja wina, że czasem zapominam drogi, przynajmniej można pozwiedzać miasto, a nóż zdarzy się coś ciekawego?
Wzięliśmy wszystko i poszliśmy na górę. Wyciągnąłem klucze i otworzyłem drzwi, Sanji od razu poszedł pochować zakupy, a ja odłożyłem jego bagaże do sypialni. Szkoda, że nie mam drugiego łóżka… Albo, że nie śpimy na jednym, sądzę, że byłoby wygodnie… Co tu się okłamywać? Blondyn był cholernie ładny i nie mogłem od niego oderwać wzroku, no ale chyba nie powinienem myśleć o takich rzeczach.
Wyszedłem z sypialni i położyłem się na kanapie wcześniej odpinając sobie katany i opierając je o stolik do kawy. Kucharz krzątał się w kuchni, raz wyjmował, a raz wkładał jakieś rzeczy do szafek i lodówki. Ładnie się przy tym ruszał, chciałbym dotknąć tego tyłka… I robił takie słodkie miny…
- Marimo, co zrobić na imprezę do żarcia?
- Wszystko co zrobisz będzie pyszne.- ziewnąłem.- Jest sake?
Chłopak zajrzał do lodówki i wyjął jedną butelkę, po czym podszedł i mi podał.
- Alkoholik.- mruknął.
- Przesadzasz.- odtworzyłem butelkę i wypiłem jej zawartość duszkiem. Puste naczynie odłożyłem na stolik.
- Alkoholik.- powtórzył się i wrócił do kuchni.
Założyłem ręce za głowę i zamknąłem oczy. Jak się chwilę prześpię to się nic nie stanie…


- Zoro! Nie śpij w naszej obecności!- usłyszałem głos tej natrętnej rudej baby i spotkałem się z podłogą. Od razu zerwałem się na równe nogi i spojrzałem na nią wściekle.
- Głupi babsztyl! Zabiję cię!
- Glonie uspokój się.- poczułem kopnięcie w tyłek.- A ty Nami-san nie budź go tak brutalnie następnym razem.
- A tam.- prychnęła dziewczyna i usiadła na kanapie.- Zajmował kanapę.
Westchnąłem i rozejrzałem się, wszyscy już się zebrali. Robin pomagała Sanji’emu z jedzeniem. Chopper, Luffy i Usopp patrzyli jak on gotuje. Nasz szef co jakiś czas wykrzykiwał, że chcę już jeść. Franky żłopał cole i usiadł obok lichwiary. Brakowało tylko Brook’a, ale sądziłem że i on też zaraz się zjawi.
Westchnąłem potężnie, wziąłem swoje katany i usiadłem przy ścianie na podłodze. To była normalność, że jak nie było miejsca na kanapie czy fotelu to siadało się gdziekolwiek.
- Oj Sanji…- mruknąłem zerkając na blondyna.- Jest sake?
- Zaraz ci dam, tylko daj mi skończyć.- uśmiechnął się do mnie promiennie, ale zaraz się odwrócił do garnków.
- Ja dam!- zawołał Chopper i zsunął się z krzesła.
Podbiegł do lodówki, a potem do mnie podając mi butelkę trunku.
- Dzięki.- uśmiechnąłem się.
- Chodźcie zagramy w butelkę..- Usopp przeciągnął się.- Brook jest już pod blokiem więc będziemy w komplecie.
- To suuuuper pomysł!- Fanky uśmiechnął się szeroko i odsunął stolik by zrobić więcej miejsca.
Nami zgarnęła skądś pustą butelkę i usiadła na podłodze. Nie widziałem najmniejszego sensu w tej zabawie ale jeśli Sanji zagra to może ja też się skuszę…?
Jak Robin i Sanji położyli gotowe jedzenie na odsuniętym stoliku to dołączyli się do grupki grających. Brook też się zjawił i wychodził na to, że tylko ja nie gram.
- Chodź glonie i zagraj z nami.- Książe uśmiechnął się do mnie.
Zrobiło mi się gorąco gdy spojrzałem w jego niebieskie oko, westchnąłem i w końcu dołączyłem do nich.
- Ja kręcę pierwszy!- krzyknął Luffy i jedząc onigiri zakręcił butelką. Wypadło na Chopper’a.- Oi! Chopper! Prawda czy wyzwanie?
- Prawda…- brunet napił się trochę soku pomarańczowego (jemu nie dajemy alkoholu).
- Hmmm… Wyjaw swoją tajemnicę!
