Jakoś mnie naszło na pisanie One-shot'ów~! Taki dramat wyszedł i miało tak być, a umieściłam w nich alter ego Izayi i Shizuo ponieważ... Ostatnio bardzo przypali mi do gustu~! Na pewno będzie ich więcej :*
Miłego czytania~!
~~~
Bogactwo nie jest ważne
- Delic! Posprzątaj tu gówniarzu!- wysoka kobieta na
wysokich szpilkach wyszła z ciemnego pokoju paląc papierosa. Była naprawdę
piękna, miała długie do pasa blond włosy i ubrana była w krótką czerwoną
sukienkę, oczy miała pomalowane na czarno, usta na czerwono, a na szyi nosiła diamentowy
naszyjnik.
Była dziwką.
Wszystko co miała dostała od swoich klientów i alfonsa,
jednak dziecko miała ze swojej winy. Tamtego ranka zapomniała wziąć tabletkę
antykoncepcyjną i puf! Dzieciak po 9 miesiącach wyszedł na świat, a ona się
musiała nim opiekować. Ale nie teraz… Odzyskała swoją wagę sprzed ciąży, a
Delic miał już 6 lat i bez żadnych przeszkód mógł zajmować się domem, a ona
swoją ukochaną pracą. Jeszcze kilka lat i będzie na tym dzieciaku zarabiać
grube kokosy, a teraz niech robi za służącego. W sumie to zły nie był, dobrze
go wychowała mimo że się nim prawie wcale nie zajmowała, był grzeczny i
posłuszny. Wiedział, że jak taki nie będzie to dostanie kablem po plecach lub
ugasi papierosa na jego chudej rączce.
Kanako, bo tak miała na imię usiadła na kanapie i poprawiła
sobie włosy zaczesując je palcami do tyłu. Zgniotła wypalonego papierosa w
popielniczce i zaraz wyjęła następnego, niedbale rzucając paczkę na stolik
stojący przed nią.
Podpaliła papierosa i zaciągnęła się dymem.
- Delic mówiłam coś do ciebie!
Do pokoju zaraz wszedł niski, blady i wychudzony blond włosy
chłopak o różowych oczach. Nie raz Kanako zastanawiała się skąd tęczówki Delica
miały taki kolor, nie pamiętała żeby spała z kimś kto miał podobne. Chyba że
była tak naćpana lub pijana, że nie zwróciła uwagi.
Blondynek był jeszcze w pidżamie i idąc do pokoju rozcierał
zaspane oczka. Nie wiedział dlaczego życie jest dla niego tak mało łaskawe,
nawet się nad tym nie zastanawiał, myślał, że każde dziecko tak ma. Musi
sprzątać w domu, robić zakupy i być posłusznym pod każdym względem, nie zaznaje
miłości od mamy i nie zna swojego taty. Do tego codziennie przychodzi trzech
lub czterech nowych „wujków”.
- Co mam zrobić?- zapytał zachrypłym głosem i poprawił sobie
za duże spodenki od pidżamy.
- Posprzątaj w sypialni, potem zrób ze sobą porządek i idź
na zakupy.
- Dobrze.- szepnął i poszedł do łazienki po tanie środki
czystości, które mimo że na opakowaniu było napisane, że są najlepsze, wcale
takie nie były. Przez to chłopiec musiał użyć dwa razy więcej wysiłku do
sprzątnięcia plam po „wujkach”.
Delic ruszył ze wszystkim do sypialni mamy i zapalił
światło. W łóżku spał jeszcze nagi „wujek” i chłopiec tylko westchnął ciężko.
Odłożył środki czystości, szmatkę i szczotkę na podłogę i podszedł do łóżka.
Dotknął delikatnie ramienia mężczyzny i potrząsł nim, by zbudzić jegomościa.
Stało się to prawie od razu, szatyn otworzył oczy i leniwie
spojrzał na chłopczyka. Widział go już poprzedniego wieczora.
- Mama mówi żebyś już szedł…- znał tą kwestię od dawien
dawna, powtarzał ją codziennie.
- Huh? A która jest godzina?- mężczyzna podniósł się do
siadu i przeczesał dłonią włosy.
