sobota, 26 kwietnia 2014

Grzechy [Shizuo x Izaya]

I kolejny shot~! Nie wiem dlaczego, ale bardzo mi się on podoba, bo Izaya jest tutaj taki milutki~...
Oczywiście w opowiadaniu są już parą i się kochają :)
Zainspirowałam się książeczką od komunii (przeglądałam bo mi nudno było), jestem ateistką, więc łatwo mi było to pisać XD
Serdecznie przepraszam jeśli uraziłam jakiegoś chrześcijanina.

~~~

GRZECHY

Izaya używają swojego klucza otworzył drzwi i wszedł do domu Shizuo. Rozchodził się tam przyjemny zapach pieczonego kurczaka. Brunet wkroczył do środka z uśmiechem na ustach zamykając za sobą drzwi. Zdjął od razu buty i swoją kurtkę z futerkiem, wieszając ją na wieszaku. Potem wszedł do kuchni, był tam Shizuo ubrany w biały fartuszek w kropki, który stał przy garach i pichcił.
- Co gotujesz~?- Izaya podszedł do kuchenki i nachylił się nad nią wąchając smacznie wyglądający sos.
- A zobaczysz.- blondyn się uśmiechnął i pocałował czule chłopaka na przywitanie.- Mam nadzieję, że będzie ci smakować.
- Na pewno będzie~!- chłopak usiadł sobie na blacie i zaczął machać nogami, lubił przychodzić do swojego chłopaka na kolacje, Shizuo zawsze robił takie pyszne dania.
Izaya rozglądał się po kuchni by dojrzeć czy coś się zmieniło, zazwyczaj taka, jego własna „zabawa” zawsze kończyła się porażką, jednak dzisiaj informator dojrzał pewną białą, małą książeczkę która leżała na lodówce. Sięgnął szybko po nią i zaczął przeglądać.
- Shizu-chan po co ci książeczka od komunii? Jesteś chrześcijaninem?
- Nie.- zmarszczył czoło i obrócił się do kleszcza bezczelnie siedzącego na blacie.- Po prostu ją znalazłem na ulicy i wziąłem ze sobą.
- Tu są bardzo ciekawe rzeczy…- Izaya dokładnie przeczytał zdania tam napisane.- A raczej głupie… Żeby dostać się do nieba i być prawdziwym chrześcijaninem trzeba przestrzegać tylu zasad~..- prychnął.- O patrz Shizu, ty jesteś strasznym grzesznikiem!
- Ta?- mruknął bez cienia zainteresowania i z lekką pogardą.- Podobno wszyscy są grzesznikami.
- Ale mnie najbardziej obchodzisz ty.- machał nogami.- O! Słuchaj! 10 przykazań, ocenimy czy jesteś wielkim grzesznikiem czy nie. „1. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.”
- Ale ja nie jestem chrześcijaninem Izaya.
- No ale i tak nie czcisz innych bogów prócz mnie~!- uśmiechnął się szeroko.
- Ale ja cię nie czczę, ja cię kocham, a to co innego.- zamieszał sos, by ten się nie spalił.
- Też cię kocham~!- zacmokał.- Idziemy dalej, „2. Nie będziesz brał imienia Pana Boga swego nadaremno.”
- Nie biorę.
- Jak nie bierzesz?- spojrzał na blondyna i zaśmiał się.- Ile razy to słyszałem jak krzyczysz „IZAYAAAA-KUUUUN!” na całe miasto?
- Ty nie jesteś moim bogiem.- pogroził mu drewnianą łyżką.
- Tak, tak.- machnął ręką.- „3. Pamiętaj abyś dzień święty święcił.” Z tego akurat się wywiązujesz~! Moje urodziny i nasze rocznice są godnie czczone~!- zachichotał i położył się na blacie.
- Czy ty zbytnio nie polubiłeś tego blatu?- potworek spojrzał na niego i podniósł jedną brew.
- Nie… Twardy jest~.- skrzywił się.- „4 Czcij ojca swego i matkę swoją.” No cóż z tego co wiem to ich szanujesz, dalej więc: „5. Nie zabijaj.”
- Nikogo nie zabiłem, chyba…
- Nie… Tylko tak mocno uderzyłeś, że kopnął w kalendarz~!- zachichotał.- „6. Nie cudzołóż.”, ooooo Shizu tutaj to poległeś.
- Co? Niby gdzie ja cudzołożę?!
- Rzucasz się na mnie jak tylko zobaczysz nagi skrawek mojego pięknego ciałka.
- Wcale nie.- zmarszczył nos i odwrócił się.- Dawaj dalej.
- „7. Nie kradnij.”, ty nie kradniesz~! Chyba, że moje lody z miseczki…- spojrzał na niego podejrzanie, potworek tylko się chytro uśmiechnął.- „8. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.”
- Nie mówiłem nic.
- Mówiłeś! A o mnie? Mam ci przypomnieć? Kleszcz, menda, gnida…
- Bo ty jesteś kleszczem, pchło.
- Sam siebie wykluczasz Shizu-chan~. „9. Nie pożądaj żony bliźniego swego.” „10. Ani żadnej rzeczy która jego jest.” W tym chyba jesteś czysty.
- Jasne, że jestem.- włożył torebkę ryżu do garnka z wrzącą wodą, zamieszał sos i ponownie odwrócił się do Izayi, który wrócił do przeglądania książeczki.
- Stwierdzam potworku, że z siedmiu darów Ducha świętego ty masz tylko męstwo i radę bo rozumu i mądrości to za grosz.
Shizuo zrobił złą minę i zabrał książeczkę chłopakowi, oczywiście on protestował, ale kogo by to obchodziło? Blondyn przewertował książeczkę i znalazł coś bardzo ciekawego.
- Patrz co znalazłem, zaliczasz się do wszystkich punktów: „Grzechy cudze” „1. Namawiać do grzechu.” „2. Rozkazywać bliźniemu grzeszyć.” „3. Zezwalać na grzech bliźniego.” „4. Pobudzać do grzechu.” „5. Pochwalać grzech drugiego.” „6. Milczeć, gdy ktoś grzeszy.” „7. Nie karać grzechu.” „8. Pomagać do grzechu.” I „9.Usprawiedliwiać grzech cudzy.”- spojrzał na swojego chłopaka z triumfem.
- Bardzo śmieszne.- fuknął.- Po co ty w ogóle zbierasz, takie rzeczy, co?- Izaya zabrał mu książeczkę i wrzucił do jakiejś szafki.- Kiedy będzie to jedzenie? Głoooodny jestem~!
- No robi się, nie widzisz?- uśmiechnął się i złączył swoje usta z ustami informatora od razu wsuwając język do środka.



czwartek, 24 kwietnia 2014

Kara [Zoro x Sanji]

No jakaś niesłychana wena mnie naszła O_o
W ogóle to mam jeszcze jedno opowiadanko, ale je wstawię w sobotę :*
Zajmijmy się teraz shot'em, zainspirowałam się obrazkiem i w sumie nie wiem czy fajnie wyszło. Ale dlaczego tego nie wstawić~?
Mam nadzieję, ze się spodoba~!

~~~

KARA

- No wiem, że zbyt długo trzymałem tą książkę, ale nich mi pani wybaczy panno Robin.- zacisnąłem dłonie na krawędzi blatu i błagalnie wpatrywałem się w kobitę po trzydziestce, która uśmiechała się do mnie miło. Miała długie kruczoczarne włosy i dość wydatne piersi, które w każdej chwili mogły „wyskoczyć” spod tej niebieskiej kurteczki.
- Niech będzie.- westchnęła jednak uśmiechnęła się miło.- Niech pan przynajmniej zapłaci karę.
- Ależ oczywiście!- puściłem blat i zacząłem grzebać w wewnętrznej kieszeni mojej marynarki, klucze, telefon, jakiś papierek… W końcu wyciągnąłem portfel i zapłaciłem za przetrzymanie książek.- Jeszcze raz przepraszam.
- Nic się takiego wielkiego nie stało, ale pilnuj się terminów. Wypożycza pan coś?
- Tak, rozejrzę się.
Odwróciłem się na pięcie i wlazłem w wielkie regały na których były poustawiane książki. Nie szukałem jakiejś konkretnej, zawsze kierowałem się wyglądem okładki i gatunkiem, a najbardziej lubowałem się w horrorach, kryminałach i książkach kucharskich. Na szczęście ta biblioteka była ogromna i miałem z czego wybierać.
Po kilku minutach poszukiwań konkretnego działu z tymi „mrocznymi” gatunkami, w końcu go wypatrzyłem. Podążyłem w tamtym kierunku i zacząłem przeglądać książki. Akurat tak się złożyło, że zainteresowała mnie ta z wyższej półki, musiałem więc wspiąć się na drabinę by ją dosięgnąć.
Jednak pech chciał, że straciłem równowagę i runąłem w dół, starałem się oczywiście złapać regału, by się jakoś przytrzymać ale to spowodowało tylko, że regał jeszcze bardziej się zatrząsł i połowa książek z niego spadła.
O dziwo nie upadłem na ziemię, tylko na coś miękkiego, gorzej było z resztą mojego ciała, która zastała zmasakrowana przez spadające książki.
- Wygodnie ci głupku?- usłyszałem warknięcie pod sobą. Zaciekawiony tym na czym wylądowałem obejrzałem dokładnie tego kogoś.
Facet był umięśniony, bo miał twardy brzuch i dokładnie było widać zarys jego mięśni przez koszulkę, lewe ucho miał przebite trzema złotymi kolczykami, oczy miał zielone i – o dziwo- jego włosy były w tym samym kolorze.
- Całkiem wygodnie, glonie.- zaśmiałem się.
- To cudownie, brewko.- mruknął i zepchnął mnie z siebie, a, że było tu pełno rozrzuconych książek to wylądowałem na nich.
- Głupek, nie nazywaj mnie tak!- chciałem go kopnąć ale złapał moją nogę.
- Chcesz się bić? Życie mi zawdzięczasz, ciesz się, że cię złapałem.
- Normalnie skaczę ze szczęścia!- pokazałem mu język i zacząłem poruszać zniewoloną nogą w tył i w przód by ją uwolnić, lecz ten cholerny glon był strasznie silny.
- Przepraszam, że przerywam panom zabawę, ale to jest biblioteka.- Nagle jakby znikąd pojawiła się obok nas Robin, ta bibliotekarka.- Ale skoro lubicie tak ze sobą przebywać to uważam, że odpowiednią karą będzie, jeśli razem posprzątacie ten bałagan.
- No ale to jego wina!- mruknął zielonowłosy wskazując na mnie palcem.
- Ty pomagałeś.- prychnąłem.- Trzeba się było zmyć jak zlatywałem.
- Następnym razem tak zrobię.- spiorunował mnie wzrokiem.
- No to miłego sprzątania.- kobieta się uśmiechnęła i odeszła spokojnie.
Spojrzałem na chłopaka (miał minę jakby mu właśnie ktoś zabrał lizaka) i znów poruszyłem nogą by spojrzał na mnie.
- Black Sanji jestem.- uśmiechnąłem się.
- Roronoa Zoro.
- Powiedz mi Zoro-glonie, chce ci się wstać?
- Nie.
- Ta… Mnie też.- zaśmiałem się.