Chłopiec od razu się zaczerwienił.
- Oblizałem kiedyś skalpel…- opuścił głowę.- Ale przypadkiem…
- Spokojnie to nic wielkiego.- Nami pogłaskała go po głowie, a Luffy się zaśmiał.- Teraz kręć.
Chłopak złapał butelkę i zakręcił, wypadła Robin.
- Poproszę wyzwanie lekarzu.- uśmiechnęła się.
- To…- Chopper rozejrzał się trochę.- Pocałuj Franky’ego.
Kobieta bez oporów wstała, podeszła do nibieskowłosego i cmoknęła go w usta. On się trochę zaczerwienił, a wszyscy zaczęli klaskać. Czarnowłosa wrócił na miejsce i zakręcił butelką, wypadł Brook.
- Wyzwanie Nico.                                                                                                             
- Zdziel Usoppa.
- Co?!- krzyknął długonosy, ale nawet nie zdążył uciec bo dostał soczystego liścia w policzek.- To nie fair! Tera ja kręcę.- złapał butelkę i zakręcił. Wypadł Luffy.
- Wyzwanie!- krzyknął i zaczął pochłaniać sushi.
- Złap Nami za cycki.
- Dobra.- wzruszył ramionami i wyciągnął ręce do rudej.
- O nie! To moje cycki!- krzyknęła dziewczyna i zdzieliła go w łeb.- Nawet się nie waż ich dotknąć.
- Ale nie wypełnię zadania…
- Kręć i nie gadaj.- warknęła dziewczyna i dała mu butelkę.
Czarnowłosy uśmiechnął się i zakręcił, wypadł blond Książe.
- Chce…- zastanowił się chwilę.- Wyzwanie.
- Zjedz z Zoro paluszka.
Uśmiechnąłem się i spojrzałem na czerwonego Sanji’ego, nie protestował, widocznie tego chciał, albo starał się nie odpaść z gry… Sięgnął po paluszka i wziął jeden koniec do ust, siedzieliśmy obok siebie więc odwrócił tylko do mnie głowę. Nie trzeba było mnie nawet namawiać, złapałem zębami drugi koniec i zaczęliśmy go jeść. Wszyscy krzyczeli „Gorzko, gorzko!” a paluszek stawał się coraz krótszy. Nasz usta były coraz bliżej siebie, już się nie mogłem doczekać aż się zetkną. W końcu posmakuję jego warg, mimo, że to będzie chwila to w końcu to się stanie.
Niestety ale paluszek pękł i z moich ust wystawał kawałek.
- Sanji do końca!- krzyknęła Nami.
Chłopak znów się pochylił i odgryzł ten mały kawałek dotykając ustami moich warg. Po moim ciele przeszedł ciepły dreszcz, jego usta smakowały nikotyną i czymś jeszcze czego nie umiałem określić (dobre było). Miałem ochotę przytulić go do siebie i kontynuować pocałunek, potem delikatnie wsunąłbym język do środka i rękę przeniósłbym na jego biodro.
Jednak chłopak się odsunął, a ja połknąłem paluszka.

sobota, 12 lipca 2014

Trochę o kendo

A więc ludki moje kochane~... Jakiś czas temu wstawiłam na bloga ankietę z zapytaniem czy chcecie bym wstawiła swoje zdjęcie w zbroi do kendo. Większość z was zagłosowała by to zrobić więc robię~!
Zdjęcia były robione na szybko w mieszkaniu mojej babci XD
Sory za słabą jakość :P
Fajnie wyglądam~?
Oczywiście nie widać mi twarzy i za pierwszym razem gdy to włożyłam to czułam się jak w klatce, swędział mnie nos (nie ma jak się podrapać ;_;) i włosy opadały mi na oczy. Do tego było mi niewygodnie i wszystko krępowało mi ruchy.
Po trzecim założeniu zbroi czułam się jak w drugiej skórze i nic mi nie przeszkadzało :)
Teraz uwielbiam ją zakładać~!
Może trochę wam opowiedzieć co~? A więc, cała zbroja nazywa się "bogu". Maska to "men", rękawice to "kote", napierśnik to "do". W te właśnie miejsca celujemy i gdy trafimy to krzyczymy nazwę by sędzia zaliczył punkt (trafię men to krzyczę meeeeeen!). Jest jeszcze jedno miejsce w które uderzamy, mianowicie "tsuki" (my raczej wymawiamy "tski" lub "cki"), jest to cios w krtań, jak widać mamy tam osłonę.