- Siódma rano.- Delic rozsunął zasłony wpuszczając do
pomieszczenia promienie słoneczne i otworzył okno by dostało się tu świeże
powietrze.
- Siódma? Ty nie powinieneś spać mały?
- Mama powiedziała żebym posprzątał.- zgasił światło bo było
już kompletnie nie potrzebne i złapał za środki czystości.
- Ta dziwka cię chyba nie kocha, wiesz?- mężczyzna wstał i
zaczął się ubierać.
- Wiem…- szepnął cicho chłopiec.- Ale muszę tu mieszkać.
Delic ukląkł i zaczął myć podłogę szczotką. „Wujek”
zapinając guziki swojej koszuli patrzył się na niego ze współczuciem i w końcu
westchnął, żal mu się zrobiło tego chłopca. Wyjął z kieszeni portfel i wydobył
z niego kilka papierowych pieniędzy.
- Masz mały.- podał mu je i pogłaskał go po głowie z
uśmiechem.- Kup sobie za to jakieś słodycze i nie pokazuj jej.- wskazał palcem
na drzwi.- I pomyśl o domu dziecka.- mężczyzna pogłaskał go jeszcze raz po
głowie i wyszedł z pokoju.
Delic z osłupieniem popatrzył na kilka banknotów które „wujek”
wcisnął mu do rączki po czym zwinął je i schował do kieszonki w pidżamce.
Wrócił do szorowania podłogi intensywnie myśląc czy to co
dostał starczy mu na ten dom dziecka.
Po skończeniu sprzątania sypialni podreptał szybko do
łazienki odłożyć środki czystości i potem do swojego pokoju. Był mały i
skromny, ledwie mieściło się tu łóżko i szafka w której miał ubrania, ale jakoś
sobie radził. Bardzo mu się podobały ściany pomalowane na błękitny kolor,
jednak nie były ozdobione żadnymi obrazkami ani malowidłami, co odejmowało im
uroku. Delic chciałby mieć lepiej, ale nie mógł narzekać bo nie miał aż tak
źle. Chłopiec podszedł do szafki i wyciągnął z niej jakieś stare czarne
spodenki, białą koszulkę i majtki. Nie miał drogich ubrań, nawet nie wiedział
skąd mama je bierze, ale najważniejsze było to, że miał w czym chodzić.
Blondyn usiadł na twardym, starym łóżku które skrzypiało
przy najmniejszym ruchu i zaczął się przebierać. Chciałby chociaż mieć jakąś
ładną, kolorową kołdrę, a nie brzydki i szorstki koc który mimo częstego prania
nadal pachniał kurzem.
Po ubraniu się Delic wyjął z kieszonki pidżamy pieniądze
które dostał od mężczyzny jakieś dwie godziny temu i schował je do pluszowego
misia którego kiedyś dostał od alfonsa mamy. Zabawka była podarta na szwie
dzięki czemu można było wkładać do niej różne rzeczy. Zwykle chował tam
pieniądze i uzbierała się naprawdę duża suma, powinno mu starczyć na dom dziecka,
a jak nie, to kupi sobie kołdrę, poduszkę i może jeszcze starczy mu na loda
albo żelki które tak bardzo lubił. Potem znów uzbiera pieniądze i kupi sobie
ładne obrazy na ścianę. Będzie tak ładnie, że mama będzie mu strasznie
zazdrościć i będzie częściej przychodzić do jego pokoju, by obejrzeć przytulne
wnętrze.
- Delic! Chodź tu!
Blondyn odłożył pluszaka na poduszkę i pobiegł do mamy. Już
dawno przestał się prosić by go przytuliła czy pocałowała, to było jasne, że
tego nie zrobi.
Kanako dała mu kilka monet i zapaliła papierosa. Czekała aż
się zagotuje woda w czajniku bo chciała się napić trochę kawy przed kolejnym
klientem.
- Zrób zakupy i nie kupuj słodyczy, bo nie zobaczysz
jedzenia do jutrzejszego wieczora. Masz przynieść paragon i resztę.- spojrzała
na niego z zażenowaniem i odgarnęła sobie włosy za ucho.