Badyl [Zoro x Sanji]

No cóż... Może nie udało się napisać rozdziału Księcia ale udało mi się napisać One-shot'a~! I może jeszcze uda mi się napisać drugiego~? Zobaczymy... Mam na razie chęć i wenę  na pisanie krótkich opowiadanek :)
Dobra! Koniec biadolenia, czas na notkę~!

~~~

BADYL

Sanji wyszedł na zakupy, akurat zatrzymali się na ciekawej wyspie, a Luffy żre tyle, że co chwila trzeba uzupełniać zapasy. Szedł sobie wolnym krokiem na zatłoczony targ, już z tej odległości czuł piękny zapach świeżego pieczywa, który zmieszał się ze świeżością poranka. Blondyn taką pogodę lubił najbardziej, było ciepło i słonecznie, jednak wiał lekki, chłodny wiaterek, to cudowny klimat na zakupy.
Gdy doszedł na miejsce nie mógł się nadziwić różnorodnością produktów będących na straganach. Niektórzy sprzedawali piękne rybki, inni jędrne owoce i warzywa, a jeszcze inni słodkie wypieki i pieczywo. To był po prostu raj dla kucharza.
- Jaka piękna ryba…!- Sanji zachwycił się długim i błękitnym węgorzem, już dawno nie przyrządzał tego gatunku, a jeszcze gdyby go tak uwędzić, byłby jeszcze lepszy.
Jednak miał dosyć ograniczony budżet, bo Nami kazała kupić tylko niezbędne rzeczy, no cóż kucharz będzie musiał zadowolić się przyprawami i mięsem, ryby kupi na następnej wyspie.
Chłopak odszedł od straganu i przechadzał się dalej. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnął jednego zaraz wkładając sobie go do ust i zapalając go zapalniczką. Nikotyna od niepamiętnych dziejów była wyśmienitym towarzyszem przechadzek.

Minęła może godzina, a Sanji nawet nie był w połowie targu, to wszystko sprawiało mu taką radość… Zatrzymywał się przy każdym stoisku i dokładnie oglądał produkty które go interesowały. Zatrzymał się też by popatrzeć na małą dziewczynkę która gra na skrzypcach i jej tatusia który dopełniał dźwięki jej instrumentu wiolonczelą.
- Cudowna muzyka.- uśmiechnął się gdy oboje skończyli utwór, złapał mocno jedną ręką papierową torbę w której miał kupione produkty i drugą wyjął z kieszeni kila monet. Wrzucił je do pokrowca od skrzypiec i mocno złapał torbę bo zaczęła się niebezpiecznie przechylać.
- Dziękuję~!- brunetka uraczyła go słodkim uśmiechem i znów zaczęła grać.
Sanji zostałby tu dłużej jednak musiał jeszcze kupić wiele rzeczy, odwrócił się z zamiarem pójścia w dalszą drogę jednak coś mu stanęło na drodze, a raczej ktoś.
- Masz, badyl dla ciebie.- przed nim stał Zoro cały spięty, trzymał przed nim wyprostowaną rękę, a w dłoni trzymał ślicznego niebieskiego kwiatka.
- Marimo?- blondyn rozszerzył oczy zdziwieniu, nie mógł wyjść z podziwu, że ten glon zrobiłby coś takiego i do tego się nie zgubił.- Co ty wyprawiasz?
- Podobno jest jadalny.- mruknął i na jego policzkach pojawiły się wielkie rumieńce.- Więc to przyprawa.
- Nie wiem czy to tak działa glonie.- Sanji się uśmiechnął i przyjął kwiatka.
- To ja idę się czegoś napić.- szermierz chciał się szybko wycofać, ale kucharz zatrzymał go kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Dziękuję Zoro.- uśmiechnął się.- Bardzo ładny.
- Proszę.- jego policzki zrobiły się czerwone jak pomidory.- Napijesz się dzisiaj ze mną na statku?
- Tak.
Zoro uśmiechnął się lekko i wycofał, niedługo potem znikł w tłumie.
Sanji zapalił sobie kolejnego papierosa i włożył sobie kwiatka za ucho by jego błękitne kwiatki zdobiły jego głowę, potem z uśmiechem na ustach ruszył dalej oglądając stragany.

- Kto by pomyślał Zoro, że dasz mi kwiatka do jedzenia…
- A co? Nie podobał ci się?!


Zdany na łaskę boga- rozdział 6 [Shizuo x Izaya]

Oto kolejny rozdział naszej kochanej parki~! Trzeba w końcu jakąś akcję tu wpleść i jakoś to zakończyć, nie~? Przecież nie będę tego pisać w nieskończoność.
No ale na razie macie rozdział 6~! Wiem, że krótki, ale ostrzegałam, że w tym opowiadaniu one taki będą ;*
Rozdział księcia postaram się napisać dzisiaj, chociaż wątpię czy się za to zabiore (Tak, jestem leniem), ale jeśli nie dzisiaj to w weekend no bo jutro trening, a po trningu będę gorzej niż zmęczona :P
Jakoś to będzie~! :D

~~~

Rozdział 6


- No Shizu~… Musimy współpracować~!- Izaya zachichotał przyprowadzając wózek. Na całe szczęście łazienka była na górze. Niestety, mina blondyna znów zmieniła się na minę naburmuszonego dzieciaka.
- Odwidziało mi się.- warknął.- Nawet mnie nie dotkniesz.
- No po prostu jak kobieta w ciąży.- westchnął brunet siadając na wózku, był już zmęczony całą tą szopką. Najchętniej wziąłby nóż i wbił go potworowi prosto w gardło. Przecież taka osoba jak on, nie powinna zajmować się chorymi, a zwłaszcza wybredną bestią. On nie jest treserem tylko bogiem i informatorem.
Bez słowa podniósł się z wózka i poszedł do łazienki, ten potwór nie będzie mu protestował i pokazywał humorków, będzie robił to co chce Izaya, bo inaczej zdechnie, jak nie od ostrza to z głodu.
Chłopak wziął miskę i nalał do niej ciepłej wody, jeśli Shizuo nie chce się umyć w łazience to umyje się w pokoju, a jeśli nachlapie to będzie jego problem i wtedy na pewno się ruszy z tego wyrka.
- A ja go zepchnę razem z wózkiem ze schodów..- prychnął cicho i nalał do wody trochę mydła w płynie.
Wziął miskę, gąbkę i ręcznik ze sobą i wrócił do sypialni.
- Mówiłem ci, że mnie nie dotkniesz.
- Oj przestań już~… Przecież ja cię nie dotknę, tylko gąbka~!- zachichotał i podszedł do łóżka.
- Zdzielę cię.- warknął blondyn.
- Ciekawe jak…- prychnął i postawił miskę na szafce, bo gdyby postawił ją na podłodze to mogłoby się stać tak, że by w nią wdepnął.
Izaya odkrył Shizuo, na szczęście bandaże, którymi miał owinięty tors nie były czerwone. Cóż to był trochę żałosny widok, Shizu-chan cały w bandażach i gipsie, Izayi nawet przez krótką chwilę zrobiło się przykro. Ale tylko przez chwilę.
Chłopak, mimo protestów blondyna, zaczął odwijać bandaże, potem delikatnie mył go namydloną gąbką.
- I co~? Jest aż tak źle~?- spojrzał w jego piwne, aczkolwiek złe oczy.
- Tak.- mruknął i odwrócił głowę w stronę okna, by Izaya nie zobaczył jego coraz większych rumieńców, każde muśnięcie gąbki o jego skórę powiększało dziwne uczucie gorąca. Podobało mu się to i to bardzo, a jak Izaya przypadkiem musnął jego skórę palcem to nawet nie umiał opisać tego co czuł. Tylko dlaczego tak reagował na tego kleszcza? On go powinien nienawidzić! Powinno mu się robić niedobrze na jego widok, a tu takie coś…
Izaye szczerze bawiły reakcje Shizuo, miął ogromne rumieńce, co chwilę drżał i do tego stał się cieplejszy. Tylko jęczenia tu brakowało. Chociaż brunet musiał przyznać, że potworek zaimponował mu muskulaturą.
Chłopcy męczyli się z myciem bite dwie godziny, ale w końcu się udało, bestyjka była czyściutka i pachnąca. Do tego miał przemyte rany i nowe opatrunki.
- Chcesz coś porobić Shizu-chan~?- uśmiechnął się Izaya zbierając stare bandaże i wkładając gąbkę do miski.- A może masz na coś ochotę~?
- Zielonej herbaty.
- Dobrze~!- uśmiechnął się miło.- A coś do jedzenia~? Wątpię, że ten ryż ci wystarczył.
- Mam ochotę na lody.- też się uśmiechnął, zaczynał przyzwyczajać się do takiej niańki.
- No to będą lody~!- wziął wszystko i wyniósł do łazienki, później to posprząta.
Zlazł na dół do kuchni i wstawił wodę, potem wyjął z zamrażarki lody i miseczkę z szafki, do której je nałoży. Lody miał tylko kawowe i waniliowe, powinno mu smakować takie słodko gorzkie połączenie, a jak nie, to kawowe zje Izaya.
Gdy woda się zagotowała zaparzył nią zieloną herbatę, a do lodów dodał jeszcze borówki i pokrojone w plasterki banany, tak do smaku i dla witamin.
Wziął wszystko i wrócił do Shizuo.
- Mam nadzieje, że będą ci smakować, a co do herbaty to musi najpierw trochę ostygnąć.
- Yhym.
Brunet postawił kubek na szafce i usiadł na łóżku krzyżując nogi, w końcu to jego łóżko, jego sypialnia i jego dom, więc może robić co chce. Nałożył na łyżeczkę trochę lodów i podsunął blondynowi pod usta, oczywiście szybko z niej zniknęły.
- Gorzkie.- skrzywił się trochę.
- Bo dałem ci akurat same kawowe, są tu jeszcze waniliowe.- uśmiechnął się Izaya i nałożył kolejną porcję lodów i dał chłopakowi.
- Całkiem dobre, a ty nie jesz?
- Mogę zjeść~!- nałożył trochę lodów i wsadził sobie do pyszczka. Na jego języku rozpłynął się zimny kawowy smak połączony z wanilią i nutką borówki.- Masz rację, smaczne są~!- uśmiechnął się i znów dał Shizuo na tej same łyżeczce kolejną porcję, jednak blondyn tylko się na nią patrzył.- No co~? Boisz się, że czymś się zarazisz ode mnie?- uśmiechnął się w swoim stylu.
Blondyn spojrzał na niego poważnie i wziął łyżeczkę do ust, nic się nie różniło w smaku.
- Nie, nie boję się.
 