Kiedyś dostałam od mojego sensei'a w tsuki i to nie jest przyjemne uczucie, uwierzcie mi.
Kendo to bardzo przyjemny i bezpieczny sport, chociaż jeśli nie trafi się w zbroję to ma się siniaki i głowa boli ode men'ów, ale po pierwszym razie nie zwraca się na to uwagi :)
Najbardziej mogą ucierpieć stopy, walczymy na boso więc grozi nam zdarcie skóry ;)
Wracając do tematu, ten szlafrok który mam na sobie to tradycyjny stój do kendo (są też białe wersje), góra to keikogi a dół, te długie spodnie to hakama.
Jest w tym cholernie gorąco ale da się przyzwyczaić. To co trzymam w ręku (nie chodzi o telefon) to mój miecz~! Są to shinai'e, składają się z czterech bambusowych listew złożonych ze sobą. Na szczęście nie da się nim złamać żadnej kości :)
To chyba tyle~! Jeśli macie jakieś pytania to śmiało mówcie prosto z mostu~! Odpowiem na wszystko, a raczej się postaram~!

Książe- rozdział 9 [Zoro x Sanji]

No i mamy kolejny rozdział~! I cudowne wakacje~!
Wyjeżdżacie gdzieś? Bo ja nie ;_;
Ale mam treningi i lenistwo to się liczy :D
No i oczywiście jeszcze książki.

~~~

Rozdział 9

Jazda samochodem nie była taka trudna, okazało się, że instynktownie łapię za skrzynię biegów, naciskam pedały i włączam kierunkowskazy, musiałem sobie tylko przypomnieć. Najtrudniej było wyjechać z garażu i posesji, ale Zoro mi pomógł (zachwycony, że może poprowadzić takie cacko) i niedługo potem jechaliśmy do jego mieszkania. Miałem wrażenie, że glon nie umie trafić do swojego domu, przez kilka minut wręcz jeździliśmy w kółko, w końcu zatrzymaliśmy się przy targu.
Zgasiłem silnik i patrzyłem jak mężczyzna schodzi ze swojego motoru. Zatrzymałem swój wzrok na jego tyłku, szermierz ma naprawdę fajny tyłek. Ciekawe czy on widzi coś we mnie, może ja też mam ładny tyłek? Albo moje nogi mu się podobają? Albo w ogóle mu się nie podobam…
Odwróciłem wzrok ponieważ zielonowłosy zaczął iść w moją stronę i zaraz znalazł się obok mojego auta.
- Wychodź brewko.- uśmiechnął się, a jego złote kolczyki lekko zadzwoniły.- Idziemy zrobić jakieś zakupy.
Uśmiechnąłem się, wyjąłem kluczyk ze stacyjki i wyszedłem z samochodu. Zamknąłem go za pomocą pilota i schowałem kluczyki do kieszeni, mam nadzieję, że nikt mi ich nie ukradnie bo jeśli tak się stanie to stracę też swoje bagaże.
Wymieniliśmy się z marimo spojrzeniami i ruszyliśmy na targ. Tam było lepiej niż wspaniale, wszędzie stragany z jedzeniem i jakimiś innymi rzeczami. Po jednej stronie świeże ryby, po drugiej owoce, trochę dalej warzywa, a jeszcze dalej zioła i nasiona.
- Cudowne…- szepnąłem uśmiechając się szeroko, chyba reagowałem tak ponieważ byłem kucharzem… Ale kto nie lubi chodzić po targu?!
Złapałem mężczyznę za rękę bo wyglądał bardziej jak mój ochroniarz i ruszyliśmy w wędrówkę po straganach.
Oglądałem dokładnie wszystko co mi wpadło w ręce, trzeba było przecież ocenić jakość. Jedne pomidory wyglądały ładniej ale miały mało intensywny zapach
- Pełno w nich chemii..- mruknąłem odkładając pomidora na miejsce.
- Że też umiesz to rozróżnić.- glon się zaśmiał.- Zobacz tamte.- wskazał następny stragan.
Tam były trochę mniejsze, ale zapach aż rozchodził się na wszystkie strony, szkoda że nie mogłem ich spróbować, bo sprzedawca nie pozwolił, ale sądząc po kolorze nadawały się.
- Co chcesz dzisiaj na kolację Marimo?- dałem mu kolejną torbę z zakupami.
- To ty tu jesteś kucharzem.
- Może shusi? Zrobię też zupę miso a na deser dango, może być?
- Już się nie mogę doczekać.- uśmiechnął się.
