sobota, 31 maja 2014

Zdany na łaskę boga- rozdział 9 [Shizuo x Izaya]



W końcu się udało napisać ostatni rozdział~! Mam nadzieję, że się spodoba :*
Uwaga, nie jestem zbyt dobra w opisywaniu stosunków więc jak na mnie nakrzyczycie to się nie zdziwię bo mnie osobiście się tan rozdział nie podoba :/ 

Rozdział 9

Od wyprowadzki połamanego Shizuo z mieszkania Izayi minęły dwa miesiące. Blondyn już doszedł do siebie i był zdrów. Znów jak dawniej chodził po mieście w stroju barmana i pilnował swojego terenu, oprócz tego pracował jak dawnej wyładowując się na dłużnikach. Jednak jego złość znacznie spadła ponieważ kleszcz, który zaczął wzbudzać w nim uczucia odwrotne do nienawiści w ogóle się nie pokazywał w Ikebukuro. Potwór po wielu nocach przemyśleń nad tym wszystkim pogodził się z prawdą, że zakochał się w tej mendzie. Po co sprzeciwiać się własnym pragnieniom? Żałował tylko tego, że nie widuje już Izayi, wytłumaczyłby sobie z nim wszystko, jeśli nie słowami to trochę inaczej.

Heiwajima szedł właśnie chodnikiem omijając przestraszonych ludzi. Zbliżała się noc więc szedł do domu by zjeść kolację i pójść spać, wolał być jutro wypoczęty. Krok miał wolny i spokojny, w ustach trzymał zapalonego papierosa i co jakiś czas się zaciągał , to go uspokajało i pozwalało nie myśleć o brunecie. To śmieszne, że tak zaczął go lubić, ale tak było i koniec kropka, nikt nie ma prawa z tym dyskutować.
W pewnym momencie uderzył go dobrze mu znany zapach Izayi, menda była blisko i musiał to wykorzystać. Chciał go zobaczyć i dotknąć jego bladej, gładkiej skóry. Wpadł w jedną z wielu ciemnych uliczek (tam zapach był najmocniejszy) i zaczął wypatrywać informatora. I udało się, kleszcz stał na końcu uliczki, był odwrócony do niego i zapewne niczego się nie spodziewał, bo Shizuo zwykle nie zachowywał się dyskretnie.
Boże jak on tęsknił za widokiem tej kurtki i tych zgrabnych nóg. Zaczął cicho iść w jego stronę, ale czułe zmysły Izayi były niezawodne i w końcu odwrócił się z gracją uśmiechając szeroko. W dłoni miał otwarty nożyk.
- Nie zbliżaj się do mnie potworze.- zachichotał.
Potwór jednak nie chciał mu darować, zignorował ostrze i ten nakaz i dalej szedł w jego stronę.
- Jak zwykle się nie słuchasz Shizu-chan~..- westchnął i odwrócił się by zacząć uciekać.
Jednak tym razem Heiwajima był szybszy, rzucił się na przód i złapał go za kaptur kurtki.
- Nie uciekniesz mi gnido.- warknął.- Nie tym razem.- złapał jego rękę i ścisnął na tyle mocno by ten upuścił nóż. Potem mimo protestów kurdupla i jego wyrywania się przerzucił go sobie przez ramię i ruszył do swojego mieszkania. Nie będzie z nim przecież rozmawiał w ciemnym zaułku.
- Zostaw mnie potworze! Głupi pierwotniak!- krzyczał Izaya by wzbudzić zamieszanie.
- Nazywaj mnie jak chcesz, ale idziesz ze mną.- mruknął i wszedł do budynku w którym mieściło się jego skromne aczkolwiek przytulne mieszkanie.
Wlazł na górę i wyjąwszy klucze z kieszeni otworzył drzwi i wszedł do środka. Rzucił Izaye na podłogę i nie patrząc na niego zamknął drzwi przekręcając zamek.
W tym czasie informator pozbierał swoją godność z podłogi i oprał się o ścianę uważnie obserwując każdy ruch Heiwajimy. Tak długo udawało mu się nie przychodzić do tej zakichanej dzielnicy i w końcu oparł się pokusie. Po prostu musiał tu przyjść, coś go tu ciągnęło.
- Po co mnie tu przytachałeś Shizu-chan~?
- Chciałem pogadać.- odwrócił się do niego.
- To gadaj~.- wzruszył ramionami.
Niestety nie przygotował się na to co Shizuo zrobił. Złapał go w pasie i przyciągnął do siebie łącząc usta z jego. Izaya dał się w pierwszej chwili ponieść temu doznaniu i wpuścił język blondyna do swoich ust. Jednak zaraz się opamiętał i odsunął się trochę od potworka.
- Tak chcesz rozmawiać?!- uniósł się trochę.
- Tak. Tak chcę z tobą rozmawiać.- przybliżył usta do jego ucha przygryzając je lekko.- Twój plan wypalił, zakochałem się w tobie.
Po ciele Izayi przeszedł dreszcz i zaczynało mu się robić gorąco. Shizuo przyparł bruneta do ściany, jedną rękę włożył mu pod koszulkę by pieścić sutki i kolanem masował jego krocze.
- I chcesz czy nie jesteś mój.- zrobił mu czerwoną malinkę na szyi.
- Ej!- jęknął, oddech miał przyspieszony.- Tylko bez malinek w widocznych miejscach!
- Nie wiem czy się na to zgodzę.- mruknął i zaczął robić następną malinkę
Izaya znów jęknął, to było żenujące ale było mu przyjemnie i chciał więcej. Przez okres w którym nie opiekował się blondynem próbował się wyprzeć uczuć jakimi zaczął darzyć to monstrum. No ale się nie udało. Trudno. Lepiej jest być szczęśliwym.
Chłopak złapał Shizuo za jego blond włosy i pociągnął do tyłu by odciągnąć jego usta od swojej szyi.
- Tu mnie masz całować.- połączył ich usta.
Heiwajima uśmiechnął się lekko i pogłębił pocałunek. Nie mógł już dłużej czekać. Zmusił Izaye by oplótł go nogami w pasie i dalej go całując poszedł z nim do sypialni. Słychać było tylko ich mlaskanie i obijanie się o ściany. W końcu wylądowali na łóżku, a Shizuo dorwał się do koszulki bruneta. Nawet nie myślał o cywilizowanym ściąganiu jej, po prostu ją podarł.
- Neee Shizu~…- jęknął i wziął w łapki materiał swojego sweterka.- Nie zachowuj się jak zwierze.
- A ty się zamknij mendo, będę robił to co będę chciał.- uśmiechnął się chytro i zaczął językiem pieścić blady tors informatora. Jego skóra była gładka i miękka, aż chciało się jej dotykać, a te odgłosy które wydawał… Po prostu miód dla uszu. Izaya zagryzał wargę by nie wydawać tych dźwięków, ale czasem się nie udawało.
Dalej zajmując się ciałem bruneta dłońmi zjechał do jego spodni i zaczął je rozpinać.
- Masz jakiś lubrykant?- jęknął Izaya czując kolejną falę przyjemności.- Moje ciałko jest delikatne~!
- Nie.- zdjął mu bokserki i wziął jego członka.- Ale jak ci bardzo zależy to pośliń.- przybliżył dłoń do jego twarzy i zaczął dopieszczać jego członka poruszając ręką. Sam też czuł, że mu ciasno w spodniach, miał ochotę już w niego wejść, ale to mogłoby spowodować, że Izaya się tylko wkurzy.
Brunet dokładnie naślinił palce potwora, dzięki temu chociaż mniej jęczał i mniej go będzie boleć potem tyłek.
- Gotowy Izaya-kun?- zabrał rękę i zaczął naślinionymi palcami masować jego wejście.
- Ta.- jęknął wpatrując się w sufit, jego policzki były całe czerwone.
Blondyn uśmiechnął się i wsunął w niego dwa palce, rozkoszując się jękiem jaki chłopak z siebie wydał. Nie mógł uwierzyć, że to się w końcu stało, że ma Izaya na własność. Zaczął poruszać palcami by dobrze przygotować bruneta, który co jakiś czas wydawał z siebie ciche jęki.
Shizuo, jak również Izaya czuł niemałe podniecenie i jak najszybciej chciał w niego wejść. Wyjął z niego palce i zaczął sobie odpinać spodnie.
- Nie mogę już wytrzymać.- sapnął ściągając bokserki.
- Ale…- jęknął Izaya, wizja bolącego tyłka nie była przyjemna, chociaż teraz sam się już nie mógł doczekać czegoś większego w sobie.
Barman otarł czubkiem swoje penisa i wejście chłopaka i powoli zaczął go wprowadzać. Był delikatny i starał się nie robić gwałtownych ruchów. Co do Izayi to on zaciskał zęby tylko by nie krzyknąć (z przyjemności oczywiście) i jego dłonie zajmowały się ściskaniem kołdry.
- Boli? Chcesz więcej?- blondyn pogłaskał go delikatnie po brzuchu.
- Trochę.- sapnął.- Zacznij się ruszać to przestanie.- spojrzał mu w oczy.
Shizuo spełnił jego żądanie, zaczął się w nim poruszać, najpierw powoli, a potem coraz szybciej. Trzymał biodra Izayi i napawał się pojedynczymi jękami i sapaniem bruneta, który z trudem się powstrzymywał. Nie mógł wręcz uwierzyć, że właśnie to robią, od tak dawna to planował. Może to dobrze, że przejechały go te samochody?
Informator przeniósł ręce na ramiona potworka i wbijał mu paznokcie w skórę. Rano na pewno będzie go bolał tyłek i na jego pięknej skórze będzie można liczyć siniaki, ale jemu to się cholernie podoba. Nie lubi gdy ktoś zbytnio się z nim cacka, a Shizuo jest idealny, a wręcz cudowny. Boże, czy on się zakochał?! Jest mu tak dobrze… Chciałby, by było tak już zawsze…
Shizuo sapał cicho i co jakiś czas nachylał się by całować chłopaka w usta lub w niższe partie ciała. Dlaczego on go wcześniej nie pokochał?
- Shizu~..!- jęknął brunet i złapał go za włosy.- Ja zaraz…- zrobił się cały czerwony, co bardzo rozczuliło potworka. Tylko on mógł widzieć Izaye w takim stanie, takiego słodkiego, niewinnego i uroczego. Do tego tylko on mógł w niego wchodzić, od teraz Izaya jest tylko jego.
Poczuł jak chłopak się na nim zacisnął gdy dochodził. Sperma ubrudziła ich brzuchy i nie zdążył wyjść z bruneta, po paru mocniejszych pchnięciach doszedł w nim.
- Shizu-chan~…- sapał i bezwładnie leżał na łóżku.- Musimy to robić częściej.
- Tak.- wyszedł z niego i położył się obok, od razu przytulając go do siebie.- Teraz jesteś tylko mój.- pocałował go w ucho.
- To jest prośba o chodzenie~?
- Nie. To jest stwierdzenie, nie możesz się nie zgodzić.- zamknął oczy by iść spać.
- Ale ja się zgadzam.- szepnął i zamknął oczy.
***
Rano obudziły blondyna ciosy w brzuch. Lekkie, wcale nie bolały. Otworzył leniwie oczy i spojrzał trochę w dół. Zobaczył brązową czuprynę wystającą spod kołdry i wzmocnił uścisk.
- Shizu~!- do jego uszu doszedł jęk Izayi i trochę przystopował z przytulaniem. Odkrył jego głowę, a informator w końcu zaczerpnął tchu.
- Udusić mnie chciałeś pierwotniaku?!- warknął, ale wtulił twarz w jego klatkę piersiową.
- Przesadzasz kleszczu, ciebie się nie da tak łatwo zabić.- ziewnął i pogłaskał go po plecach.
- Weź się rusz i zrób kawy~… Tylko gorzkiej~!
- Dlaczego niby ja?
- Bo mnie boli tyłek~. A do tego, kto się tobą opiekował gdy byłeś połamany~?
- Eh.. No dobra.- blondyn westchnął porządnie i zaczął się podnosić. Zrobi przy okazji jakieś śniadanie i zapali, potem pójdzie się wykąpać tylko to akurat z Izayą. Nie zakładając nic na siebie ruszył do kuchni, przecież i tak nikt go nie zobaczy.
Izaya za to rozsiadł się wygodnie w łóżku i spojrzał przez okno. Świeciło słońce i niebo było bezchmurne, jednak mimo tak pięknego dnia chciał cały dzień leżeć tu, razem ze Shizuo.
- Kocham cię potworku~.- szepnął i sięgnął na komórkę by ją wyłączyć.