sobota, 19 kwietnia 2014

Zdany na łaskę boga- rozdział 5 [Shizuo x Izaya]

No i się udało napisać~! Ale gomene, że tak krótko i licho pisałam to na szybko i z bólem głowy. 
Ważne, że jest i każdy rozumie o co chodzi~! :D
To miłego czytania i Wesołych Świąt~!

~~~

Rozdział 5


Izaya jakimś cudem tak zapakował się tak, by nie robić wielu rundek z sypialni na dół. Na tacce przyniósł gotowany ryż ze śmietaną i truskawkami, dwie szklanki wody i witaminki, a pod pachę wziął bandaże.
Wlazł tak do sypialni z wielkim uśmiechem na ustach, natomiast Shizuo siedział naburmuszony w łóżku, z wiadomych przyczyn nie mógł skrzyżować rąk, ale jego mina wyrażała tysiące słów.
- Oj nie bocz się Shizu~! Mam dla ciebie ryż na słodko, tak jak lubisz~!- zachichotał brunet i odłożył bandaże na półkę, a z tacką podszedł do łóżka.
- Skąd wiesz, że lubię słodkie..?- warknął.- Daj mi pić gnido.
- No już, już~.- Izaya wziął szklankę i przyłożył do ust chłopaka, nie mógł mu dać całej wody na raz bo to by mogło wywołać wymioty, więc poił go po jednym łyku i krótkiej przerwie.- I jak~? Lepiej~?
- Ta.- odburknął. Nie chciał się przyznać, że ta szklanka z wodą przyniosła mu ulgę, do pełni szczęścia brakowało tylko tego ryżu i kąpieli.
- No to teraz będzie jedzonko~!- brunet sięgnął po miskę i łyżeczkę.- Otwórz buzię ciuchcia jedzie~!
Izaya robił to dokładnie jak z małym dzieckiem, na łyżce miał trochę ryżu i trzymał ją centralnie przed ustami chorego, jednak Shizuo nie chciał współpracować i nie przyjmował tej lokomotywy do swojego garażu. Takie naigrywanie się tej mendy wzbudzało w nim tylko napady wściekłości.
- No otwórz tą klapę Shizu… Bo wystygnie.- zrobił słodkie, proszące oczka.- Zrób to dla Izayi~!
- Nie i przestań się zachowywać jak przedszkolanka, nie jestem dzieckiem.- warknął, a jego żyłka na czole zaczęła pulsować.
- Ooooo! Zdzichu się pokazał~! Jak ja go dawno nie widziałem~!- brunet szeroko się uśmiechnął i podciągnął by przyjrzeć się tej sławnej żyłce. W tym celu by być stabilniejszym oparł się ręką o ramię potworka.
- Co ty robisz?!- warknął.
- Przyglądam się Zdzichowi, taka okazja może już nigdy nie nadejść… Shizu nie wierć się tak…!
Shizuo zaczął się wiercić by zrzucić kleszcza z siebie, ale coś nie wyszło i Izaya zaległ jeszcze bardziej na nim, do tego ich twarze, ich usta znalazły się tak blisko siebie!
- Shizu~… Rumienisz się.- Izaya uśmiechnął się i pogłaskał policzek potworka.- To gorączka czy może coś innego~?
- Złaź ze mnie.- warknął chociaż rumieńce nadal nie schodziły.- I daj ten ryż.
- Już się robi~! Nie uraziłem cię?- pogłaskał go delikatnie po klatce piersiowej, oczywiście nie dotykał skóry z powodu bandaży, jednak Shizuo dokładnie czuł palce tej mendy.
- Nie, nic mnie nie boli. Daj jeść, ale się już tak nie wygłupiaj.
- Oczywiście.- chłopak nałożył kolejną porcję ryżu na łyżkę i zbliżył do ust Shizuo, tym razem jadło zostało godnie przyjęte i mogło zaparkować w żołądku.
Shizuś nie mógł uwierzyć jak zadziałał na niego ten pasożyt, zrobiło mu się ciepło i przyjemnie, do tego nadal czuje jego dotyk na policzku. Dlaczego tak zareagował? Przecież powinien go nienawidzić, a on zaczyna się do niego przekonywać, chociaż to na 100% jakaś gra której wynik pójdzie na korzyść Izayi.
- To ja idę po wózek, chyba że mam cię umyć tutaj…
- Co?- blondyn potrząsnął głową i zamrugał oczami, za bardzo się zamyślił i stracił kontakt ze światem rzeczywistym.- Powtórz.
- Pytałem się czy mam cię umyć tutaj czy wolisz w łazience?
- No chyba w łazience, nie?
- No przecież cię nie wpakuję do wanny! Jesteś ogipsowany i sprawię ci ból, muszę to zrobić gąbką.
- Gąbką?- mruknął ostrożnie, dopiero teraz zaczął przyswajać fakty, Izaya ma go umyć, gąbką, czyli będzie go dotykał i… I widział nago!
- No gąbką, a czym? Wiesz Shizu-chan, to jest zazwyczaj okrągłe lub prostokątne, miękkie, pochłania wodę, dobrze się namyd…
- Wiem co to jest!- warknął.- Nie chcę byś mnie mył.
- Omawialiśmy już ten temat Shizu~… Nie pozwolę by moje łóżko przyjęło zapach twojego gnijącego cielska.
- Nie chcę żebyś TY mnie mył.- Shizuo zmarszczył czoło.
- A niby kto ma to zrobić?
- Shinra.
- Wyjechał z Celty na weekend.
- Mamy weekend?
- Tak Shizu, jest sobota.- Izaya westchnął cierpiętniczo.- Masz jeszcze jakieś zastrzeżenia?
- Kasuka, chcę by on mnie umył, dlaczego w ogóle tu nie przyszedł?
- Chyba nie chcesz odrywać swojego braciszka od pracy, prawda~? Ma jej bardzo dużo, pracuje nad jakimś tam filmem. Kogo jeszcze wymienisz? Kadota? Tom? Simon? Kida?  Albo Mikado?
- Nie.- mruknął prawie niedosłyszalnie, jednak Izaya to usłyszał. No nie było innego wyjścia, trzeba do tego podejść z twarzą i wyjść cało z godnością, w końcu  Shizuś i tak nie ma powodów do wstydu.
- No to jak Shizu~?
- W łazience, tyłek mnie już boli od tego łóżka.
- Prawilnie potworku, prawilnie~..- Izaya uśmiechnął się szeroko i zacmokał powietrze.
 

piątek, 18 kwietnia 2014

Książe- rozdział 2 [Zoro x Sanji]

Gomene wszystkich, że przez tyle czasu nic nie wstawiłam, ale miałam tyle na głowie... Co chwila sprawdziany i jeszcze zaczęłam treningi kendo (3 razy w tygodniu) więc nawet nie dotknęłam komputera ;_;
Ale teraz jest wolne i zabrałam się za pisanie~! Postaram się jeszcze dzisiaj napisać "Zdany na łaskę boga" więc możeie być ze mnie dumni.
Co do opowiadania to nawet mi się podoba :D
Sukces XD