- Ej! Zoooooro! Saaanji!!- usłyszeliśmy przyjazny, chłopięcy głos.
Oboje jak na komendę odwróciliśmy się by szukać źródła dźwięku. Mój zwróć skakał od straganu do straganu i zatrzymał się na dwóch czarnowłosych chłopakach. Jeden miał nadzwyczajnie długi nos i zawiązaną na głowie chustkę a drugi uśmiechał się szeroko, pod okiem miał bliznę a na łbie słomiany kapelusz. Podziwiałem jego nastawienie do życia i zdolność śmiania się ze wszystkiego, chociaż żarł więcej niż widział.
- Cześć!- uśmiechnąłem się szeroko i pomachałem im. Może nie spędziłem z gangiem Słomianych kapeluszy zbyt dużo czasu ale miałem wrażenie że jakbyśmy znali się od dawna.
Chłopcy podeszli do nas i zobaczyłem, że Usopp niesie jakiś obrazy.
- Co tu robicie gołąbeczki?- długonosy zaśmiał się, a ja zarumieniłem.
- Miałeś kiedyś nogi w swojej dupie?- glon warknął i spiorunował chłopaka wzrokiem, on od razu go zaczął przepraszać. Zadziwiające jaki postrach może budzić Zoro, ja jednak w ogóle się go nie boję.
- Przyszliśmy zrobić jakieś zakupy.- uśmiechnąłem się.- A wy?
-My to samo! Tyle żarcia!!!- krzyknął Luffy na całe gardło, a jakaś kobieta spojrzała się na niego jak na idiotę.
- Przyszliśmy też po to by opchnąć gdzieś moje obrazy.- Usopp pokazał mi je, były całkiem ładne, jeden przedstawiał ładną blondynkę, a drugi morze i błękitne niebo.
- Ten mi się bardzo podoba.- wskazałem na dzieło z morskim motywem.
- Mi też, ale trzeba sprzedać.- westchnął.- Szukaliście dzisiaj czegoś? Wiesz… Chodzi o twoją sprawę.
- Byliśmy u mnie w restauracji i w domu. Znaleźliśmy sporo rzeczy.- przypomniał mi się wtedy ten chłopak ze zdjęcia.
- Oi Sanji! Ugotujesz mi coś?- Luffy poskoczył.
- Jak przyjdziecie to ugotuję.- uśmiechnąłem się szeroko.- Co ty na to Marimo?
- Nie jestem marimo.- mruknął.- I sądzę, że fajnie będzie jak ktoś do nas wpadnie.- uśmiechnął się jakoś drapieżnie.
- To do zobaczenia później.- długonosy uśmiechnął się i złapał Słomianego za koszulkę.- Idziemy Luffy, musimy znaleźć kupców na moje obrazy.
Pożegnaliśmy się i razem z szermierzem ruszyliśmy do samochodu. Kupiliśmy dosyć jak na jeden dzień. Jednak to co zobaczyłem przy wozie to kompletnie mnie zszokowało. Stał przy nim ten chłopak ze zdjęcia, był wysoki i umięśniony. Jego czarne włosy były roztrzepane i przykryte skórzanym kapeluszem, na nosie miał piegi i ubrany był w czerwoną koszulkę i czarne spodnie sięgające do kolan.
Zoro od razu się spiął i jego jedna rąk przeniosła się na katany.
- Ace..- syknął.
Patrzyłem z przerażeniem na uśmiechniętego chłopaka.
- Zoro… i Sanji.- spojrzał na mnie i wyciągnął rękę.- Chodź do mnie kochanie.
Zoro spojrzał na mnie dziwnie ale przecież nic nie pamiętałem, nawet nic nie poczułem do tego mężczyzny.
- Przepraszam ale…- szepnąłem.- Ja cię nie pamiętam…
- Co?- spojrzał na Zoro.- Co mu zrobiliście Słomiane szumowiny?!
- Nic.- mruknął szermierz.- Nie wiadomo co się stało. Teraz odejdź stąd.
- Sanji, spójrz na mnie.- zrobiłem to co powiedział.- Chodź ze mną, do naszych.
- Ja… Nie chcę.
Chłopakowi zrzedła mina, wyprostował się jakby ktoś mu wsadził drut w kręgosłup i jego wzrok stał się bardziej… Okrutny.
- Dziś nie będę się z tobą bawił Roronoa, ale jeszcze się spotkamy Sanji i to niedługo. Wszyscy razem się spotkamy.