KONIEC

niedziela, 25 maja 2014

Namcia- przedstawienie [One Piece]

No i wstawiam drugie opowiadanko~! :*
To jest o wiele lepsze od poprzedniego i możecie je też znaleźć na stronie "One Piece zostań królem piratów". Najpierw to właśnie tam je opublikowałam :D

~~~
 Namcia

Wychodzi Sanji na scenę, zapala papierosa i mówi:

Sanji: Daleko za górami, za lasami i jeziorami żyła sobie piękna dziewczyna, a na imię jej było Namcia. Mieszkała z dwiema brzydkimi siostrami i piękną macochą, pewnego słonecznego dnia do ich chaty przyszedł list z wiadomością że Książę Money D. Luffy planuje bal.

Na scenę wchodzi Zoro:

Zoro: Ej Kucharzyku gdzie schowałeś sake?


Sanji: Marimo, to nie twoja scena, idź stąd!

Sanji kopnął Zoro tak że ten poleciał za scenę, na scenę wyszła Robin, Brook i Franky w sukienkach. Zza sceny słychać było odgłosy walki.


Robin: Drogie córeczki, przyszedł do mnie list od księcia.

Brook: Yohohohohoho! Cudownie! Aż zaśpiewam! Tyle słońca w całym mieście…

Wyskakuje Luffy na scenę.

Luffy: Nie widziałeś tego jeszcze, popatrz!

Brook i Luffy: O! Popatrz!

Nami zza sceny: Idioto wracaj tu! To nie twoja kolej!

Luffy wraca za scenę.


Franky: Dlaczego ja muszę być córką? (mówi pod nosem) Matko, to wspaniale, zaprosił nas?

Robin: Tak, musicie się przyszykować, Namcia!

Nami wychodzi na scenę w starej sukience i ubrudzona węglem, zza sceny słychać krzyk Sanji’ego „Piękna Nami-swaaaaan!”


Nami: Tak matko? Właśnie skończyłam czyścić kominek.

Robin: Dostałyśmy zaproszenie od księcia, ty jednak zostajesz w domu, nie masz w co się ubrać i musisz sprzątać. Przyjdź potem do mnie uczesać mi włosy.

Robin machnęła ręką i wyszła za scenę.

Brook: Yohohoho! Pokażę księciu swoje majteczki! Namcia! Znajdź mi jakąś piękną suknie!

Nami podbiega do kufra stojącego nieopodal i wyciąga fioletową suknię.

Nami: Proszę siostro, ona podkreśli twoje krągłości.

Brook: Masz racje! Jest doskonała! Ale zaraz… Ja nie mam krągłości…. Yohohohoho!

Brook zszedł ze sceny, podskakując z nogi na nogę.

Franky: A ja?! A dla mnie sukienka?! No nie ja nie wyrabiam! Nie będę grał baby!

Nami zrobiła groźną minę i powiedziała cicho.

Nami: Będziesz, bo jak nie (pokazała pięść)….

Franky: Namcia! Dawaj no mi kieckę bo w tany idę!

Nami znów podbiegła do kufra i wyjęła długą niebieską sukienkę, podała ją Franky’emu.


Nami: Proszę siostro, ona zakryje twoje nieogolone nogi.

Franky wziął sukienkę i zszedł ze sceny, Nami została sama, uklękła i udawała że płacze:

Nami: Łeeee!!! Nie mogę iść na bal!!! Zostałam tu sama!!!!! Łeeeee!!! Gdyby była jakaś wróżka!!

Nagle słychać głos zza sceny.

Zoro: O nie! Ja w tym nie wyjdę!

Sanji: Wyłaź!

Zoro został wypchnięty na scenę, był ubrany w zieloną sukienkę, na głowie miał tiarę, na plecach przyczepione skrzydełka, a przy pasie miał swoje trzy katany. Podszedł z naburmuszoną miną do podśmiewającej się Nami, zza sceny też było słychać śmiechy.

Zoro: Zabiję….

Nami: Wróżka?! Dlaczego taka brzydka?

Zoro: Inne, miały wolne…

Nami: A więc wróżko, pomożesz mi się dostać na bal?

Zoro: Pomogę i nawet kieckę ci dam, ale o północy moje zaklęcia przestaną działać i znów będziesz taka jak teraz.

Nami: A wiec gdzie ta sukienka?

Zoro: I co może mam ci jeszcze ją podać?! W kufrze jest, weź sobie.

Nami podbiegła do kufra i wyjęła z niego mandarynkową suknię. Wyszła za scenę, po dwóch minutach przyszła przebrana i piękna, zastała śpiącą wróżkę, podeszła do Zoro i uderzyła go pięścią w głowę.

Nami: E ty! Wróżka! Nie śpij! Co dalej!

Zoro złapał się za głowę.

Zoro: Dalej idziemy do twojej karety.

Wróżka skręcił w lewo i zaczął iść ale Nami go powstrzymała.

Nami: Ale wróżko, wyjście z domu jest w drugą stronę.

Zoro zawrócił.

Zoro: Robisz to specjalnie…

Obydwoje zeszli ze sceny, słychać było krzyk Sanjego „Mellorin! Mellorin!”. Na scenę wchodzi Chopper, zaprzężony w wózek sklepowy, i siedział na nim Usopp. Po nich weszli Zoro i Nami.

Nami: Lepszego pojazdu nie było?

Zoro: Tylko to udało nam się ukraść na szybko…

Usopp: Ładuj się do wózka Namciu! Jestem wielkim rajdowcem wyścigowym to będzie szybka podróż!

Nami weszła do wózka, a Chopper ruszył, Zorro jeszcze zawołał:

Zoro: Tylko pamiętaj, masz czas do północy!

Wszyscy zeszli ze sceny. Po chwili powóz znów na nią wjechał, Nami wysiadła z wózka.

Usopp: Ta podróż była genialna, Chopper musimy sobie zbudować taką karetę!

Chopper: Noooo!!!

Nami: Idźcie już stąd!

Usopp i Chopper zjechali ze sceny, na scenę weszła Robin, Brook i Franky w sukienkach, a także Luffy w królewskim płaszczu i koronie.

Robin: Księciu zatańcz z moimi córkami!

Luffy: Nieeeee! Są za brzydkie!!!!

Brook: Ale księciu!!!

Luffy: A mięcho macie?

Franky: Nie, nie mamy.

Nami: Ale ja mam!

Luffy podbiegł do Nami i zaczęli tańczyć, siostry i macocha z zazdrością się im przyglądali.


Robin: Jaka ona piękna…

Brook: Nie mamy szans….

Luffy: Gdzie to mięcho?

Nami: Dam ci pięknie pachnące mięso drobiowe, jak skończymy tańczyć.

Namcia spojrzała na zegar który wskazywał 11:55.

Nami: O nie muszę uciekać!

Nami zbiegła ze sceny, a za nią Luffy, macocha i siostry.

Luffy: Ej!!!! A moje mięcho?!

Sanji wszedł na scenę.

Sanji: Pięknej Namci udało się na czas dotrzeć do domu, niestety w połowie drogi jej wózkowi odpadło kółko i niósł ją woźnica. Po powrocie do domu wredne siostry kazały jej sprzątać i gotować, macocha zaś nie przejmowała się nią, bo była skupiona na czytaniu książki „Jak wychować swoje córki”. Książe Monkey D. Luffy, poszukiwał pięknej kobiety która nie dała mu obiecanego mięsa, żadna z dotychczas odwiedzonych kobiet nie miała mięsa drobiowego, tylko same wołowe. W końcu Dotarł do domu, w którym mieszkała macocha ze swoimi córkami.

Sanji schodzi ze sceny i wchodzą na nią Robin, Brook, Franky i Luffy.


Robin: Cóż chcesz od nas księciu?

Luffy: Mięcha! Mięcha chce!

Franky: Ale żarłok!

Brook: Yohohohoho! Mamy dla ciebie pyszne mięso wołowe!

Luffy: Ale tamta dziewczyna obiecała mi drobiowe! Mieszka ktoś jeszcze u was?

Robin: Ależ mieszka tu tylko Namcia.

Luffy: Niech się tu zjawi.

Nami wchodzi na scenę i staje przed Luffy’m

Luffy: To z tobą tańczyłem na balu, obiecane mięso drobiowe masz?

Nami: A mam.

Luffy: A dasz?

Nami: 100.000 beli.

Luffy: Coooooo?!?!?!

Nami się roześmiała.

Nami: Dam ci jak, urządzisz dla wszystkich przyjęcie.

Luffy szeroko się uśmiechnął.

Luffy: Ok!

Wszyscy zeszli ze sceny, w tle leciała skoczna muzyka. Na scenę wchodzi Sanji.

Sanji: Przyjęcie które się odbyło było niesamowite. Książka którą czytała macocha bardzo jej pomogła i Namcia jest już dobrze traktowana przez siostry i są przyjaciółkami, poza tym Namcia stała się bardzo bogata. Książę wybudował sobie mięsny pałac, woźnica i jego renifer opatentowali karoce składające się z wózka sklepowego i jakiegoś zwierzęcia do niego zaprzężonego. Wróżka się nachlał i śpi pewnie w jakimś rowie. Biedny, przystojny i mega męski narrator nie zdobył miłości, więc czeka na wszystkie zgłoszenia od pięknych pań.

Nam krzyczy zza sceny.

Nami: Skończ już wreszcie!

Sanji: Tak Nami-swaaaan! A więc! Podsumowując, wszyscy żyli długo i szczęśliwie!

Kurtyna opada.


sobota, 24 maja 2014

Zielony kapturek- przedstawienie. [One Piece]

A więc kiedyś zdarzyło mi się napisać dwa przedstawienia z OP i to nie są yaoi. Są całkiem śmieszne i mi się podobają więc chciałabym wam je pokazać :D
No to macie pierwsze~!