~~~

Rozdział 2


Śnił mi się jakiś poroniony sen, jakiś zielonowłosy glon znalazł mnie rannego i zaniósł gdzieś, i o dziwo mu ufałem, nie bałem się go, chociaż wyglądał na pijaka i gangstera. Obudziłem się wraz z pierwszymi promieniami słońca, które wdarły się przez zasłonkę do środka. Wszystko mnie bolało, a najbardziej chyba głowa, jednak miałem wszystkie kończyny, więc jakoś ujdzie. Tylko co mi było i gdzie ja byłem?
Otworzyłem oczy i podniosłem się do siadu oglądając swoje ciało i pomieszczenie. Miałem zabandażowany tors, nogi i głowę, ale dobrze, że nie ręce. Teraz trzeba wracać do domu, na pewno nie będę tu siedział i do tego ktoś mnie przebrał, bo byłem w samych dresach.
Tylko gdzie ja mieszkam? I gdzie ja w ogóle pracuję? JAK JA MAM NA IMIĘ!?
Złapałem się za głowę i rozszerzyłem oczy ze zdziwienia.
Straciłem pamięć, nie pamiętałem nic prócz tego, że ręce są dla mnie bardzo ważne. Ale dlaczego są takie ważne?
Boże a jeśli ja jestem jakimś mordercą?! Albo zostałem zgwałcony?! Przecież jestem ranny, mogło stać się wszystko!
Nie, nie martwmy się na zapas, teraz trzeba znaleźć tego glona i wydusić z niego jakieś informacje, on na pewno coś wie.
Wygrzebałem się z kołdry i wstałem z łóżka, mięśnie zabolały, ale chodzić mogłem, więc nie było biedy. Wolnym i ostrożnym krokiem ruszyłem w kierunku drzwi, po wielkości pokoju stwierdziłem, że mieszkanie jest niewiele większe.
Delikatnie złapałem klamkę i powoli otworzyłem drzwi które uraczyły moje uszy cichym skrzypnięciem. Wystawiłem głowę do salonu i rozejrzałem się uważnie.
Pomieszczenie było zaniedbane, gdzieniegdzie walały się butelki po sake, okna były brudne, a kurzu było tyle, że spokojnie mógłby płacić za siebie czynsz.
- Ciekawe jak wygląda kuchnia..- szepnąłem, ale za cholerę nie wiedziałem, dlaczego akurat to pomieszczenie interesuje mnie najbardziej.
Wtedy usłyszałem jak ktoś, jakiś facet, potężnie chrapie, odgłos dochodził z tego pokoju, a dokładnie z kanapy której widziałem tylko tył oparcia. Zamknąłem za sobą drzwi i poszedłem cicho przed kanapę by przyjrzeć się źródle tak głośnego dźwięku. Tak jak się spodziewałem leżał tam ten glon przytulając do siebie trzy katany. Wyglądał na groźnego i niebezpiecznego zwłaszcza patrząc na te miecze i do tego trzy… Mimo wszystko jednak nie bałem się go, a raczej czułem do niego sympatie. Z tego co wiem to on mnie uratował, a może znam go od dłuższego czasu? On na pewno będzie wiedział kim jestem.
Chcąc go obudzić odruchowo podniosłem nogę i kopnąłem go w brzuch. Dlaczego ja tak zrobiłem?! Jestem aż tak brutalny żeby śpiącego budzić kopniakiem w brzuch?! I dlaczego kopniakiem?!
Mężczyzna momentalnie otworzył oczy i wyjął jedną katanę z pochwy od razu przykładając ostrze do mojego gardła. Zdrętwiałem i przełknąłem ostrożnie ślinę, no to się wkopałem, przecież on może być kimś groźnym, a ja czuję się tak swobodnie.
- A to ty.- ziewnął i schował katanę.
No to teraz zgłupiałem do reszty.
- C-co.. Ty mnie nie zabijesz?- wyjąkałem.
- A mam jakiś powód?- podrapał się po głowie i usiadł.
- No przecież cię kopnąłem, chociaż sam nie wiem dlaczego to zrobiłem..
- To ty? A myślałem, że mi się to śniło…- przetarł sobie oczy i rozejrzał się.- Widziałeś gdzieś tu może jakąś pełną, albo do połowy pustą butelkę sake?
- Nie, nie widziałem, tu panuje totalny syf.
- A to już nie moja wina, ja tu nic nie robię.
- Dobra… Nie ważne.- westchnąłem, on był bardziej tępy od zardzewiałego noża do masła.- Powiesz mi co się wczoraj stało?- usiadłem obok niego.
- Znalazłem cię. Jest coś do żarcia? Sprawdzałeś lodówkę?- spojrzał na mnie, miał piękne zielone oczy.
- Skąd ja mam widzieć czy jest coś do żarcia głupi glonie?! Przecież to twoja chałupa!- warknąłem, jego głupota mnie już dobijała.
- Każdy normalny na twoim miejscu by przejrzał całe mieszkanie debilna brewko!
- Nie nazywaj mnie tak marimo bo w pysk dostaniesz!- podniosłem się.
- Ty też mnie tak nie nazywaj! Mam imię!- też wstał i styknęliśmy się głowami jak dwa barany szykujące się do walki.
- Ale ja nie wiem jak masz na imię!- krzyknąłem.
- Jestem Roronoa Zoro!- też krzyczał ze złą miną, jednak ja nadal się go nie bałem.
- Dobra Zoro.- mruknąłem wyprostowując się.- Opowiedz mi coś o mnie.
- Co ty pieprzysz?- przekrzywił głowę na bok.- Nie znam cię, nawet nie wiem jak masz na imię, dopiero wczoraj cię znalazłem.
- Ja też nie wiem jak mam na imię.- usiadłem zrezygnowany na kanapie, dobrze, że chociaż nie jestem sam.- Nic nie pamiętam, nie wiem gdzie mieszkam, gdzie pracuję, kogo znam, a kogo nie.
Zoro rozszerzył oczy ze zdziwienia, tego się chyba nie spodziewał. Usiadł obok mnie i wziął jedną pustą butelkę sake. Zajrzał do jej środka i zawiedziony, że nie ma tam chociaż kropelki odstawił ją na stolik.
- Rozumiem, Chopper mówił, że dostałeś mocno w głowę, jak się teraz czujesz?
- Całkiem nieźle, trochę obolały i na coś mam ochotę, ale nie wiem co to.
- Może to?- zielonowłosy wziął ze stolika paczkę papierosów i podstawił mi pod nos, pudełko było trochę zakrwawione.- Znalazłem to w twoich spodniach.
Wziąłem paczkę i wyjąłem jednego papierosa, potem włożyłem go do ust i zapaliłem. Od razu mocno zaciągnąłem się nikotyną zaspokajając pragnienie. To było to czego potrzebowałem.
- Dzięki.- wypuściłem dym.- Kto to Chopper?
- Mój przyjaciel, jest lekarzem, chcesz coś zjeść?
- Wiesz… Chyba ja coś zrobię, bo po stanie mieszkania boję się, że mnie otrujesz.- podniosłem się i skierowałem do kuchni.- Pomożesz mi dowiedzieć się czegoś o mnie?
- Mogę pomóc.- rozłożył się na kanapie.- Pogadam z moimi przyjaciółmi i pewnie też pomogą.- uśmiechnął się.
- No spoko.- otworzyłem lodówkę.- A jak mam się na razie przedstawiać?- doszedłem do wniosku, że trzeba wybrać się na zakupy.
- Może Książe?
 

czwartek, 10 kwietnia 2014

Książe- rozdział 1 [Zoro x Sanji]