- A jak nie będzie reszty?- Delic przyjął pieniądze i
spojrzał jej w oczy.
- Ma być.- mruknęła i dmuchnęła mu dymem w twarz.- A teraz
spieprzaj.
Chłopiec nawet nie zakaszlał, był przyzwyczajony do papierosowego
dymu i czasem nawet podkradał mamie papierosy bo myślał, że dzięki temu będzie
fajny.
Różowooki zamrugał, odwrócił się od kobiety i wyszedł z
domu. Najchętniej by już tu nie wracał.
Delic pakował do koszyka najtańsze rzeczy jakie znalazł,
mama dała mu mało pieniędzy i jeszcze miał przynieść resztę, musiał więc kupić
też mało rzeczy. Brał to co najważniejsze, chleb, kawałek żółtego sera,
pomidor, jajka i masło.
- Na więcej nie starczy mi pieniędzy…- szepnął siedząc na środku
sklepu i przeglądając koszyk.- Zamienię jajka na jakąś wędlinę…- poniósł się i
razem z koszykiem pobiegł wymienić jedzenie.
Potem poszedł z tym do kasy, zapłacił za wszystko, wziął
paragon i jeszcze dostał od kasjerki słodką bułkę. Te kobiety troszczyły się o
niego bardziej niż własna matka.
Wracał powolnym krokiem do domu, nie był przecież jej tam
potrzebny, chyba że była głodna… Wtedy jak się spóźni to na niego nakrzyczy.
Wpakował resztę słodkiej bułki do buzi i zaczął biec szybko
do domu. Po co ryzykować i się narażać? Już dawno nie miał na plecach
czerwonych smug od paska czy kabla i nie chciał tego zmieniać.
Wpadł do kamienicy, w której większość lokatorów to dziwki i
pobiegł na trzecie piętro. Otworzył drzwi swoim kluczem i cicho wszedł do
środka. Do jego uszu od razu doszły jęki i krótkie krzyki dochodzące z sypialni
mamy. To ona je wydawała, towarzyszyło temu przytłumione sapanie i jeszcze
jeden dźwięk, którego nigdy nie umiał zidentyfikować i na dobrą sprawę nawet
nie próbował tego robić.
Delic szybko i bardzo cicho, żeby mama się nie zdenerwowała,
pochował wszystkie produkty do lodówki, zostawił resztę i paragon na blacie.
Nie wiedział co ze sobą zrobić, a zostać tu nie chciał bo te dźwięki wywoływały
u niego wymioty.
Chłopiec złapał jakąś kartkę nabazgrał na niej długopisem
„Jestem na placu zabaw” i wyszedł z domu zamykając za sobą drzwi na klucz, tak
jak je zastał.
Zbiegł po schodach na dół i ruszył do parku gdzie były
najlepsze palce zabaw.
Hibiya sam nie wiedział jak udało mu się przekonać rodziców
by pozwolili mu wyjść z rezydencji i by poszedł na plac zabaw gdzie bawiły się
dzieci z plebsu. W jego wielkim ogrodzie było mu po prostu nudno i chciał by
coś się działo.
Dziwniejszym było to, że nie wysłali za nim jakiegoś lokaja
by go śledził i pilnował. Był po prostu sam. Siedział sobie na palcu zabaw i na
huśtawce.
Mył niski i miał czarne, krótkie włoski. Ubrany był w strój
szlachecki z pelerynką, a na głowie miał małą koronę. Był jej przecież godzien,
nikt na nią nie zasługiwał prócz niego, dlatego właśnie te wszystkie
niewychowane bachory się do niego nie zbliżały. Oni wszyscy po prostu mu
zazdrościli i woleli napawać się jego blaskiem z daleka. Są zbyt nędzni by do
niego podchodzić.
Wtedy usłyszał skrzypnięcie łańcuchowej huśtawki która była
obok niego. Usiadł na niej blondyn o różowych oczach. Hibiye zamurowało.
- Odsuń się ode mnie plebsie, jeszcze się czymś zarażę.-
fuknął patrząc na niego z obrzydzeniem. Chłopak jednak nie odszedł zły czy
smutny, spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się zadziornie.
- Nazywasz mnie plebsem a mnie nie znasz.- prychnął.