~~~

Zielony kapturek



W tym opowiadaniu nie występują Brook i Franky, nie miałam dla nich ról, chociaż… mogli grać drzewa XD

Wchodzi Usopp na scenę ubrany w garnitur Sanji’ego.

Usopp: Daleko od morza, wręcz jakieś dziesięć minut drogi, w małym domku, żył sobie mały chłopczyk… To znaczy dziewczynka! Nazywano ją Zielonym kapturkiem, ponieważ, nosiła zieloną pelerynkę. Pewnego dnia, matka dziewczynki kazała jej iść do babci.

Usopp schodzi ze sceny, na nią wchodzi Robin w fioletowej sukni i Zoro w zielonej pelerynce z kapturem na głowie i trzema katanami przy boku.

Zoro: Dlaczego to ja musze się zawsze ośmieszać? (narzeka pod nosem)

Robin: Droga córeczko, dostałam informację od narratora, że twoja babcia, chce, bym wysłała jej pieniądze. Jednak nie wieże naszej poczcie i daję ci zadanie dostarczenia pieniędzy. Znam twoją skłonność do skręcania w złe drogi, więc weźmiesz ze sobą psa.

Na scenę wszedł Chopper.

Chopper: Hau, hau.

Zoro: Dobra, dawaj te kasę. (podrapał się po głowie)

Robin przekazała kapturkowi koszyk z pieniędzmi i zeszli ze sceny. Na scenę wchodzi Zoro i Chopper i chodzą w kółko, zza sceny słychać głos Nami:

Nami: Miałeś podskakiwać durniu!

Kapturek zignorował głos i stanął:

Zoro: Oi! Piesku! Mam ochotę na sake!

Chopper: A ja na watę cukrową…

Na scenę wchodzi Sanji z roztrzepanymi włosami, w rozpiętej marynarce i koszuli, na głowie miał zawiązany swój krawat, a w ustach miał sztuczne kły:

Sanji: Oi! Glonie, gdzie leziesz?

Zoro: Piesku bierz go! To zboczeniec!

Chopper: To ty masz katany!

Sanji: Gdzie leziecie pytam się!

Zoro: Do babci ero wilku!

Sanji: Głupie marimo!

Zoro rzucił się na Sanji’ego i zaczęli się bić, a pies zaczął ich uspokajać. Kapturek dostał parę kopnięć w brzuch, a wilk został parę razy uderzony kataną. W końcu udało się ich rozdzielić..

Zoro: Ja idę do babci. (machnął ręką)

Zoro i Chopper zeszli ze sceny.

Sanji: Znajdę tą sałatę! I ją zjem! Będę miał niestrawności, ale ją zjem!

Sanji zszedł ze sceny, było stamtąd słychać „Mellorin, mellorin!” Na scenę zostało wniesione łóżko przez Usoppa i Choppera, w łóżku siedziała Nami przebrana za babcię.

Usopp: Po długiej wędrówce i dwóch zgubieniach, Zielony kapturek i piesek dotarli do babci.

Usopp schodzi ze sceny i wchodzi na nią Zoro.

Nami: Chlałaś, czuć od ciebie.

Zoro się powąchał.

Zoro: Dzisiaj nie piłam…

Nami: Śmierdzisz. Masz moje pieniądze?

Zoro: Tak, mam.

Zoro podszedł do babci i usiadł na łóżku

Nami: Chyba mi wnuczkę podmienili, bo za brzydka jesteś.

Zoro: A ty jesteś stara!

Nami: Jak śmiesz! Mam osiemnaście lat!

Zoro: To dlaczego jesteś młodsza od mojej matki i ode mnie?!

Nami: Nie wiem! To przez ten krem na młodość! Dawaj te pieniądze!

Zoro dał babci koszyczek, Nami zaczęła przeliczać pieniądze:

Nami: Pamiętasz wnusiu o swoim długu?

Zoro: Jakim długu?!

Nami: Za to, że jadłaś moje żarcie na wigilii! Wilku! Chodź tu!

Na scenę wchodzi Sanji z papierosem w ustach.

Sanji: Taaaak? Moja piękna!

Zoro: A ty nie miałeś jej zjeść?!

Sanji: Zakochałem się od pierwszego wejrzenia! Zjedzenie tej pięknej istoty było by grzechem!

Nami: Przestań gadać i schowaj pieniądze w sejfie, a ty (wskazała na Zoro) wypad z mojej chałupy bo każę ci za czynsz zapłacić.

Na scenę wpada Luffy w stroju myśliwego.

Luffy: OI!!!!

Chopper: To co z bajką? Wilk powinien zginąć!

Luffy spojrzał na Sanji’ego i wycelował w niego sztuczny pistolet.

Luffy: Mięcho!!!!!

Sanji i Luffy zbiegli ze sceny i słychać było strzały pistoletu. Nami zostaje wyniesiona w łóżku przez Zoro i Choppera. Na scenę wchodzi Usopp.

Usopp: Zielony kapturek został brutalnie wygoniony z domku babci, ponieważ, jego kochana babcia rzucała w niego kapciami, pieskowi również cudem udało się uciec. Wilk został postrzelony przez myśliwego, jednak organizacja do praw ochrony zwierząt ukarała za to zamachowca. Babcia w końcu wylazła z łóżka i podjęła pracę komornika. A narrator został dzielnym królem mórz z pięciotysięczną armią na czele i z taką drużyną rozpoczął swe przygody! Pierwsza miała miejsce…

Słychać głos Nami zza sceny:

Nami: Zaraz cię walnę!