W końcu nadszedł czas na Zosanka~! Cieszycie się~? Bo ja nie -.-
Wyszło jakoś dziwnie, ale wszystkie moja opowiadania takie są więc cierpcie. Może być taka długość rozdziałów? Coś nie umim się tak rozpisać by były dłuższe... :/
Wiem~... Jestem beznadziejna... Ale co tam! Walić to, musicie to jakoś ścierpieć dopuki nie nauczę się jakoś fajnie pisać ;)
A teraz krótko o opowiadanku, nie mam bladego pojęcia ile będzie rozdziałów, bo robię na czuja, jakoś nigdy nie planuje co konkretnie ma się zadziać w całej fabule, ale tutaj będzie tego sporo, a przynajmniej tak planuje. Akcja rozgrywa się w czasach teraźniejszych, w Tokyo, a gang Słomianych kapeluszy to mafia :D

~~~

Zoro wracał do domu jedną z tysiąca ciemnych uliczek. Nie bał się, że ktoś go napadnie bo umiał się bardzo dobrze bronić, a poza tym kto podpadnie członkowi gangu Słomianych kapeluszy? Chyba tylko idiota, chcący szybko umrzeć.
Było ciemno, chłodno i padał deszcz ale zielonowłosemu kompletnie to nie przeszkadzało. Nigdy nie był chory i nie zamierzał być, jak wróci do domu to się wygrzeje w wannie i będzie po sprawie. W tym momencie marzył tylko o czymś do żarcia i co najmniej dwóch butelkach sake. To przez Luffy’ego wszyscy musieli dłużej siedzieć na zebraniu, bo nie chciał przyjąć do wiadomości, że nie napadną na sklep mięsny i w ogóle na nic nie napadną, bo nie są gangiem złodziei.
Wtedy chłopak usłyszał dość spory hałas, jakby ktoś się przewrócił. Zoro odruchowo położył dłoń na katanie i zaczął się uważnie rozglądać. Ciemność jakoś mu nie pomagała, ale nikogo nie dostrzegł. Odetchnął głęboko i ruszył dalej, przecież to mógł być tylko kot, albo bezdomny pies który chciał wyjeść resztki ze śmietnika. Jednak zaraz znów usłyszał podobny dźwięk, tylko teraz o wiele bliżej siebie, przypominało to jakby ktoś chciał wstać.
Szermierz wyjął jedną katanę z pochwy i komórkę z kieszeni by sobie poświecić. Nie znalazł żadnego zbrodniarza który na niego poluje, nie znalazł kota ani nawet psa, były tylko jakieś stare kartony, kubły na śmieci i noga. Noga?!
- Co to kurw…?- podszedł powoli i odgarnął końcem ostrza karton. Szczerze to spodziewał się jakiegoś bezdomnego, albo trupa, ale to co ujrzał nieźle go zszokowało.
Na ziemi leżał młody chłopak, prawdopodobnie w jego wieku, miał blond włosy które teraz były posklejane od krwi i opadały mu na lewe oko. Prawe było odsłonięte i mógł dostrzec, że chłopak ma zakręconą brewkę. Był ubrany w czarne spodnie, które były poszarpane i niebieską koszulę którą zdobiły plamy krwi.
Zoro schował katanę i ukucnął przed blondynem, miał dziwne przeczucie, że on nie jest w ogóle zagrożeniem i że musi mu pomóc.
Dotknął lekko jego zimnego policzka i odgarnął jego włosy za ucho, dzięki temu zobaczył jego lewe oko i brewkę która była tak samo zakręcona jak ta druga. Dla zielonowłosego było to całkiem słodkie.
Wtedy chłopak otworzył oczy i wlepił przestraszony wzrok w szermierza. Ręce zaczęły mu się trząść i chciał odepchnąć od siebie mężczyznę
- Zostaw…- szepnął i znów opadł z sił, jednak nie zamknął swoich niebieskich oczu.
- Nic ci nie zrobię.- Zoro uśmiechnął się lekko.- Pomogę ci.- wyciągnął do niego rękę.
Blondyn spojrzał mu w oczy i milczał przez chwilę, nie wiedział czy może mu zaufać, ogólnie nic nie wiedział, ale postanowił zaryzykować. Lepsze chyba to niż wykrwawienie się w ciemnym zaułku. Złapał więc leciutko rękę nieznajomego i zamknął oczy.
Zoro ucieszył się ze zgody na pomoc. Mocniej ścisnął rękę chłopaka, wstał i wziął go na ręce. Blondyn był strasznie chudy i blady do tego w ciężkim stanie, dlatego też musiał być delikatny.
- Jak masz na imię?- szermierz ruszył w stronę gdzie prawdopodobnie był jego dom, musiał jakoś zająć go rozmową, by nie stracił przytomności. Jednak blondyn milczał, ściskał mocno koszulę Zoro i głowa mu się przechylała na bok. Strasznie chciało mu się spać i wszystko go bolało.
- Słyszysz mnie?- to było marne próby kontaktu. Chłopak już zasnął.

Jakimś cudem zielonowłosemu udało się dojść do domu. Miał kompletny brak orientacji w terenie i gubił się nawet na prostej drodze. Usopp, kolejny członek gangu (razem z Zoro było ich wszystkich 8) nie raz zgłaszał się, że narysuje mu mapę, ale zawsze zostawał zbywany słowami „Ja się nie gubię!”.
Gdy tylko wszedł do małego i skromnego mieszkanka to od razu położył blondyna na kanapie w salonie. Potem wyjął z kieszeni komórkę i zadzwonił po Choppera, był on lekarzem który też należał do Słomianych. Powiedział, żeby Zoro delikatnie umył chłopaka w ciepłej wodzie i, że on zaraz przyjedzie.
No ale nie włoży go od razu do wanny pełnej wody, musi chyba użyć gąbki czy coś, żeby go nie urazić.
Zdjął z siebie kurtkę i razem z kluczami powiesił na haczyku, zaraz potem wrócił do blondyna. Jak tu się za niego zabrać? Najpierw przenieść go do łazienki, czy może przebrać? A jeśli ten bezimienny Książe się obudzi i zacznie histeryzować? Na to sobie nie może pozwolić, bo jeszcze sąsiedzi przylecą i wezwą policję.
Wziął go delikatnie na ręce i poszedł z nim do łazienki, potem położył go na zimnej podłodze i rozpiął mu koszulę która była poplamiona krwią.
Blondyn miał dość głębokie ślady po cięciach na torsie, a na głowie miał ranę, prawdopodobnie po uderzeniu. Zoro wziął gąbkę, namoczył ją letnią wodą i namydlił, a potem zaczął delikatnie ścierać zaschniętą krew z ciała chłopaka.
Książe, bo tak zielonowłosy zaczął go nazywać, był bardo blady i szczupły, jednak zgrabny i wysportowany, miał widoczne mięśnie, chociaż nie tak jak on. W sumie, to blondyn był bardzo ładny i słodki, zwłaszcza z tymi brewkami.
Gdy dokładnie wyczyścił jego tors to zabrał się za jego twarz, starał się też znaleźć ranę wśród zakrwawionych, a jednak miękkich włosów.
Niedługo potem przyszedł Chopper, młody, drobny doktorek z brąz włoskami, zawsze nosił ze sobą niebieski plecaczek i dosłownie wyglądał jak czternastolatek, a miał więcej lat. Znał się bardzo dobrze na medycynie więc szybko zajął się opatrzeniem ran Księcia. Okazało się, że nie były jakieś poważne i blondyn szybko powinien wrócić do zdrowia, musi jednak dużo odpoczywać.
- Wiesz jak ma na imię?- Chopper zaczął się ubierać by wrócić do domu i w końcu pójść spać.
- Nie, nie powiedział mi.- Zoro oparł się o ścianę.- Ale muszę się czegoś o nim dowiedzieć.
- Tak, przydałoby się.- spojrzał mu jeszcze w oczy.- Wiesz co? Skądś go kojarzę, tylko za Chiny nie mogę sobie przypomnieć skąd.
- Ale masz jakieś podejrzenia?
- Nie wiem, może zapytaj Robin lub Nami, one na pewno będą pamiętać kto to.
- Dobra, zapytam.- westchnął.- Dobranoc.- machnął ręką i zamknął drzwi za doktorem.
Westchnął głęboko i zgasił światło. Potem idąc w kompletnym mroku powędrował do swojej sypialni gdzie spał blondyn. Chciał tylko zajrzeć czy się nie obudził czy coś, ale chłopak spał twardo i nie zanosiło się by obudził się tej nocy. Szermierz zamknął więc cicho drzwi, podreptał do salonu i walnął się na kanapę, był cholernie zmęczony. Miał sobie po powrocie wypić sake i nażreć się do syta, a tu proszę, zamiast tych dobrodziejstw ma Księcia.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Zdany na łaskę boga- rozdział 4 [Shizuo x Izaya]

Gomene, że tak długo nie wstawiałam niczego! Ale no sami wiecie jak to jest ze szkołą... W weekend miałam dzień lenia (ale napisałam większość rozdziału z opowiadania z One Piece~! Bądźcie dumni~!), w poniedziałek miałam całodniową wycieczkę (męczarnia O.O) i potem jeszcze musiałam się nauczyć na sprawdzian z biologi.
Ale oto dzisiaj (chociaż musiałam się uczyć na sprawdzian z hiszpańskiego) wzięłam się w garść i napisałam! Czytajcie więc moi mili i zapraszajcie lud do czytania tego bloga~!

~~~

Rozdział 4


- No normalnie Shizu-chan~!- Izaya szeroko się uśmiechnął i zrobił piruecik.- Jestem opiekunką 24 na siedem~!
Blondyn skrzywił się i zaczął ściskać dłonie w pięści. Że niby Izaya ma się nim opiekować?! To już woli umrzeć! Z jakiej racji Shinra na to zezwolił, przecież wie, że się nienawidzą! O nie! Izaya nawet go nie dotknie, nie ma mowy, to na pewno jedna z jego parszywych intryg!
- Chcę stąd wyjść..!- warknął i gips zaczął pękać, przez to, że tak napiął mięśnie zaczęło go wszystko boleć, a najbardziej ręce i głowa.
- Shizu, bo gips połamiesz, przestań! Wyjdziesz stąd dopiero za jakieś dwa miesiące, jak ci się wszystko zagoi~!- uśmiechnął się miło i podszedł do chłopaka by sprawdzić mu gorączkę i jakoś powstrzymać od łamania gipsu.
- Nie zbliżaj się do mnie gnido!- ryknął chłopak i jakimś cudem odsunął się od zbliżającej się ręki bruneta. Spowodowało to jednak przenikliwy ból całego ciała, był tak mocny, że chłopaka na chwilę sparaliżowało i był bliski krzyku na całe gardło.
- Nie przesadzaj.- westchnął Izaya.- I widzisz? Zsunąłeś się z poduszki i bolało, chodź, pomogę ci.
- Nie dotykaj mnie.- wysyczał przez zęby.- Bo jeszcze się czymś zarażę od ciebie.- czuł jak złamane żebro dotyka jego płuca.- Po jaki chuj robisz tę szopkę, co?!- krzyknął.- Przecież wiem, że chcesz mnie zabić!
- Nie wysilaj się tak, bo gorączki dostaniesz, musisz odpoczywać Shizu~…- usiadł na krańcu łóżka.- I nie robię żadnej szopki, po prostu… Chcę się zmienić.- westchnął i spuścił żałośnie wzrok.- Widziałem jak cię potrąciły te tiry i… I ja nie chciałem żebyś ty umarł i pomogę ci wyzdrowieć.- ten tekst zadziałał na doktorka, ba! Nawet zaczął dopingować w tym Izaye, zaczął bowiem myśleć, że wyśmienitym pomysłem jest by chłopcy się pogodzili.
- Ha! Myślisz, że w to uwierzę kleszczu?!- blondyn się zaśmiał, chociaż to sprawiło, że żebro bardziej naparło na jego płuco, musi się jakoś podciągnąć z powrotem na poduszkę, bo zaraz po prostu oszaleje.
Zrobił jedną próbę, jednak nieudaną, gips bądź co bądź jest sztywny i wszystko boli.
- Pomogę ci Shizu!- brunet szybko się podniósł i chciał dotknąć blondyna, jednak jego ręka został odepchnięta.
- Zostaw mnie, poradzę sobie.- warknął.
- Ale to cię boli.
- A ja wiem, że cię to nie obchodzi.- syknął i znów się podciągnął. Brunet niepostrzeżenie złapał go za ramiona i ułożył na poduszce, Shizuo się to nie spodobało, ale ucieszył się, że żebro wróciło na miejsce i ból zelżał.
- Odejdź.
- Muszę ci zmierzyć gorączkę, Shizu, nie utrudniaj, błagam cię.- chciał dotknąć jego czoła.
- Czuję się świetnie.- mruknął groźnie, chociaż głowa bolała i było mu gorąco.- Idź sobie i nie wracaj.
- Ale jesteś w moim domu~!- zaśmiał się.- No dobrze, jak chcesz, masz może ochotę coś zjeść? Napić się?
- Nie.- język mu jednak usychał i brzuch krzyczał prosząc o jakieś jedzenie.- Jeszcze zatrute będzie.
- Niech ci będzie.- westchnął i podszedł do szafki gdzie zostawił jedzenie dla siebie, wziął talerz w jedną rękę, w drugą złapał swojego laptopa.- Będę na dole, jak coś to wołaj mnie.- uśmiechnął się lekko i wyszedł z pokoju.
Shizuo skrzywił się ponownie i zamknął oczy. Nie będzie kombinował z uciekaniem, bo to pogorszy sytuacje, nie musi jeść, bo ma kroplówkę, bez picia jakoś wytrzyma, zaczeka sobie na Shinre (bo w końcu musi przyjść) i poprosi go o wodę. Teraz się prześpi, to może zlikwiduje ból głowy.