- Każdy z was nie jest niczego wart.- brunet pokazał
wszystkie dzieci na placu łącznie z blondynem.- Nic nie osiągniecie.
- Może nie, a może tak..- zaśmiał się chłopiec zaczynając
się huśtać.- A ty co osiągniesz?
Hibiya zamyślił się na chwilę, jakoś nigdy jeszcze tego nie
planował…
- Na pewno więcej niż reszta społeczeństwa!- zrobił dumną
minę i zdumiał się na widok miny chłopaka. Nie wyglądał najlepiej, był
wychudzony i jego ubrania były stare i zniszczone, ale cieszył się z głupiej
huśtawki. Na jego miejscu Hibiya byłby załamany.
- Zobaczymy co będzie za kilkanaście lat.- zaśmiał się Delic
i zwolnił huśtanie się.- A ty czemu się nie bujasz?
Hibiya lekko się zaczerwienił i nadął policzki.
- Po prostu nie chcę.- odwrócił głowę na drugą stronę
wpatrując się w drewniany zameczek ze zjeżdżalnią.
Delic zaśmiał się i zeskoczył z huśtawki, potem cicho i
niezauważony zaszedł księcia od tyłu i pchnął go jego plecy by huśtawka się
ruszyła. Brunet spanikował nagłym ruchem zabawki i mocno złapał się łańcuchów
po obu stronach małej deseczki na której siedział.
- Po prostu nie umiesz!- blondyn się zaśmiał i znów go
pchnął by chłopak huśtał się wyżej.- Trzymaj się mocno!
Książe mimo że czerwony to uśmiechał się szeroko. Nie
wiedział, że to takie przyjemne czując wiatr we włosach i latach jak ptak,
przecież gdyby mocniej się bujał mógłby wskoczyć na chmurę i tam sobie
posiedzieć patrząc na całą tą zgraję nieudaczników.
Jednak zaraz przestał czuć jak chłopiec go popycha, a on
zaczął zwalniać. Próbował machać nogami jak to wszyscy robią podczas huśtania
ale to spowodowało, że szybciej zwolnił.
Gdy zabawka się zatrzymała Hibiya odwrócił głowę do chłopca i
zrobił nadąsaną minę.
- Co jest? Dlaczego nie huśtasz?
- Nie jestem twoim niewolnikiem… Sam się naucz.- zaśmiał
się.
- Twoim zadaniem jest mnie bujać psie.
- Uroczy jesteś.- Delic rozczochrał mu włosy.- Idziesz
pojeść trochę orzechów?
- A gdzie są? Nie będę jadł z ziemi.- książątko zmarszczył
brwi i zszedł z huśtawki poprawiając swoje rozczochrane włosy.- Nie dotykaj
mnie.
- Nie z ziemi… Z drzewa. Chodź.- blondyn złapał Hibiye za
rękę i pociągnął w stronę drzewa na którym rosły włoskie orzechy.- Trzeba się
na nie wspiąć, umiesz?
- Nie….- szepnął brunet dając się prowadzić.
Delic postanowił nie komentować tego parsknięciem tylko po
dojściu do najbliższego orzechowca zaczął się na niego wspinać. Hibiya patrzył
tylko w górę i zastanawiał się czy to trudne. No jasne że nie jest trudne! Ale
on przecież nie jest małpą! Do tego pobrudziłby sobie swoje drogie ubranie.
Usiadł sobie więc pod drzewem na miękkiej trawie.
Delic w tym czasie zebrał kilka orzechów i wpakował je do
kieszeni, następnie zszedł z drzewa i usiadł obok bruneta z ego większym niż on
sam.
- Masz.- wyjął z kieszeni trzy orzechy będące nadal w
zielonym owocu i podał mu.
- Co mam z tym zrobić?- książe patrzył się na niego głupio.
- Eh… To się zdejmuje.- użył kamienia by zielny owoce pękł i
gdy go zdjął go to rozłupał skorupkę by dostać się do jadalnej części.- A to
się je.- podał mu orzechy.- Jesteś dziwny ale cię lubię.- uśmiechnął się.