Usopp: Koniec bajachny! (krzyczy z przerażoną miną)

Kurtyna opada.



Książe- rozdział 6 [Zoro x Sanji]



Udało się napisać~! Przeziębiłam się i jakoś nie idzie mi pisanie Zdanego na łaskę boga, a Książe właśnie odwrotnie, to jakoś tak pędzi.... 
Musze jak najszybciej wyzdrowieć w czwartek i piątek mam wycieczkę do Krakowa, a w następny weekend mam pokazy kendo i muszę w nich uczestniczyć!!
A właśnie dostałam zbroję~! Jesteście ze mnie dumni~?  
Dobra... Koniec pieprzenia o moich sprawach, czas na rozdział~!

~~~

Rozdział 6

Przyjaciele tego glona byli naprawdę wyjątkowi, pomogli mi, zaakceptowali i nawet chcieli przyjąć do swojego gangu. W pewnym momencie nawet miałem ochotę się zgodzić, ale najpierw muszę poznać swoją przeszłość, chcę wiedzieć czy byłem dobrym mafiozo, czy miałem jakiś przyjaciół i kto to w ogóle jest ten Trafalgar Law, od jutra powinienem zacząć wszystko odkrywać na nowo.
Podobno mam restauracje i walczę tylko nogami, to trochę dziwne, ale w sumie logicznie.
Przekręciłem się na drugą stronę łóżka i odkryłem się trochę bo robiło mi się gorąco. Przyjaciele Zoro (mam wrażenie, że też moi) wyszli jakieś dwie godziny temu po małej imprezie, były jakieś przekąski, piwo i jedyne co robiliśmy to rozmawialiśmy od czasu do czasu żartując. Opowiedzieli mi o sobie wszystko i o tym co razem przeszli, mimo że nie wyglądali to łączyła ich jakaś niezwykła więź i widocznie mnie też chcieli nią opleść.
To by było naprawdę miłe, do tego nie traciłbym kontaktu z Zoro którego bardzo polubiłem. Pozwolił mi ze sobą mieszkać, pomagał mi ile mógł i traktował mnie jak… No właśnie, jak?
- Nie mogę spać.- westchnąłem i podniosłem się do siadu kompletnie spychając kołdrę na drugi kraniec łóżka.
Podniosłem się i powoli wyszedłem z sypialni, zrobię sobie ciepłego mleka, to mi powinno pomóc.
O dziwo nie słyszałem chrapania zielonowłosego, czyżby dzisiaj spał spokojnie? Podreptałem do kanapy i spojrzałem na glona, leżał tam i chociaż było ciemno to zauważyłem jak światło miejskich latarni odpija się od jego oczu.
- Dlaczego nie śpisz?- mruknął patrząc na mnie, chyba wyrwałem go od głębokich przemyśleń.
- Jakoś tak…- wzruszyłem ramionami i ruszyłem do kuchni.- A ty czemu nie śpisz? Sadziłem, że glony nie korzystają w nocy z chlorofilu.
- Jakoś tak..- mruknął powtarzając moje słowa.- Nie nazywaj mnie glonem, kucharzyku.- jego oczy nagle stały się drapieżne.- Widzę, że miałeś cięty język przed utratą pamięci.
- Nie wiem.- uśmiechnąłem się.- Ale może kiedyś sobie przypomnę.- wstawiłem czajnik na gaz, jakoś odechciało mi się mleka, wolałem herbatę.
- Przy mojej pomocy na pewno.- zaśmiał się.- Planujesz coś jutro?
- Chciałem iść do mojej restauracji i potem do mieszkania.- włożyłem torebkę z herbatą do kubka i czekałem jak woda się zagotuje.
- Mam jutro pracę, ale jak chcesz to pójdę z tobą do twojego mieszkania, powinienem zdążyć.- ziewnął usiadł.
- Było by mi lżej.- wlałem do kubka wody i poszedłem z nim w stronę glona by usiąść koło niego.- Ale nie chcę ci sprawiać kłopotu.
Zoro spuścił nogi z kanapy bym mógł usiąść, sięgnął też po butelkę sake, która był do połowy pusta. Dziwiło mnie to, że on tyle pije i w ogóle nie jest pijany.
Usiadłem na miękkiej kanapie i odstawiłem parującą herbatę na stolik, wziąłem z niego też paczkę papierosów i zaraz zapaliłem jednego wkładając sobie do ust.
- Nie będzie ci przeszkadzać?- spojrzałem mu w brązowe oczy.
- Nie, spokojnie.- zaśmiał się i pociągnął sporego łyka trunku.- Zdziwiłeś się trochę jak dowiedziałeś się kim jesteś?- wziął ze stolika moje zdjęcie na którym z dość złą miną zmieniałem magazynek broni.
- No trochę.- westchnąłem wypuszczając kłąb dymu z ust i znów się zaciągając.- Dobra… Trochę bardzo, nie sądziłem że jestem kryminalistą.
- Nie wyglądasz na takiego.
- A ty za to wyglądasz.- zaśmiałem się by się trochę podroczyć.
- A to niby z jakiej racji?!- mruknął patrząc na mnie gniewnie, chociaż jakoś się go nie przestraszyłem.
- No masz taką… Twarz…- zacząłem się śmiać, chociaż próbowałem to zdusić przykrywając usta dłonią.
- Jaką?!- skoczył na mnie i zaczął mnie łaskotać, oczywiście uprzednio wyrwał mi z ręki papieros bym go nie upuścił i nie spalił domu.
Wierzgałem nogami i śmiałem się jak opętany, niech to szlag weźmie tą moją delikatną skórę!
- Starczy już!!- krzyczałem.- Przepraszam!
- Powiedz jaka jest moja twarz to przestanę.- przez łzy widziałem jak się uśmiecha.- Straszna? Hm?
- Nie! Jest przystojna!- śmiałem się, a on nagle przestał, dzięki czemu mogłem odetchnąć. Dopiero po jakimś czasie zorientowałem się co powiedziałem i to chyba dawało jakąś satysfakcję temu glonowi.
Ale spójrzmy prawdzie w oczy, Zoro jest przystojny, umięśniony, miły, ma miecze i… O czym ja w ogóle myślę?!
Zarumieniłem się i usiadłem łapiąc szybko kubek herbaty i pijąc ją, trochę wystygła więc nie poparzyłem sobie języka.
- I tak ma być.- chłopak się zaśmiał i rozłożył na kanapie, ja oparłem się o oparcie.
- Głupi glon.
- Skrzywiona brewka.- zamknął oczy.
- Kaktus.
- Kucharzyk.
- Sałata.
- Zboczony blondasek.
- Marimo.- mruknąłem, oczy mi się zaczęły zamykać.
- Nie zaprzeczyłeś.- szermierz parsknął cicho, chyba już zasypiał. Odłożyłem kubek na stolik i znów się oparłem zamykając oczy. Jakoś przestałem myśleć o tym, że zaraz tu zasnę.
- Na co?- szepnąłem układając się wygodnie, Zoro też nie protestował.
- że jesteś zboczony.
- Nie jestem.
- Nie wierzę.- ziewnął i zaczął chrapać.
- Głupie marimo.- wyszeptałem i również straciłem kontakt z rzeczywistością.

Czyż to nie dziwnie, że przy nim, na wąskiej kanapie, zasnąłem, a będąc samemu w wygodnym łóżku nie umiałem tego zrobić?

***
Obudziłem się dosyć wcześnie, prawdopodobnie zawsze byłem rannym ptaszkiem. O dziwo jednak, było mi ciepło i ciasno, do tego ktoś mi dmuchał w kark.
Otworzyłem szybko oczy i odkrywając, że Zoro tul mnie jak swojego pluszaka jak najszybciej chciałem się cofnąć zawstydzony. Ale ta kanapa to nie łóżko w sypialni więc wylądowałem na podłodze, wywracając przypadkiem katany Zoro, które były dla niego pewnie bardzo cenne.
Chłopak od razu się obudził i zerwał do siadu by zobaczyć co się stało.
- Przepraszam.- uklęknąłem i pozbierałem katan układając je na miejscu.- Nie chciałem..
- Nie szkodzi.- oglądał każdy mój ruch, ale nie wyczułem żadnej złości.- Tobie nic nie jest?
- Nie.- spojrzałem na bandaże które nadal okrywały moje rany, nic mnie nie bolało.- Jest dobrze.- przetarłem sobie oczy.- Wezmę prysznic i zrobię śniadanie.- zacząłem się podnosić ruszając do łazienki.
- Dobra, weź jakieś moje ciuchy.- machnął ręką i znów się ułożył.
Najpierw wszedłem do sypialni by wziąć jakieś wygodne ciuchy Zoro których nie powinien dzisiaj założyć i ruszyłem do łazienki. Szybki, ciepły prysznic i umycie zębów dobrze mi zrobiło. Ubrałem na siebie za duże czarne spodnie i białą koszulę, ale na szczęście wyglądałem jak człowiek.
Gdy wyszedłem z łazienki glon był w sypialni i wyjmował z szafy zieloną koszulę i czarne spodnie, no proszę, jak się zgrał kolorystycznie.
Wymieniliśmy się uśmiechami i poszedłem do kuchni by przygotować coś na miarę mistrzów, byłem kucharzem więc nie zdziwiłem się, że pomimo amnezji, przepisy nie uleciały mi z pamięci.
- Ładnie pachnie.- szermierz wlazł do salonu, ubrany i świeży, przy jego lewym uchy błyszczały trzy złote kolczyki.
- Danie musi kusić zapachem, wyglądem i smakiem, nawet jeśli byłoby ze śmieci.- uśmiechnąłem się krojąc warzywa i przygotowując posiłek.
Niedługo potem zasiedliśmy do stołu zajęci jedzeniem, śniadanie na szczęście wyszło znakomicie.
- Przyjadę po ciebie pod restauracje o 13:00, może być?
- Tak, dziękuję, że mi pomagasz.- bawiłem się jedzeniem na talerzu.
- Nie dziękuj.- zjadł do końca i wstał.- Sory, ale żeby zdążyć muszę już wyjść.- spojrzał na cyfrowy zegarek stojący na szafce i obrócił się na pięcie by iść do przedpokoju. Po drodze zgarnął swoje miecze i jakiś pistolet wyjęty z wazonu.
Ubrał na siebie czarną skórzaną kurtkę, wziął kluczyki, kask i zaraz potem usłyszałem trzask zamykanych drzwi.

niedziela, 18 maja 2014

Informacja!

Przepraszam was bardzo, ale wszystko się na mnie zwaliło na raz (sprawdziany, treningi, nauka, nauka, nauka, problemy z internetem...), że nie wyrobie się z rozdziałami :( 
Także w ten weekend nie będzie rozdziału, dopiero w następny.

Naprawdę przepraszam, ale nie dam rady ;_;

sobota, 10 maja 2014

Książe- rozdział 5 [Zoro x Sanji]



I kolejny rozdzialik księcia~! Cieszycie się~? Bo ja bardo ;3
mam nadzieję, że się wam spodoba :* 
~~~