- No, no, ładnie Shizu-chan~!- Izaya uśmiechnął się w swoim stylu i usiadł za biurkiem włączając monitor komputera.- Dobrze myślisz, że mi nie ufasz, ale już niedługo mnie wręcz pokochasz~!- zachichotał i wszedł w program, dzięki któremu było widać co rejestrują kamery, które brunet zamontował w swojej sypialni.- Jestem ciekaw ile wytrzymasz z tą głodówką potworku.- rozciągnął się kładąc nogi na biurku i sięgnął po książkę psychologiczną, którą niedawno zakupił.

***

Następnego dnia Shizuo też nic nie zjadł i się nie napił, nie chciał niczego wziąć od tej gnidy, ale mimo protestów blondyna, Izaya podał mu leki i zmienił kroplówkę.
- Wiesz co~?- stanął nad nim z podpartymi na biodrach rękami.- Lepiej było, gdy spałeś, przynajmniej wtedy nie marudziłeś~.- fuknął.- Musze ci zmienić opatrunki Shizu, umyj cię, nakarmić, napoić, więc błagam cię, zacznij współpracować.
- Nie, nawet mnie nie dotkniesz.- warknął, chociaż było mu cholernie źle. Poduszka była niewygodna, brzuch i głowa go bolały, miał sucho w gardle, czuł się nieświeży i nie pomagało w tym gorąco.
- Zaraz tu zgnijesz. I do tego w moim łóżku! Do końca życia się nie pozbędę tego zapachu jak cię nie umyję.
- Wolę zgnić niż żebyś ty się mną zajmował.
- Ale powiedz mi jedną rzecz~..- westchnął.- Dlaczego ty jesteś do mnie tak wrogo nastawiony?
- Bo tobie nie można ufać!- ryknął.- Nienawidzę cię gnoju.- uspokoił się w miarę, bo żebra znów zaczęły dokuczać.
- A gdybyś dał mi szansę~?- Izaya zatrzepotał rzęsami.- Jeśli zrobię coś złego to dam ci mój nożyk i osobiście będziesz mógł mi poderżnąć gardło~!
Shizuo zmierzył go uważnie wzrokiem, sam nawet nie wiedział, dlaczego tak nienawidził Izayi (jeśli w ogóle to była nienawiść), a gdyby tak na to pójść? W sumie to nie ma większego wyboru, bo dłużej nie wytrzyma w tym stanie.
- Dobra…- westchnął.- Daj mi pić.
- Cudownie~!- Izaya szeroko się uśmiechnął.- Potem cię umyję~!
- O nie!- warknął.- Na to się nie zgodzę!
Jednak brunet już go nie słuchał, poszedł bowiem na dół po szklankę wody i coś lekkiego do jedzenia i inne potrzebne rzeczy.


- Połknąłeś haczyk Shizu-chan…~!
- Ty też Izaya, ty też.
 

sobota, 5 kwietnia 2014

Zdany na łaskę boga- Rozdział 3 [Shizuo x Izaya]

No i kolejny rozdzialik~! Cieszycie się~? Dlaczego nikt nie komentuje i nie pokazuje, że tutaj wchodzi? Przez to nie wiem czy dalej to pisać :/
Chociaż... Rozumiem was, ja na waszym miejscu nie przyznawałbym się, że odwiedzam takie coś XD
Dobra... Znów się nad sobą użalam, wiem, ale cóż poradzić~?
Przejdźmy do rozdzialiku~! Miłego czytania~!

~~~

Leżał tak cały czas, ból nie słabł, ale też się nie powiększał. Chłopak przez jakiś czas miał wrażenie, że się porusza, no ale przecież on leżał, więc jak to było możliwe? Słyszał ciche głosy i w pewnym momencie poczuł zapach tej mendy Izayi. Był dość ostry i drażnił nos. Tylko, że drażnił przyjemnie czy na odwrót? Zawsze gdy go czuł to chciał uciekać. Ale dlaczego?


Bo mu się podobał i nie chciał się do tego przyznać…

- IZAYAAA-KUN!!!!- krzyknął na cały głos gdzieś tam w czerń.- WIEM, ŻE TO TWOJA WINA KLESZCZU!!!

Rozdział 3

- No Shizu-chan~.. Mógłbyś się już obudzić, bo mi nudno~..- brunet pogłaskał go po ramieniu i zdjął okład z jego czoła.
Jakiś czas temu Shizuo dostał dość wysokiej gorączki, a Izaya w żaden sposób nie umiał jej zbić. Podał mu już leki, ale nie działały, więc chyba powinien dać kolejną dawkę.
Namoczył ciepłą ścierkę w wodzie z lodem, wycisnął ją i znów położył na czole śpiącego. Niedługo będzie musiał mu podłączyć nową kroplówkę bo ta się już kończy i musi jeszcze popracować…
Od kiedy on się stał taki opiekuńczy? No cóż.. od wczorajszego wieczora kiedy Shizuo został potrącony i w życie wszedł jego plan. Jakimś cudem udało mu się wyprosić Shinre by potworek leżał u niego, musiał oczywiście wysłuchać wykładu co może robić, a czego nie, co może mu podać, a co jest be i takie tam. By mieć święty spokój dał Namie urlop i nie powiadomił Kasuki o wypadku jego braciszka. Oni mogliby popsuć przecież cały jego plan!
- Izaya-kunn…- wyszeptał blondyn, potem wymamrotał coś niezrozumiałego i znów ucichł. Przez chwilę też jego palce u rąk poruszyły się, jakby chciał zacisnąć pięści, ale nie mógł przez gips.
- Neee~. Shizu bo gips połamiesz..- Izaya wyprostował mu palce, a potem spojrzał na jego twarz, teraz już spokojną i nadal bladą.- Śnie ci się, blondasku~? Może będzie łatwiej niż podejrzewam~? Jak zwykle jesteś nieprzewidywalny~!- zacmokał i znów zmienił mu okład.
Takie opiekowanie się chorym, który tylko śpi i nic nie mówi jest trochę nużące, brunet więc sięgnął po swojego laptopa. Usiadł sobie wygodnie blisko łóżka, by mieć wgląd na potworka i by zmieniać mu okłady i zabrał się do pracy.
Szukał informacji na temat jakiegoś nowego gangu, trochę siedział na czacie i odpowiadał na maile które dosłownie zapychały mu skrzynkę pocztową. Czy on musi być aż tak popularny~? Ale to dobrze, wręcz bardzo dobrze.. Dzięki temu ma za co żyć, może bawić się ludźmi i po prostu sprawia mu to wielką radochę.
Co jakiś czas też dzwonił telefon, Izaya miał nikłą nadzieję, że dzięki temu irytującemu dzwonkowi Shizuo się szybciej obudzi, ale tak się nie stało.
Po czwartej kawie, setnym zmienionym okładzie (w końcu udało się zbić gorączkę~!) przyszedł czas na podanie leków potworkowi.
Chłopak zamknął laptopa i przetarł oczy, które powoli dawały znać, że są zmęczone. Wstał rozprostowując nogi i położył komputerek na szafce.
- Shizu-chan~! Czas na jedzonko~!- uśmiechnął się szeroko i wyjął z szuflady pustą strzykawkę w sterylnym opakowaniu- Tylko, która to była buteleczka?- zaczął wszystkie oglądać, ale w końcu wytypował jedną i napełnił strzykawkę jej zawartością.
Dawka musiała być podwójna, więc prawie cała strzykawka była pełna. Gdy Izaya miał już gotowy sprzęt, to podszedł do chorego i odkręcił mu kroplówkę, która była już na rezerwie.
- O mamo… Pochłaniasz to tak szybko~!- zachichotał patrząc na pustą torebkę.
Włożył koniec strzykawki do wenflonu i wstrzyknął lek. Na twarzy blondyna pojawił się wtedy dziwny grymas i chłopak próbował się przekręcić na bok.
- Neeee! Bo gips połamiesz.- brunet go powstrzymał i Shizuo znów leżał spokojnie bez ruchu.- Już się wiercić zaczynasz to znaczy, że się budzisz, ne~?- odgarnął mu blond włoski z czoła i podłączył nową kroplówkę.- A teraz leż tu sobie, a ja pójdę zrobić sobie coś do jedzenia.- cmoknął go w czoło i wesołym krokiem, zabierając papierek po strzykawce i torebkę po kroplówce wyszedł ze swojej sypialni i poszedł na dół do kuchni.

W czasie gdy Izaya był zajęty przyrządzaniem sobie czegoś prostego do jedzenia to Shizuo powoli otworzył oczy. Było mu źle, nie mógł się ruszyć, wszystko go bolało, chciało mu się palić i czuł zapach tej mendy.
- Gdzie ja do cholery jestem?- chciał przetrzeć sobie twarz dłonią, ale mu się nie udało.
Rozejrzał się uważnie po pokoju i prawie od razu zgadł, że należy on do kleszcza. Wszystko jest w ciemnych kolorach i w nowoczesnym stylu. Ale co on tutaj robił? Dlaczego nie był w swoim przytulnym mieszkanku albo chociaż w szpitalu?
Blondyn spróbował wstać, ale to też mu nie wyszło, mimo, że w jego żyłach krążył lek przeciwbólowy to nadal czuł połamane żebra i wszystko mu ciążyło.
Do tego był głodny i chciało mu się pić.
I co on ma zrobić? A jak Izaya zacznie go torturować? Czy wystarczy to, że się wkurzy? Wtedy na pewno pogorszy swój stan, ale będzie w stanie uciec, albo zabić tą mendę. Wystarczy tylko połamać gips, wyrwać wenflon i wstać z łóżka.
Jednak gdy chłopak chciał zacząć działać to do pokoju wszedł Izaya z talerzem parującego ryżu i kawałkiem kurczaka. Na widok przytomnego potworka szeroko się uśmiechnął.
- Shizu-chan~! W końcu się obudziłeś~! Jak się czujesz~?- postawił jedzenie na stoliku i podszedł do łóżka.
- Czuję się znakomicie kleszczu.- odwarknął i spiął wszystkie mięśnie co spowodowało falę bólu.- Co tu robię? Zabiję cię!
- Nie denerwuj się Shizu~.- ton bruneta stał się łagodny i spokojny, a uśmiech się zmniejszył.- Opiekuję się tobą.
- CO?! Jakim cudem?!- krzyknął chłopak, był już zdenerwowany. Nie… On był wściekły!
 

czwartek, 3 kwietnia 2014

Piękne, niebieskie łuski. [Zoro x Sanji]

Udało mi się to napisać~! Jesteście dumni~? Bo ja bardzoooo...! Ale bardziej z tego, że się za to zabrałam, bo uważam, że to jest napisane jakoś tak... sztywno :/
Ogólnie ja jakoś tak dziwnie piszę... ;_;
Mimo tego życzę wam miłego czytania~!