- Nie jestem dziwny!- zabrał mu orzechy i wpakował do buzi.-
To ty jesteś dziwny i jesteś tylko po to by mi służyć psie.
- Jasne..- parsknął blondyn i zjadł orzecha którego
rozłupał.- Mam na imię Delic, a ty?
- Hibiya. Masz się do mnie zwracać z szacunkiem.
- Jak sobie życzysz Hibiya-san. Pewnie jesteś bogaty, co?-
złapał jego pelerynę w dwa palce i zaraz puścił.
- Ależ oczywiście! To chyba widać!- poprawił swoją koronę i
wyprężył się dumnie.- Ty za to jesteś biedny jak mysz kościelna.
- Ja tak, ale moja mama ma dużo pieniędzy.- blondyn
rozłupywał kolejnego orzecha dla małego księcia.- Tylko się z nimi ze mną nie
dzieli.
- No to masz dziwną mamę.- prychnął.- Będę mógł czasem ci
dać jakieś resztki z obiadu.
- Nie jestem żebrakiem.- Delic zrobił zła minę i pstryknął
go w nos.- Nic od ciebie nie chcę, zarobię na dom dziecka i się stamtąd wyrwę.
Hibiya zrobił dziwną minę i równie dziwnie spojrzał na
swojego nowego kolegę, którego nawet polubił ale nie chciał się do tego przyznać.
- Ale Delic- kun… Dom dziecka jest za darmo…
Sportowy samochód zatrzymał się przy parku i wysiadł z niego
wysoki i przystojny blondyn. Miał oczy inne niż wszystkich, były różowe. Miał
na sobie drogi biały garnitur i pod spodem różową, starannie wyprasowaną
koszulę. Na uszach zaś miał wymyślne słuchawki.
Zdjął je tak by zwisały mu na szyi i z uśmiechem ruszył w
stronę starego już jednak nadal największego placu zabaw. Ostatnio dosyć często
się tu spotykali, a Delic uwielbiał spełniać jego zachcianki, a potem brać coś
w zamian.
Doszedł w końcu na placyk i ujrzał go siedzącego na tej
samej huśtawce co kilkanaście lat temu. Zaszedł go od tyłu i delikatnie
pocałował w kark. Poczuł jak jego małe książątko drży pod jego dotykiem.
- Jesteś głupi Delic-kun!- pisnął.- Nie zachodź mnie tak!
- Przepraszam Hibiy-chan~..- blondyn uśmiechnął się szeroko i
przeszedł z drugiej strony bruneta.- Wybaczysz mi~?
- Wybaczam.- Hibiya machnął ręką.- A teraz mnie pohuśtaj.
- Dobrze, ale chcę coś w zamian mój słodki~.- Delic ujął
jego dłoń i pocałował, potem raczej przeszedł na jego usta.
- Delic- kun! Nie tutaj! A jak ktoś zobaczy, że pozwalam się
dotykać takiemu psu?
- Nic się nie stanie.- zaśmiał się, pocałował go w czoło i
odchylił trochę jego kołnierzyk by upewnić się, że zrobił mu poprzedniego dnia
chociaż jedną malinkę.
- Zboczeniec!- Hibiya pacnął go w dłoń.- Pohuśtaj mnie psie.
- Gdzie się dzisiaj spotykamy, u ciebie czy u mnie~?-
blondyn się zaśmiał i znów poszedł na tyły chłopaka by zacząć go huśtać. Tyle
lat minęło a on nadal sam nie umie tego robić.
- Nie spotkamy się.- książe zrobił obojętną minę, jednak
napawał się szczęściem z huśtania i tym, że gdyby huśtał się mocniej to mógłby
dotknąć chmur.- Lepiej by było gdybyś ty, jako mój pies zamieszkał w mojej
rezydencji.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę Hibya-san.- Delic
uśmiechnął się szeroko huśtając bruneta najmocniej jak umiał, wiedział, że on
tak lubił.- Widzisz… A mówiłeś że nic nie osiągnę~.
- Może i osiągnąłeś ale tylko dzięki mnie!- Hibiya zrobił
dumną minę. Nie tylko dlatego, że kiedyś, gdy był mały pomógł Delicowi, ale
dlatego, że teraz on jest jego.