Rozdział 5

Wyszliśmy szybko wszyscy z naszej siedziby i zeszliśmy na dół by po chwili wsiąść do samochodów. Było ich trzy, ja jechałem z Usoppem i Chopperem. Wszystkie pojazdy ruszyły i jechały za sobą wężykiem jakbyśmy właśnie podążali zabić prezydenta czy coś w tym stylu. Jak najszybciej chciałem znaleźć się w swoim mieszkaniu, a snajper jechał tak wolno. Miałem ochotę usiąść na jego miejscu i wcisnąć gaz do dechy, tylko dlaczego aż tak mi na tym zależało? Odpowiedź była prosta, polubiłem Księcia, bo był naprawdę ciekawą osobą.
Po dziesięciu minutach w końcu dotarliśmy, przez całą drogę milczeliśmy (nawet radio było wyłączone), a ja siedziałem jak na szpilkach trzymając mocno tą teczkę, najmniejszy szmer czy ruch zwracał moją uwagę i powodował coraz większe rozdrażnienie.
Gdy wóz się zatrzymał pierwszy otworzyłem drzwi i ruszyłem do swojego mieszkania, wiedziałem, że moi przyjaciele zaraz znajdą się za mną i tak też było. Kilka chwil później wszyscy staliśmy przed drzwiami.
- No to idziemy?- Luffy uśmiechnął się do mnie, co trochę podniosło mnie na duchu.
Wyjąłem klucze ze spodni i otworzyłem drzwi zaraz wchodząc do środka. Wszyscy milczeliśmy rozbierając się z kurtek i butów, o dziwo w domu też było cicho, żadnych szmerów, stuków, niczego. Natomiast pachniało świeżością i powietrze było lżejsze.
Weszliśmy do salonu i dokładnie się rozejrzałem, wszystko było czyste i pachnące, zdziwiło mnie to nieźle, nie sądziłem, że Książe zabierze się za porządki. Rozejrzałem się w poszukiwaniu blondyna i znalazłem go śpiącego na kanapie, aż nie miałem serca go budzić, pewnie nieźle się zmęczył.
- On tu posprzątał?- Nami przejechała palcem po nieskazitelnie czystej półce.- Że też nic go nie zjadło….
Chłopaki zaczęli cicho chichotać, a ja spiorunowałem ich wszystkim wzrokiem i co ja mam zrobić? Musimy pogadać z blondynem, ale nie chcę go budzić.
- I co teraz panie szermierzu?- Robin usiadła na fotelu, w sumie to wszyscy się gdzieś rozsiedli.
- Nie mam pojęcia.- westchnąłem chicho i znów otworzyłem teczkę.
- A gdyby on do nas dołączył?!- nasz szef uśmiechnął się szeroko pochylając się nad twarzą śpiącego.
Książe od razu otworzył oczy i wlepił w niego, potem podniósł głowę i się rozejrzał. Gdy zobaczył, że wszyscy tu jesteśmy to od razu usiadł i poprawił sobie rozczochrane włosy.
- Przepraszam, ale zdrzemnąłem się chwilę. Kim wy jesteście? Znam tylko tego zielonego glona.- wskazał na mnie.
No i wszyscy zaczęli się po kolei przedstawiać, Luffy od razu ogłosił, że jest głodny.
- Mógłbym coś ugotować, ale Zoro nie ma nic w lodówce…- przetarł zaspane oczy.- Mogę zrobić kawy albo herbaty.
- Przecież nie jesteś tutaj gospodarzem.- Nami uśmiechnęła się do niego.- Przyszliśmy tu z tobą pogadać, Zoro dawaj te teczkę.
Podałem ją tej wiedźmie i usiadłem obok blondyna na kanapie, widać było, że był zmieszany.
- No to słucham.- uśmiechnął się.
- Zacznijmy od tego, że krótko nas przedstawię. My jesteśmy gangiem Słomianych Kapeluszy, Luffy to nasz szef i każdy ma jakąś funkcję w tej mafii. Mam nadzieję, że cię nie przestraszyłam.
- Nie… Coś podejrzewałem, Zoro wygląda na kryminalistę, a poza tym znalazłem pistolet w garnku.- zaśmiał się.
- A więc to tam go wsadziłem..- mruknąłem pod nosem.
- O dziwo nie było to dla mnie zaskoczeniem.-  blondyn najpierw spojrzał na mnie uśmiechając się, a  potem wzruszył ramionami.
- No dobrze.- otworzyła teczkę i wyjęła z niej zdjęcie Księcia, był na nim ubrany w elegancki garnitur, miał papierosa w ustach i właśnie przeładowywał broń.- To chyba ty, prawda?
Blondyn rozszerzył oczy w zdziwieniu i wziął w dłonie swoje zdjęcie.
- No to ja…- szepnął.- Wiecie kim jestem?- spojrzał na rudowłosą z nadzieją.
- Nazywasz się Sanji Black i jesteś członkiem gangu Serc. (dop. aut. Tak wiem… Beznadziejna nazwa XD) Masz 19 lat i mieszkasz w apartamencie, jesteś właścicielem restauracji i specjalizujesz się w cichym zabijaniu. Z tego co nam wiadomo to walczysz przy pomocy nóg. Tutaj masz wszystko napisane.- podała mu kartkę z informacjami.
Sanji wziął ją ostrożnie do ręki i szybko przejrzał.
- To naprawdę ja? Jestem członkiem mafii? Jesteśmy wrogami?
- Niestety tak.- szepnęła Robin i założyła nogę na nogę.- Przypomniałeś coś sobie?
- Nie, nadal mam pustkę w głowie.- sięgnął po papierosa i zapalił go.- Ale wierze wam.
- TO DOŁĄCZ DO NAS!!!!- Luffy podskoczył jak małpa.- Będziesz naszym kucharzem i będziesz zabijał razem z Zoro!
- Tylko, że ja nie wiem jakie miałem tam stosunki i czy w ogóle mogę…- wypuścił dym z ust.
- A jak się w ogóle czujesz?- Chopper uśmiechnął się do niego.
- Dobrze.- Black odwzajemnił uśmiech i znów spojrzał na Nami.- Kto jest moim szefem?
- Trafalgar Law.- odchrząknęła i wyjęła następną kartkę z teczki.- Tutaj masz wszystkie adresy, twoja restauracja, mieszkanie, siedziba…
- Dziękuję wam. Jutro się zmyje.
- Dlaczego niby?- mruknąłem zły, ja chciałem by Sanji został.- Ja jestem za tym byś był w naszym gangu.
- Ja też!- krzyknął Luffy.
Chopper i Usopp przyznali mu rację.
- Idioci się odezwali.- warknęła Nami.
- Ja tu jestem szefem.- czarnowłosy nagle zmienił swój wesoły ton i stał się śmiertelnie poważny.- Sanji, zastanów się nad tą propozycją, przyda nam się kolejny członek i czuję, że można ci ufać, z tego co widzę to też nam ufasz.
Uśmiechnąłem się lekko i zerknąłem na Nami i na innych, gdy Luffy stawał się poważny każdy czuł do niego wielki szacunek. Na pierwszy rzut oka, chłopak jest idiotą, ale tak naprawdę jest wielkim człowiekiem, z wielkimi marzeniami. Jest jednym z najlepszych i zasługuje na pełne zaufanie.
Zauważyłem, że blondyn też zaczął przejawiać wobec niego jakiś szacunek.
- Rozumiem, podejmę decyzję po tym jak dowiem się jeszcze czegoś o sobie.
- Cudownie!!!- Luffy znów zaczął się śmiać i wszyscy odetchnęli.
- No to do tej pory mieszkasz u mnie.- zaśmiałem się patrząc na Sanji’ego który się zarumienił.
- Nie chcę ci sprawiać kłopotu…
- Kłopot?! Ty mu pomagasz! Tutaj nigdy nie było tak czysto!- Usopp się uśmiechnął i wszyscy wybuchli śmiechem. Co w tym niby takiego śmiesznego?
Resztę dnia spędziliśmy na wspólnej rozmowie i zapoznaniu się. Już tego dnia wszyscy zaczęli traktować Księcia jak przyjaciela i czuli się swobodnie.