~~~

Zoro stał oparty o burtę i wpatrywał się w spokojne, niebieskie morze.
Kompletnie jak jego oczy…
Wiał lekki wiaterek i było ciepło, a słońce świeciło złotymi promieniami.
Złote jak jego włosy…
Płynęli na kolejną wyspę, szukając nowych przygód, załoga korzystała z chwili spokoju i odpoczywała po posiłku, który przyrządziła Robin.
Nie Sanji, Robin.
Który to już dzień minął odkąd on opuścił statek? Chyba miesiąc, albo dwa…
Pewnego dnia, z samego rana, kucharz wybiegł na pokład. Zoro miał wtedy wartę, więc zainteresował się nagłym hałasem. Sanji od tak po prostu wskoczył do wody i zanurkował. Zielonowłosy wtedy najpierw parsknął nabijając się z blondyna i jego dziwacznego zachowania, ale tamten nie wypływał. I już nigdy nie wypłynął.
Szukali go, ale nie znaleźli, w końcu trzeba było się pogodzić z tą stratą.
A ja mu nie zdążyłem powiedzieć…
Od tamtego czasu Zoro zamknął się w sobie jeszcze bardziej, nie miał z kim się kłócić, nie miał na kogo patrzeć, nie mógł już zjeść tych pysznych dań i nie mógł poczuć jego przyjemnego zapachu, który był zmieszany z dymem papierosowym.
- Oi Zorro!! Uważaj!!!- usłyszał krzyk Luffy’ego i nie zdążył się nawet odwrócić, gdy coś w niego uderzyło.
To coś, prawdopodobnie cielsko kapitana (znudzonego odpoczywaniem), uderzyło w niego tak mocno, że wypuścił całe powietrze z płuc. Do tego barierka Going Merry nie wytrzymała i zielonowłosy poleciał do wody. Na szczęście Słomkowy w porę złapał się masztu swoją gumową łapą, więc szermierz nie musiał się martwić ratowaniem go.
Woda była ciepła, a on w płucach nie miał tlenu. A gdyby tak dać się ponieść falom? Nie wypełnił jeszcze swojej obietnicy danej Kuinie, ale jeśli to w końcu zrobi, to, z kim będzie się tym dzielił? Sanji’ego przecież nie ma, a bycie samotnikiem do końca życia jakoś mu się nie uśmiechało.
Zaraz do ciebie dołączę Kuina i ty Sanji też pewnie tam jesteś.
Wtedy coś przepłynęło tuż obok niego, ocierając swoim ogonem o jego nogi. To było duże i przypominało trochę rekina.
A niech mnie zeżre.
Zamknął oczy i czekał na pierwsze ugryzienie. Jego ciało powoli odmawiało posłuszeństwa z powodu braku powietrza, ale zamiast ugryźć to coś złapało go za ramiona. To coś miało dłonie! Ludzkie dłonie! Zoro szybko otworzył oczy, by zobaczyć, co to. Zamiast łba jakiegoś ryboludzia ujrzał piękną twarz Sanji’ego, jego złote włoski unosiły się w rytmie wody, brewka nadal była słodko zakręcona, a oczy jeszcze bardziej niebieskie. Jego skóra była biała jak ściana, a zamiast nóg miał rybi ogon, niebieski, łuskowaty ogon syrena. Zoro otworzył usta ze zdumienia i zachciało mu się płakać jednak przez to nabrał tylko wody do płuc i zaczął się dusić.
Nie teraz! Nie teraz gdy go znalazłem!
Sanji szybko zareagował, złączył ich usta i przekazał życiodajny tlen swojemu przyjacielowi, jednak ten niby delikatny i ratujący życie pocałunek zmienił się w żarliwy i pełen emocji, dzięki czemu szermierz dostał kolejną dawkę tlenu. W końcu jednak oderwali się od siebie i spojrzeli w oczy.
- Widziałem All Blue.- Sanji szeroko się uśmiechnął.- Pięknie tam jest, ale nie było tam was. Nie było ciebie.- przytulił się do Zoro.
Chłopak chciał mu odpowiedzieć, porozmawiać, żądać wyjaśnień, wyznać miłość, ale nie mógł przez tą wodę.
- Przepraszam, że zniknąłem tak nagle, ale mnie też to zaskoczyło. Spróbowałem jakieś ryby i sam się w nią zmieniłem.- zaśmiał się.- Najpierw popłynąłem szukać All Blue, a potem, gdy je znalazłem płynąłem za wami. Cały czas za swoją załogą.- oderwał się od chłopaka i pogłaskał go po policzku.- Wypłyń, bo zaczną się martwić.- zaśmiał się.
Szermierz zaprzeczył ruchem głowy i złożył palce tak by przedstawiały serduszko.
- Ja ciebie też.- Sanji uśmiechnął się i znów pocałował Zoro, dając mu tlen.- Pogadajmy wieczorem, wypłynę na powierzchnie, a ty załatw sobie wartę.
Zielonowłosy też się uśmiechnął i wskazał palcem na górę, a potem udał, że się dusi i wskazał na Sanji’ego.
- Nie, nie uduszę się, mam też płuca. A teraz płyń glonie, bo pomyślą, że tu zdechłeś.
Szermierz uśmiechnął się zadziornie i pocałował jeszcze raz blondyna. Potem zaczął wypływać na powierzchnię. Gdy w końcu się tam znalazł to odetchnął pełną piersią. Z czystej ciekawości, by upewnić się, że to nie były zwidy, spojrzał na taflę wody i ujrzał piękny niebieski ogon i bladą cerę.
Nie mogę się doczekać wieczora.
- Zoro!- krzyknął Usopp wychylając się zza burty i zrzucając przyjacielowi drabinkę.- Już myśleliśmy, że się tam utopiłeś! Co ty tam tak długo robiłeś, co?!
Chłopak złapał drabinkę i wspiął się trochę na górę, w połowie drogi znów spojrzał na morze i znów dostrzegł ten cudowny ogon.
- Ryby sobie oglądałem, nie mogę?!- odkrzyknął z uśmiechem i wlazł na pokład.