Odsunął się od samochodu, wyjął papierosa z kieszeni i zapalniczkę. Była metalowa i zręcznie nią manipulował w dłoni.
Po chwili zapalił go i ruszył w prawo.
Spojrzałem ostrożnie na Zoro, wydawał się być zdeterminowany do walki i gotowy by walczyć. O mnie.

piątek, 4 lipca 2014

Książe- rozdział 8 [Zoro x Sanji]

Bardzo was przepraszam za tak długą przerwę ;_;
Ciężko mi się pisało ten rozdział i ogólnie mam wieeeeeeelkiego lenia. Do tego brak pomysłów na opowiadania ;_;
Może macie jakieś pomysły albo coś w tym rodzaju?
Jeszcze raz przepraszam i zapraszam do kolejnego rozdziału "Księcia".

~~~



Rozdział 8

Wyjąłem z paczki papierosa i po włożeniu go do ust zręcznie zapaliłem go zapalniczką. Następnym moim ruchem było wyjęcie kluczy i wkładanie każdego z nich do zamku furtki, udało się je otworzyć dopiero za piątym razem. Pasował srebrny klucz z pęku srebrnych kluczy, byłem z siebie dumny, że rozróżniam srebrny kolor. Zoro pchnął furtkę i ona otworzyła się nie wydając żadnego dźwięku który powinna wydawać każda metalowa furtka. A może moja jest z plastiku? Dotknąłem jednego z prętów i ścisnąłem. Na bank to był metal.
- Powiesz mi co robisz?- głos glona wyrwał mnie z zamyślenia. Mężczyzna stał już kilka kroków z przodu i patrzył się na mnie dziwnie, tymi swoim pięknymi brązowymi oczami.
- A nic.- puściłem szybko furtkę i podążyłem za nim.- Stresuje się po prostu.- poczułem jak moje policzki robią się ciepłe więc odwróciłem wzrok.
Do drzwi szliśmy w ciszy, tylko chrzęst żwiru obijał nam się o uszy. Miałem wrażenie, że ta krótka droga zajęła nam co najmniej 10 minut i w tym czasie zdążyłem obejrzeć dokładnie cały ogród. Ale tak nie było, mimo że miałem takie wrażenie to spacerek zajął nam góra minutę.
Stanęliśmy przed drzwiami z ciemnego drewna i znów zacząłem po kolei wkładać każdy srebrny klucz do zamka. Tu poszło gorzej, trafiłem za szóstym razem. Zamek cichym dźwiękiem oznajmił nam, że jest otwarty i pchnąłem drzwi od razu zaglądając do środka. Przedpokój był schludny i jasny, podejrzewam, że reszta domu jest podobna.
Weszliśmy do środka i bez zdejmowania butów obejrzeliśmy szybko wnętrza. Powiem jedno, mam sporo forsy.
Meble skórzane, krzesła i stół z ciemnego drewna, duży telewizor, wielka lodówka i ogólnie kuchnia imponowała rozmiarami i wyposażeniem.
- No proszę…- Zoro uśmiechnął się i obejrzał figurki kotów stojące na kominku.- W moim skromnym mieszkanku mieszka taki bogacz.
- Wolę twoje mieszkanie.- przejechałem dłonią po grzbietach książek które były poukładane na regałach.- Tutaj jest tak obco…- po moich plecach przeszedł zimny dreszcz.- Dobra… Przeglądaj szafki i jak znajdziesz coś ciekawego to weź ze sobą.
- Spoko.- szermierz podszedł do jakiejś szafki zaczął przeglądać jej wnętrze.
Postanowiłem parter zostawić glonowi, więc spiąłem się i zacząłem maszerować na górę. Schody nie skrzypiały pod moimi stopami co też wydawało mi się dziwne, przecież wszystkie schody skrzypią…
Po wejściu na górę (na szczęście były tam tylko trzy pokoje) od razu skierowałem się do pierwszych drzwi z brzegu. Trafiłem do pokoju gościnnego, schludnego i w kolorze jasnej pomarańczy, szafki były puste, a w wazonie były tylko kwiatki. Porzuciłem ten pokój i podążyłem do następnego. Była to sypialnia, duża i błękitna. Wielkie łóżko powinno zajmować większość miejsca, a tak nie było, wszystko miało takie proporcje, że nie zmniejszało pokoju. Pierwsze co mnie zainteresowało to szafka, otworzyłem ją i było tam mnóstwo papierów. Zwykle to były jakieś rachunki za dom i restauracje jednak znalazłem też teczkę w której były potwierdzenia przelewów dużych sum pieniędzy na konto niejakiego Tafalgara Lawa’a. No tak, przecież „jestem” jego podwładnym,  na pewno byłem zmuszany do oddawania części swoich zarobków. Podniosłem się z klęczek zostawiając ten cały bałagan i wtedy zauważyłem to co stało na szafce.