piątek, 9 maja 2014

Zdany na łaskę boga- rozdział 8 [Shizuo x Izaya]



I mamy rozdzialik~! Cieszycie się~? Bo ja bardzo, jeszcze jeden rozdział i będzie koniec tej jakże dziwnej i moim zdaniem nieudanej historii.
A tak z innej beczki... Nawet nie wiecie jak kendo jest męczące (wszystko boli... ał...), ale dostałam od senseia strój treningowy~!
Jest to hakama (takie bardzo szerokie spodnie) i keikogi (takie kimono) . No i wyglądam normalnie jak z Bleach'a, tylko w wersji granatowej nie czarnej XD
A teraz rozdzialik~! 

~~~

Rozdział 8

Mimo, że miał dużo pracy to po szybkim przemyśleniu tej sprawy Izaya zgodził się na prośbę potworka, w końcu jego plan musiał iść na przód, a to, że Shizuo prosi go o wspólne spędzanie czasu to znaczy, że wszystko idzie dobrze. Jednak uparł się by dać blondynowi śniadanie i leki, bo gdyby się Shinra dowiedział to by mu nie darował.
Brunet nakarmił chorego czekoladowymi płatkami z mlekiem i w nagrodę, że nie utrudniał mu życia, dał mu papierosa, oczywiście otwierając od razu okno. Potem pomógł mu (dając wodę) połknąć leki i mieli wolny czas. Informator nawet wyciszył telefony z tej okazji.
- Jak się czujesz Shizu-chan~?- chłopak uśmiechnął się siadając sobie po turecku na łóżku.
- Dobrze.- odparł krótko, zaczął żałować tej decyzji, bo robiło mu się nieswojo, ale nie chciał też by kleszcz tyle pracował. Dlaczego nie chciał? Tego nie wiedział.
- Co taki mało rozmowny~? A może chcesz coś porobić~?
- Możemy coś porobić.- odkaszlnął.- Tylko co?
- Możemy zagrać w pokera. Chociaż… Ty chyba nie dasz rady.- skrzywił się trochę, jednak nadal się uśmiechał.
- No chyba nie.- prychnął.- Jak to będzie gdy wyzdrowieję?- spojrzał mu w oczy niepewnie.
- Nie wiem, pewnie znów będziesz mnie ganiał po mieście~! Chociaż może czasem spotkamy się na sake czy coś~…
- Może.- spojrzał w okno, nie wiedział czy chciał.
- Dlaczego wczoraj mnie nie obudziłeś tylko pozwoliłeś na sobie spać?- Izaya pozbył się uśmiechu i też patrzył na niego poważnie z lekko przekrzywioną głową. W głębi siebie chciało mu się śmiać z tych wszystkich emocji jakie pokazywał potworek.
- Po prostu chciało mi się spać i nie miałem jak cię zrzucić.- zmarszczył brwi, nie miał zamiaru się przyznać, że troszeczkę się o niego zatroszczył.

A Izaya w tym momencie przez chwilę poczuł się kochany, ale tylko przez chwilę, bo ta irracjonalna myśl została szybko wyparta.

- To co robimy?- znów się uśmiechnął.
- Głowa mnie swędzi, pomożesz mi się podrapać?- mruknął próbować potrzeć głową o zagłówek łóżka, jednak to wyglądało trochę dziwnie.
Informator zaśmiał się i nachylił nad blondynem opierając się jedną ręką o prawy bark chłopaka.
- Tu?- zaczął drapać go po głowie, lubił dotyk jego włosów.
- Niżej.- poczuł przyjemny zapach kleszcza i zrobiło mu się gorąco.
- Tu?
- Nieeee, w prawo bardziej.
- Tutaj?- przesunął dłoń bardziej w prawo i dalej drapał.
- Teraz to mnie cała głowa swędzi.- westchnął i ponowił ruchy głową by drapać się o łóżko.
- Shizu, nie gibaj się tak bo mi się ręka…- za późno to powiedział, jego ręka zsunęła się z ramienia potworka i padł na niego.
Ich usta zetknęły się, czego oboje się nie spodziewali. Na ich policzkach pojawiły się krwiste rumieńce. Nawet wielki Orihara nie był w stanie tego przewidzieć i przygotować się na to, jak zwykle ten potwór robi wszystko na bakier.
Heiwajima jednak chciał to kontynuować, to był impuls, przycisnął do siebie kleszcza swoją lewą ręką i zaczął go delikatnie całować, cholernie mu się to podobało i chciał więcej, nie ważne, że to był Izaya, chciał delikatnie wsunąć język do jego ust. Było mu coraz goręcej i serce mu szybciej biło. Czy Izaya mu się podobał?
Informator zaś tego też się nie spodziewał, poczuł lekki ucisk w spodniach i zaczął oddawać pocałunek, już nie kierował się planem. Ten pierwszy raz kierował się uczuciem i zachcianką. Ta czynność mu się podobała, kręciło go to, a jeśli ciało chce to dlaczego by mu choć ten jeden raz nie dać się nacieszyć?
Wpuścił język Shizuo do swoich ust i w pokoju było słychać tylko ich mlaskanie.

Musieli jednak przerwać by zaczerpnąć powietrza i w tym momencie mózg Izayi otrzeźwiał, zdał sobie sprawę, że to nie tak miało być, on nie miał go polubić, on miał go zabić. Odsunął się szybko od niego i wytarł usta. Nie może się zakochać, nie może na to pozwolić, musi działać zgodnie z planem.
Shizuo spojrzał na niego z zainteresowaniem, on chciał więcej, nagle zaczął patrzeć na Izaye jak na atrakcyjną osobę, nie jak na gnidę tylko jak na…
- To nie tak miało być.- mruknął Izaya chłodno.
- O co ci chodzi?
- Od początku miałem plan.- wyjął z kieszeni nóż sprężynowy i otworzył go. Shizuo nawet nie drgnął.- Powiedzieć ci jaki~? Chciałem sprawić, że mnie zaczniesz uwielbiać! Ale ty jak zwykle wszystko popsułeś.- warknął.
- Co popsułem?- zerknął na nóż, ale wcale się nie bał, nawet nie poczuł adrenaliny.
- To nie ważne~.- uśmiechnął się w swoim stylu i przyłożył mu ostrze do gardła.- I tak to już koniec~!- zachichotał i docisnął trochę ostrze, tak, że z małej ranki spłynęła strużka krwi.
Krwi Shizuo.
Tej samej krwi co była wtedy na asfalcie i co moczyła jego buty.
To ta sama krew która zlepiała mu jego blond włoski, które informator tak lubił dotykać.
Orihara zawahał się. 
Czy na pewno chcę go zabić?

Nie… Nie chcę, nie umiem.

Chłopak spojrzał w oczy bestii która potrafiła rzucać automatami, w tamtych momentach jego oczy były pełne wściekłości, a teraz były poważne, pewne siebie i… I pokazywały uczucie, którego Izaya wcześniej nie zaznał.
- Nie tniesz do końca?- blondyn uśmiechnął się lekko.- Przecież jesteś bogiem, poradzisz sobie.
Brunet zacisnął mocno dłoń na rękojeści nożyka, zrobił to tak mocno, że kostki mu pobladły. Zagryzł lekko dolną wargę i rzucił ostrze na podłogę. Nie mógł tego zrobić.
Zszedł szybko z łóżka i wymaszerował z sypialni (trzaskając za sobą drzwiami) od razu wyjmując komórkę z kieszeni. Wybrał szybko numer, który nawiasem mówiąc znał na pamięć i przyłożył słuchawkę do ucha.
Sygnał zazwyczaj krótki, teraz trwał nieskończenie długo, jednak w końcu ktoś odebrał.
- Moshi moshi Izaya-kun~? Coś się dzieje z Shizuo~?
- Zabierz go stąd.- mruknął chłodno.
- Stało się coś? Myślałem, że się dogadujecie…- Shinra zmienił ton głosu na bardziej zaniepokojony.
- Nic się nie stało, mam dużo pracy i nie mogę się już nim zajmować, przyjedź po niego jeszcze dziś.- rozłączył się i poszedł na dół do swojego gabinetu

niedziela, 4 maja 2014

Zdany na łaskę boga- rozdział 7 [Shizuo x Izaya]

Bleeeee.... Jakieś takie krótkie wyszło... O_o
Kompletnie straciłam wenę do tego opowiadania i nwm co pisać ;_;
Ale jakoś to będzie :*
chciałam was poinformować, że kolejne notki będą dopiero w następny weekend i postaram się ich wstawić w miarę dużo ;)
Teraz zapraszam do czytania rozdziału~!