środa, 2 kwietnia 2014

Zdany na łaskę boga- rozdział 2 [Shizuo x Izaya]



No to nadszedł czas na drugi rozdział, jakoś szybko idzie bo podjarana blogiem jestem XD
Nie umiem się jednak zabrać za coś z One Piece, niby mam już coś napisane (2 rozdziały), ale na razie nie mam na tamto weny i chce coś nowego napisać. Mam pomysł na One shota (może napiszę dzisiaj i wstawię jutro) i coś z mafią, uwielbiam te klimaty więc powinno mi się lekko pisać. Tylko co z fabułą? XD
Dobra... Czytajcie~!

~~~

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie…?
Naokoło nie było nic prócz ciemności. Shizuo nie wiedział nawet czy są tu jakieś meble, drzewa, ludzie… Nie wiedział kompletnie gdzie jest, ale było mu dobrze. Wszystko miał na swoim miejscu, ręce, nogi, palce, głowa… Tylko skóra na tle tej czerni emanowała jakimś dziwnym blaskiem, a kontury ciała miał jakieś takie rozmazane, jakby narysowane kredką lub mazakiem.
Ale było mu dobrze.
Rozejrzał się ostrożnie po całej tej przestrzeni i dostrzegł małe światełko, jasne i zachęcające. Ruszył, więc w tamtą stronę, a światełko się powiększało. Większe, większe, większe i większe, aż stało się jasnym przejściem.

Iść czy nie iść?

Mózg mówił, by iść, bo tam będzie lepiej i bezpieczniej, jednak serce mówiło, by zostać i odpocząć, bo musi coś jeszcze załatwić.

Tylko co?

Teraz to nie ważne, skoro Shizuo zostaje, bo woli się słuchać serca, to usiadł sobie. Potem odetchnął pełną piersią i położył się oglądając czarne niebo (lub sufit).
Świetliste przejście znikło i w tym momencie blondyn zaczął czuć ból, przytłumiony, ale był.
Bolała go cała prawa noga, obie ręce, cały tors (klatka piersiowa bardziej) i głowa. Czuł ten ból bardzo dokładnie i przez niego nie mógł się już ruszyć. Wpatrywał się tylko w ciemność nad sobą.

Rozdział 2

Izaya po raz setny wystukiwał ten sam rytm palcami czekając na jakieś wieści. Czekając aż Shinra w końcu wyjdzie z tej sali operacyjno-pokojowej i powie mu, co ze Shizuo. Nie, że on się martwi czy coś, ale po prostu chce wiedzieć czy jego genialny plan się uda. A poza tym trzeba udawać, że zmienił się w zatroskanego i niewinnego Izaye, nie~?
W końcu po jeszcze dwóch godzinach Shinra wyszedł z sali, był zmęczony, ale szczęśliwy, że uratował przyjaciela.
- Co z nim?- Izaya od razu się poderwał, siedział tutaj cztery godziny i zbliżał się do przyśnięcia.
- A ty co się tak martwisz?- doktorek naprawdę się nieźle zdziwił i zaczął podejrzewać, że brunet coś kombinuje i trzeba na niego uważać.- Kombinujesz coś?
- A nie mogę się martwić?- mruknął niewinnie.- I nic nie kombinuje, po prostu jak widziałem jak on tak leży…
- To zrobiło ci się go żal? Izaya znam cię od wielu lat, mnie nie oszukasz.
- A jeśli chcę się zmienić~?- uśmiechnął się lekko.- Każdemu trzeba dać szansę~…- nadąsał się.- Powiesz mi w końcu, co mu się stało?
- Eh… Ma złamaną prawą nogę w trzech miejscach. Prawa ręka, lewy nadgarstek i cztery żebra też złamane. Oprócz tego wstrząśnienie mózgu i siniaki.
- Ale wyjdzie z tego? Mój potworek musi być w pełni sprawny do naszych gonitw.
- Znając jego organizm dojdzie do siebie w jakieś dwa miesiące.- Shinra uśmiechał się lekko.- Nie odzyskał jeszcze przytomności i dzisiaj to się nie stanie, działają dość mocne leki przeciwbólowe.
- Rozumiem…- Izaya udał, że się zamyślił.- Ale mogę do niego wejść~?
Shinra spojrzał niepewnie na salę, z której wyszedł, a potem ten niepewny wzrok przeniósł na chłopaka, jakoś nie widział tego, że Izaya tak nagle się zmienił i „polubił” Shizuo.
- Możesz..- westchnął.- Ja idę do mojej Celty~! Nic mu nie zrób.- zmierzył go wzrokiem i ruszył przed siebie korytarzem.
Izaya zmienił uśmieszek z niewinnego na swój firmowy. Wlazłby tam nawet bez pozwolenia doktorka.
Odwrócił się na pięcie i ruszył do drzwi. Teraz musi udawać, udawać do samego końca. Będzie się zajmował Shizuo jak dobry przyjaciel, obłaskawi go i sprawi, że ten go polubi, a może nawet pokocha~? Potem, gdy zdobędzie zaufanie blondyna, ewentualnie, jeśli ten się z nim oswoi to go zabije. Tak by żałował swojego błędu i widział jego uśmiechnięte oblicze.
Brunet pchnął drzwi i wślizgnął się do środka. Na pierwszy plan rzucało się białe łóżko, na którym leżał Shizuo. Blondyn był blady jak ściana, jednak jego mina była spokojna, więc mogłoby się wydawać, że śni mu się coś pięknego. Był podłączony pod kroplówkę i kardiograf, jego jedna ręka (prawa) była zgięta i zagipsowana ponad łokieć, a na drugiej gips nie sięgał do połowy przedramienia (nie wiem czy to jest przedramię, chodzi mi o ten odcinek ręki między nadgarstkiem a łokciem XD)
Obie nogi miał przykryte, więc nie widział, w jakim dokładnie są stanie, jednak tors był cały zabandażowany.
Chłopak powolnym krokiem podszedł do łóżka i uważnie wpatrywał się w śpiącego.
- Śpij Skizu-chan~…- odgarnął mu niesforne kosmyki, które wychodziły spod bandaża na głowie.- Ale cię połamało…- westchnął i usiadł na krzesełku, które tam stało.- Ale ja się tobą zajmę, zobaczysz~.- pogłaskał go leciutko po policzku i zbliżył twarz do jego, uważnie patrzył w te zamknięte oczy.- Mój plan wypali… Zginiesz z mojej ręki.- cmoknął go lekko w nos. Zawsze chciał to zrobić z czystej ciekawości, skóra potwora była miękka i przyjemna w dotyku. Jednak Izaya odsunął się zaraz od niego, podniósł się i uśmiechnął szeroko.
- To ja idę załatwić by przeniesiono cię dzisiaj do mnie~!- pomachał mu i ruszył z powrotem do wyjścia.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Zdany na łaskę boga- rozdział 1 [Shizuo x Izaya]



 O matko, o matko, o matko... To takie stresujące, pierwsza moja notka tutaj (nie licząc "Ohayoo wszystkim~!") i nie wiem jak to będzie... A jeśli w ogóle się nie spodoba i na mnie nakrzyczycie? ;_;
Dobra! Biorę się w garść! Czytajta ludzie! Pierwsze rozdziały przewiduję krótkie, następne będą dłuższe, więc się nie martwcie. Co by tu jeszcze... Nwm może później mi się coś przypomni, a teraz czytajcie~!

 ~~~~

Klakson, świst i w tle krzyk- tylko to słyszał. Blask świateł i szarość asfaltu- tylko to widział. Uderzenie i czyjeś oddalające się palce- tylko to czuł.

Potem była ciemność i ból.

Rozdział 1

- Shizuo!!- krzyknął brunet muskając tylko opuszkami palców rękę blondyna. Nie zdążył go złapać. ON! Bóg nie zdążył go złapać!
Potem wszystko potoczyło się jakby w spowolnionym tempie. Nadjeżdżający tir i potwór pod niego wpadający, bo nie zdążył przebiec przez ulicę goniąc go. Potem drugi tir, który poprawił sytuację po tym pierwszym i wszyscy się zatrzymali. Ciało Shizuo leżało bezwładnie na środku ulicy, ręce były powyginane w różne strony i kałuża czerwonej krwi znacznie się powiększała.
- To ja cię miałem zabić nie tiry!- krzyknął Izaya na cały głos nie zwracając uwagi, że naokoło jest pełno ludzi, którzy byli ciekawi tego, co się stało. Chcieli się też upewnić czy to ta słynna Bestia z Ikebukuro tam leży, a nie jakiś klon czy przebieraniec.
Brunet nie czekając dłużej wyciągnął szybko swoją komórkę i zadzwonił do doktorka.

Przecież Shizuo nie może umrzeć. To on musi go zabić. ON! NIKT INNY!

- Tak Izaya-kun~?- Shinra odebrał jak zwykle wesołym tonem głosu. Patrząc na godzinę pewnie jedzą sobie teraz z Celty kolację.
- Masz tu przyjechać! Shizuo został potrącony!- brunet pierwszy raz nie kontrolował swoich emocji. Nie chciał. Nie w takiej chwili.
Po drugiej stronie słuchawki nikt się nie odzywał, prawdopodobnie analizując sytuację lub zmierzając się z pierwszą falą szoku.
- Nie żartu sobie Izaya- kun.- mruknął już mniej wesoło.- Zrobiłeś mu coś? Jemu nic nie powinno się stać po spotkaniu z maską samochodu.
- Nic mu nie zrobiłem! To były dwa tiry! Przyjedź tu!
Kolejna cisza.
- Dobra, zaraz będę z Kadotą, niech nikt go nie rusza.
Izaya zamknął klapkę telefonu i schował go do kieszeni. Potem powolnym krokiem wszedł na ulicę i patrząc się cały czas na blondyna podszedł do niego. Krew moczyła mu buty, ale nie zważał na to. Wpatrywał się w twarz mężczyzny, on wyglądał jakby spał i jakby śniło mu się coś pięknego. Za to jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, prawdopodobnie opamiętał się i założył na siebie jedną ze swoich licznych masek.
Uśmiechnął się, szeroko i tak… Izayowato.
- Może nie jesteś tak silny Shizu-chan~.- zachichotał i ukucnął odgarniając kilka włosków z jego czoła.- Połamały cię zwykłe tiry~.- zaśmiał się.- Ale ja się tobą zajmę Shizu-chan, będzie dobrze~…- pogłaskał go po policzku, nigdy nie mógł tutaj go dotknąć, więc to było miłe uczucie.- Izaya jest przy tobie~…
Wtedy usłyszał pisk opon i zbiorowisko ludzi rozstąpiło się. Z czarnego wozu wysiadł Shinra i Kadota, którzy w parę chwil znaleźli się przy Shizuo i Izayi. Doktorek bez słów ukląkł przy głowie Heiwajimy i ze wstrzymanym oddechem sprawdził mu puls i to czy oddycha.
- Żyje.- wypuścił powietrze z niemałą ulgą.- Kadota weź nosze.