Była to drewniana ramka ze zdjęciem w środku. Na fotografii byłem ja, całowałem jakiegoś czarnowłosego chłopaka z piegami w policzek. Chłopak się szeroko uśmiechał, to chyba on robił to zdjęcie.
- To mój chłopak?- szepnąłem do siebie i wziąłem ramkę w ręce.- Jestem gejem? Może dlatego tak mi się podobają oczy glona…- zaczerwieniłem się i szybko skarciłem w myślach. W sumie to Zoro był naprawdę przystojny, miał umięśnione ciało, trochę dziwne włosy (co było całkiem słodkie), oczy tygrysa i twarz mafiozo.
Podszedłem do szafy i po otwarciu wyciągnąłem z niej walizkę. Wezmę sobie jakieś ciuchy, nie będę zabierał szermierzowi, kasę też wezmę, będę robić zakupy.
Ale moment… przecież mam własny dom, teraz mogę tu mieszkać. A jeśli ktoś z mojego gangu tu przyjedzie?
Nie, nie mogę siedzieć Zoro na głowie.
Usłyszałem kroki na schodach i po chwili szermierz wszedł do pokoju.
- Nic nie znalazłem prócz broni i kluczyków do samochodu, sprawdzimy potem jaki masz wóz?
- Sprawdzimy.- westchnąłem i usiadłem na łóżku.
- Stało się coś?- spojrzał na mnie ciekawy, a potem na walizkę.- O, dobry pomysł, nie będziesz musiał chodzić w moich ubraniach.- zaśmiał się.- Pomóc ci?
- Nie.- potrząsnąłem głową.- Chyba nie powinienem z tobą mieszkać?
- Dlaczego?- zdziwił się.- Myślałem, że mamy za sobą ten temat.
- Nie chcę ci siedzieć na głowie.- westchnąłem.- Poza tym masz tylko jedno łóżko.
- I kanapę, na której mogę spać bez przeszkód. Pakuj się i spadamy, pomyślałeś o tym jak któryś z twoich się tu zjawi? Mogą cię uznać za „mięso zbędne” i po prostu odstrzelić. Więc nie pieprz i chowaj te ciuchy.
Przestraszyłem się ni na żarty, on miał rację. Byłem pewny, że będąc samemu w tym domu na pewno bym nie zasnął, a będąc w tamtym małym mieszkanku czułem się bardzo bezpiecznie.
Podniosłem się i podszedłem do szafy, zacząłem pakować swoje ubrania, większość to były koszule, marynarki, kamizelki i czarne spodnie. Zgarnąłem też jakieś buty i kosmetyki z łazienki. Z tego co się okazało to w tej szafie była tylko mała część wszystkich moich ubrań. Resztę znaleźliśmy w osobnej garderobie. Niestety nic więcej nie zmieści mi się do walizki. Zoro wziął jakąś broń i pomógł mi z walizką.
- Niestety ale nie wsadzimy tego na motor.- Zoro się uśmiechnął, chyba nie mógł się już doczekać zobaczenia mojego samochodu.
Poszliśmy do garażu, oczywiście po sprawdzeniu całego domu. Jak wiecie nie znaleźliśmy niczego.
Weszliśmy do chłodnego pomieszczenia i zapaliłem światło. Zoro aż wstrzymał oddech.
- Cudowne…- szepnął.
Ja tam nic nie widziałem w tym samochodzie, był ładny, czarny z dwoma białymi pasami przechodzącymi przez środek i widać że sportowy. Nic więcej.
- Jaki to model?- zapytałem się bo jakoś nie pamiętałem…
- Ford Mustang Shelby GT500 - Pojedź nim ja jadę motorem.- dał mi kluczyki uśmiechnął się i wyszedł, na pewno po swój motor.
Ja jestem ciekaw czy ja nadal umiem prowadzić.
Ścisnąłem mocniej kluczyki, otworzyłem drzwi garażu pilotem, spakowałem walizkę i jeszcze jedną torbę i wsiadłem do samochodu.
Wziąłem parę wdechów i włożyłem kluczyk do stacyjki. Czułem się jak na egzaminie na prawo jazdy.