~~~

Rozdział 7


Od kiedy Izaya „przygarnął” do siebie Shizuo by się nim opiekować minęło już dwa tygodnie. Blondyn dochodził do siebie, nie gorączkował już, żebra i inne kości się zrastały, siniaki już kompletnie znikły i głowa już nie dokuczała. Co do relacji między potworem a kleszczem to się poprawiły. Coraz rzadziej sobie ubliżali, swobodnie ze sobą rozmawiali i po prostu przyzwyczaili się do swojej obecności. Izaya coraz częściej zapominał o swoim planie, zatracał się w czynnościach, które wykonywał przy blondynie i w pracy, bo jej cały czas przybywało. Shizuo zaś zaczynał się cieszyć, że brunet mu towarzyszy, nie myślał o nim już aż tak źle, robiło mu się ciepło gdy on go dotykał i ciężko się do tego przyznać, ale zaczynał lubić jego zapach.
Cóż życie toczyło się dalej, a co się stanie w niedalekiej przyszłości?

- Uhh~…- Izaya wszedł do swojej sypialni, w dłoni miał paczkę papierosów.- Nie wiem czy kupiłem dobre Shizu~.- ziewnął i przetarł oczy, od trzech dni już nie spał, bo albo musiał opiekować się potworkiem, albo musiał pracować.
- Ważne by jakieś były, pomożesz mi?- spojrzał na niego, już wczoraj zauważył, że Izaya jest wymęczony i mówił mu żeby odpoczął, ale ten się upierał jak osioł, że nic mu nie jest.
- Tak~!- uśmiechnął się i jego stan zdradzały tylko cienie pod oczami.
Informator powolnym krokiem podszedł do łóżka, gdzie pół leżał, pół siedział Shizuo. Mimo, że nie znosił papierosowego dymu, to on go już tyle prosił, że w końcu ustąpił. Włożył mu jednego do ust i zapalił zapalniczką. Blondyn od razu się zaciągnął i wypuścił dym nosem.
- Dzięki.
- Spoko~…- chłopak znów ziewnął i poszedł otworzyć okno.- Ale nie myśl sobie, że będę ci je dawał co chwilę.
- Yhym…- ponownie się zaciągnął i wypuścił dym, nikotyna przynosiła wielką ulgę.- Może się prześpisz?
- A co to~? Czyżby Shizu się martwił o swojego kleszcza~?
- Nie, ale jak na ciebie patrzę to żyć mi się odechciewa, poza tym zaraz i tak będzie noc.
- Tak więc muszę ci zrobić kolację~!- uśmiechnął się i ruszył na dół do kuchni. Dzisiaj miał mniej pracy, więc powinien przespać się z godzinkę czy dwie, teraz jednak musiał zająć się chorym.
Przygotował jakieś kanapki i wrócił do sypialni, usiadł obok blondyna i zaczął rwać chleb by dawać mu po kawałku. Shizuo posłusznie jadł i obserwował tą pchłę, która co jakiś czas wzdychała, przechylała się na jedną stronę lub przymykała oczy.
- No dobra~… To przynieść ci coś, żeby ci nudno nie było?
- Chcę spędzić z tobą czas.- na te słowa Izaya rozszerzył oczy w zdziwieniu, ale zaraz uśmiechnął się.
- To co będziemy robić~?
- Chcę coś obejrzeć, jakieś anime.- odpowiedział stanowczo i na tyle na ile pozwalały jego możliwości przesunął się w bok.
- No dobrze~.- poczochrał mu lekko włosy, które były jak zwykle zaskakująco miękkie, potem znów ruszył na dół do swojego biura po laptopa, coraz ciężej mu się chodziło, ale skoro już się podjął tego zadania to musi wytrwać do końca. Wziął komputer z ładowarką i znów wrócił do Shizusia. Ułożył się obok niego i podłączył wszystko.
- To co chcesz oglądać~?- uśmiechnął się.
- Cokolwiek, byleby było fajne.
- Dobra, może być One Piece?
- Ta.
Izaya z uśmiechem i zamykającymi się oczami przysunął się do blondyna i włączył anime,  jednak prawie natychmiast zasnął. Leżał skulony obok chorego i przytulał się do jego torsu. Shizuo specjalnie wybrał oglądanie jako rozrywkę, chciał po prostu by Izaya wpadł w objęcia morfeusza. Obejrzał sobie z pięć czy sześć odcinków i po wielu trudach wyłączył laptopa (może ręce ma zagipsowane, ale palcami może ruszać). Potem równie ciężką pracą odłożył laptopa na podłogę. Spojrzał kątem okna na śpiącą mendę. Gdy był taki spokojny i niewinny to całkiem uroczo wyglądał i do tego tak słodko przytulał się do jego torsu, aż mu dreszcze po skórze przeszły. Gdyby Izaya zawsze taki był, wtedy mogliby być przyjaciółmi, ale pewnie ta gnida coś kombinuje. On zawsze ma jakiś plan, dlatego zawsze trzeba uważać.
Shizuo osunął się trochę w dół by leżeć i przy pomocy zębów i lewej ręki przykrył Izaye swoją kołdrą by ten nie zmarzł. Informator zaś smacznie sobie spał, było mu wygodnie i cieplutko, przytulał się do potworka i co jakiś czas szeptał niezrozumiałe słowa.
  

 ***

Izaye obudziło wibrowanie telefonu w kieszeni i gdyby nie to, to spałby jeszcze dłużej. Wymacał telefon i odrzucił połączenie, potem oddzwoni i dokładnie dowie się o co chodziło temu gościowi. Zrzucił to jakże przydatne urządzenie na podłogę i znów wtulił się do tego przy czym spał. To było ciepłe, miękkie i podnosiło się w miarowym tempie, raz w górę, potem w dół i do tego to równy odgłos bicia serca...
Zaraz... Jego poduszka nie ma serca i do tego jego poduszki nie są tak doskonałym legowiskiem jak to. Podniósł lekko głowę i otworzył zaspane oczy. Nie mógł uwierzyć, że Shizuo pozwolił mu spać z nim i do tego go przykrył i udostępnił swój tors...
- Jak słodko Shizu-chan~...- szepnął uśmiechając się lekko i znów położył głowę na poprzednie miejsce z zamiarem ponownego zaśnięcia.
 Jednak coś było nie tak... Przecież on zasnął, a miał pracować... Która jest w ogóle godzina?!
Usiadł szybko i sięgnął po telefon który leżał na ziemi.
- Kurwa.- mruknął.- 10:00...- sprawdził szybko nieodebrane połączenia i odpisał na sms.
W tym czasie Shizuo zdążył się obudzić, ziewnął potężnie i jako tako się przeciągnął.
- Dlaczego nie śpisz kleszczu?- spojrzał na Izaye.
- Dlaczego wczoraj pozwoliłeś mi zasnąć Shizu-chan~? Mam przez ciebie dużo pracy teraz.- zrobił niezadowolona minę.
- Moim zdaniem powinieneś sobie zrobić wolne.- ziewnął.
- Ale nie mogę, muszę ci jeszcze dać śniadanie i leki.
- A nie mógłbyś, chociaż ten jeden raz? Dla mnie?- blondyn sam nie wierzył, że to mówi, ale po prostu miał taki kaprys, by Izaya spędził z nim trochę czasu.

sobota, 3 maja 2014

Książe- rozdział 4 [Zoro x Sanji]



No i napisałam rozdział czwarty, który bardzo mi się podoba~! Mam nadzieję że wam też~! :D
Spróbuję jutro napisać kolejny rozdział zdanego na łaskę boga, trzeba w końcu zacząć kończyć te historie, bo mam pomysły na kolejne :D
Miłego czytania~!

~~~ 

Rozdział 4

Wieść o tym, że Książe ma amnezje nieźle mnie zaskoczyła, ale chyba powinienem się tego spodziewać. Fakt o tym, że blondyn nic nie pamięta bardzo utrudnia sprawę. Nie wiadomo jak on się nazywa, ile ma lat, gdzie pracuje i kim jest. A może być każdym. Chociaż patrząc na jego zadbane dłonie i mistrzowskie umiejętności kucharskie mogę obstawiać że pracuje w restauracji jako kucharz, albo jest modelem bo urody mu nie brakuje. Nawet ta jego zakręcona brewka jest na swój sposób słodka, a te oczy… Takie niebieskie i pewne swego, już dawno takich nie widziałem. Ale zaraz… Jak ja o nim myślę? Dowiem się kim jest i się wyniesie.
Przeszedłem przez ulicę i rozejrzałem się w obie strony, że też zawsze zapominałem drogi… To się skręcało w lewo czy w prawo? Chyba, że szło się prosto… A może zamówię taksówkę?
Wyciągnąłem z kieszeni komórkę i zastygłem. Nie pamiętam adresu…
- Nosz kurwa…- warknąłem pod nosem i schowałem telefon do kieszeni, potem ruszyłem przed siebie, w końcu tam dojdę.
Maszerując tak z dłońmi w kieszeniach i trzema katanami przy pasie ostrożnie oglądałem budynki i ludzi którzy mnie mijali, zwykle tak nie robiłem, ale czasem miałem takie momenty, że interesowała mnie przestrzeń zewnętrzna. A może próbowałem uciec od myśli które krążyły wokół Księcia?
- Hej Zoro!- usłyszałem po lewej głos Usoppa.
Obejrzałem się w tamtą stronę i uśmiechnąłem się lekko. Długonosy chłopak siedział w swoim srebrnym samochodzie i czekał na zielone światło. Bez zastanowienia szybko wsiadłem na miejsce obok kierowcy.
- Yo Usopp, jedziesz może do bazy?
- Eeeee… chciałem jechać po nowe farby ale tam też mogę zajrzeć, a stało się coś?- zapaliło się zielone światło i pojazd ruszył.
- W pewnym sensie.- westchnąłem.- Myślisz, że Robin i Nami będą?
- Nie wiem.- wzruszył ramionami.- Nami miała iść do kosmetyczki a Nico powinna być. Zoro co ci tak zależy?- spojrzał na mnie, ale za chwile znów patrzył się na drogę.
- Wczoraj jak wracałem to znalazłem kogoś…- oparłem głowę o szybę.
- A no tak! Chopper coś tam wspominał, podobna miał kilka obrażeń.
- Ta i dzisiaj się też dowiedziałem, że ma amnezje.- westchnąłem.- I poprosił mnie o pomoc.
- A ty postanowiłeś mu pomóc?- chłopak uśmiechnął się lekko i zaparkował.- Ty nikomu nie chciałeś nigdy pomóc, zwykle byłeś największym sadystą. To zwykle ty rozpruwałeś ludzi na kawałki, obcinałeś palce…
- A w ryj chcesz?- spiorunowałem go wzrokiem i odpiąłem pasy, Usopp był czasem wkurzający, w sumie to wszyscy byli wkurzający, ale i tak uważam ich za przyjaciół.
- Dobra, dobra, przepraszam, ale po prostu chcę powiedzieć, że zwykle się nie angażujesz w nic.- też odpiął pasy i wysiadł.
Siedziba naszego gangu, gdzie powinniśmy być w każdej wolnej chwili znajdowała się w zwykłym wieżowcu i było to zwykłe mieszkanie. Były tam łóżka, kuchnia, łazienka i takie tam. Czasem organizujemy tam imprezy, czasem śpimy, a czasem po prostu gramy w gry planszowe, jednak najczęściej to mieszkanie służy nam do spraw gangu, przyjmujemy tam gości, obmyślamy plany lub czyścimy broń.
Wylazłem z samochodu i snajper zamknął go na klucz, potem razem podążyliśmy na górę. Niestety jak zwykle muzyczka z windy mnie rozdrażniła, słowa znałem już na pamięć, niech ktoś w końcu pomyśli o zmianie piosenki „We are!” na inną.
Dojechaliśmy na siódme piętro i opuściliśmy windę od razu podchodząc do pierwszych drzwi po lewej. Usopp otworzył swoimi kluczami, bo ja zapomniałem swoich, zostawiłem je wczoraj w swojej skórzanej kurtce, a dzisiaj mam na sobie bluzę.
Weszliśmy do środka i od razu do naszych uszu dotarł wesoły krzyk Luffy’ego.
- MIĘSAAAA!!!! NAAAAAMIII!!!
Potem kilka trzasków i wrzask tej rudej baby:
- Zamknij mordę ty głodomorze! Nic nie ma w lodówce przez ciebie!
Zdjąłem buty i poszedłem do salonu od razu siadając na kanapie obok Franky’ego, który zajmował się zdobywaniem nowej broni i naprawianiem jej w przypadku gdy się jakaś popsuła.
- Yo Zoro, yo Usopp, po co przyszliście?- podaliśmy sobie rękę na przywitanie.
- Mam pewną sprawę, wszyscy są?
- Tak, wszyscy!- Luffy, nasz przygłupi szef podskoczył na fotelu radośnie.
- Zoro! Zoro!- do salonu wbiegł Chopper, który był najmłodszy z nas wszystkich.- Jak tam u blondyna?
- Blondyna?- Nami, która zwykle zajmowała się kontaktami i planowaniem grubszych akcji spojrzała na mnie zaciekawiona i przysiadła na ramienniku fotela na którym, siedział Luffy.
- Właśnie o tym chciałem pogadać.- westchnąłem.
- Okradł cię i ci zwiał? Yohohohoho!- tutaj odezwał się Brook, zazwyczaj zajmował się rozrywką, ale też był szermierzem.
- Co? Nie…- zmarszczyłem czoło, w sumie to o tym nie pomyślałem, przecież Książe jest teraz sam w moim domu, może mnie okraść i zwiać. Chociaż na takiego nie wygląda.- Czuje się całkiem dobrze ale…
- Wiesz jak ma na imię?- Chopper uśmiechnął się szeroko i usiadł na krawędzi stolika od kawy, niestety ale na osiem osób mieliśmy tylko dwa fotele i jedną kanapę.
- Nie ale…
- Jeszcze nie wiesz jak ma na imię?!- Nami zrobiła złą minę.- Obudził się w ogóle?
- Tak, zrobił śniadanie i…
- Śniadanie?!- Luffy podskoczył na fotelu i oczy mu się zaświeciły jak małemu dziecku.- Jak on gotuje?!
- Dajcie mi w końcu powiedzieć!- warknąłem.- Wstał, czuje się dobrze ale ma amnezje. Poprosił mnie bym mu pomógł dowiedzieć się kim jest i zajebiście gotuje, jakby był zawodowym kucharzem.
- Sugoooiiii!!! Ja chcę go poznać!
- Rozumiem, że mamy ci pomóc byś ty pomógł jemu?- Nami zrobił dziwną minę.- Nie widzi mi się to.
- No jak mi nie pomożecie to jakoś sam sobie poradzę.- wzruszyłem ramionami.
- Ja tam chcę pomóc.- Robin założyła nogę na nogę i uśmiechnęła się.
- Ja też!- Usopp poklepał mnie po plecach.
- W sumie to ja już pomogłem.- lekarz usiadł po turecku na stoliku.- I chcę dalej.
- Suuuuper, ja też pomogę!- Franky napił się łyka coli.
- Yohohohoho! Ja też~! Coś mu zagram!- Brook usiadł na ziemi.
- JA TEEEEEEEEŻ! MUSZĘ SPRÓBOWAĆ JAK GOTUJE!!!!!- krzyknął Luffy i prawie spadł z fotela z powodu tej ekscytacji.
- No dobra.- Nami westchnęła i odgarnęła kosmyk włosów za ucho.- Też pomogę w końcu jesteśmy przyjaciółmi.
- No dobrze panie szermierzu, jak on wygląda? Opisz go dokładnie.- Robin, która wie wszystko o wszystkim wzięła jakiś notesik i długopis by zacząć notować.
- No dobra…- oparłem się wygodnie o oparcie kanapy, byłem niesłychanie zadowolony z tego, że moi towarzysze mi pomogą.- Jest wysoki, jakoś mojego wzrostu, wieku nie wiem, imienia i nazwiska też nie. Jak go znalazłem był ubrany w czarny garnitur. Ma miękkie blond włosy i grzywka mu zakrywa jedno oko, a oczy ma niebieskie jak morze. Jest bardzo szczupły i blady, i ma zakręcone brewki. Jego ręce są bardzo zadbane, jak się uśmiecha to najczęściej przymyka oczy…- przerwałem na chwilę bo zorientowałem się, że wszyscy przyglądają mi się ze zdziwieniem i zaciekawieniem.- O co wam biega?
- Zoro… Ty… Nigdy tak o kimś nie mówiłeś…- Nami przechyliła lekko głowę.- Lubisz go?
- Co?!- moje policzki zrobiły się ciepłe, co to kurwa za podejrzenia?!- Nie! To znaczy nie uważam go za wroga, ale po prostu zainteresowała mnie jego sytuacja…- zmarszczyłem czoło.
- Coś jeszcze o nim wiesz?- Robin zapisała coś na kartce.
- Mocno kopie, a nawet powiem, że bardzo, z racji tego, że jak mnie kopnął to był osłabiony.
- Kopnął cię?- Chopper zaśmiał się.- Z tego co pamiętam to jego nogi były najbardziej poranione, jakby to nimi się bronił….
- Ta, kopnął mnie by mnie obudzić.- podniosłem koszulkę by pokazać dosyć dużego siniaka.
- Uuuuuu…. Będzie ci znikał przez dwa tygodnie.- Usopp dźgnął mnie w brzuch.
- Złamię ci tego palca.- spiorunowałem go wzrokiem, a on szybko zabrał rękę. Czy moje spojrzenie jest aż tak straszne?
- Chyba wiem kim on jest.- czarnowłosa patrzyła się w swój notesik.
- Kim?
Informatorka podniosła się i podeszła do szafki gdzie zwykle były papiery o różnych ludziach i mafiach. Otworzyła zakodowany zamek i pogrzebała tam trochę. W tym czasie wszyscy siedzieliśmy cicho, czekając w napięciu na rozwiązanie zagadki. W końcu Robin wyjęła jakąś teczkę, otworzyła ją, obejrzała szybko i odwróciła się do nas.
- Tak, jak myślałam.- uśmiechnęła się i dała nam teczkę byśmy wszyscy obejrzeli.
Gdy zobaczyłem kim jest Książe, to przez kilka chwil nie mogłem w to uwierzyć i przede wszystkim się ruszyć. Podniosłem lekko głowę i spojrzałem na przyjaciół.
- Jedźmy do mnie.- mruknąłem zamykając teczkę.
Oby się nie okazało, że Książe zostanie naszym wrogiem.