wtorek, 5 sierpnia 2014

Bogactwo nie jest ważne [Delic x Hibiya]

Jakoś mnie naszło na pisanie One-shot'ów~! Taki dramat wyszedł i miało tak być, a umieściłam w nich alter ego Izayi i Shizuo ponieważ... Ostatnio bardzo przypali mi do gustu~! Na pewno będzie ich więcej :*
Miłego czytania~! 
 
~~~
Bogactwo nie jest ważne



- Delic! Posprzątaj tu gówniarzu!- wysoka kobieta na wysokich szpilkach wyszła z ciemnego pokoju paląc papierosa. Była naprawdę piękna, miała długie do pasa blond włosy i ubrana była w krótką czerwoną sukienkę, oczy miała pomalowane na czarno, usta na czerwono, a na szyi nosiła diamentowy naszyjnik.
Była dziwką.
Wszystko co miała dostała od swoich klientów i alfonsa, jednak dziecko miała ze swojej winy. Tamtego ranka zapomniała wziąć tabletkę antykoncepcyjną i puf! Dzieciak po 9 miesiącach wyszedł na świat, a ona się musiała nim opiekować. Ale nie teraz… Odzyskała swoją wagę sprzed ciąży, a Delic miał już 6 lat i bez żadnych przeszkód mógł zajmować się domem, a ona swoją ukochaną pracą. Jeszcze kilka lat i będzie na tym dzieciaku zarabiać grube kokosy, a teraz niech robi za służącego. W sumie to zły nie był, dobrze go wychowała mimo że się nim prawie wcale nie zajmowała, był grzeczny i posłuszny. Wiedział, że jak taki nie będzie to dostanie kablem po plecach lub ugasi papierosa na jego chudej rączce.
Kanako, bo tak miała na imię usiadła na kanapie i poprawiła sobie włosy zaczesując je palcami do tyłu. Zgniotła wypalonego papierosa w popielniczce i zaraz wyjęła następnego, niedbale rzucając paczkę na stolik stojący przed nią.
Podpaliła papierosa i zaciągnęła się dymem.
- Delic mówiłam coś do ciebie!
Do pokoju zaraz wszedł niski, blady i wychudzony blond włosy chłopak o różowych oczach. Nie raz Kanako zastanawiała się skąd tęczówki Delica miały taki kolor, nie pamiętała żeby spała z kimś kto miał podobne. Chyba że była tak naćpana lub pijana, że nie zwróciła uwagi.
Blondynek był jeszcze w pidżamie i idąc do pokoju rozcierał zaspane oczka. Nie wiedział dlaczego życie jest dla niego tak mało łaskawe, nawet się nad tym nie zastanawiał, myślał, że każde dziecko tak ma. Musi sprzątać w domu, robić zakupy i być posłusznym pod każdym względem, nie zaznaje miłości od mamy i nie zna swojego taty. Do tego codziennie przychodzi trzech lub czterech nowych „wujków”.
- Co mam zrobić?- zapytał zachrypłym głosem i poprawił sobie za duże spodenki od pidżamy.
- Posprzątaj w sypialni, potem zrób ze sobą porządek i idź na zakupy.
- Dobrze.- szepnął i poszedł do łazienki po tanie środki czystości, które mimo że na opakowaniu było napisane, że są najlepsze, wcale takie nie były. Przez to chłopiec musiał użyć dwa razy więcej wysiłku do sprzątnięcia plam po „wujkach”.
Delic ruszył ze wszystkim do sypialni mamy i zapalił światło. W łóżku spał jeszcze nagi „wujek” i chłopiec tylko westchnął ciężko. Odłożył środki czystości, szmatkę i szczotkę na podłogę i podszedł do łóżka. Dotknął delikatnie ramienia mężczyzny i potrząsł nim, by zbudzić jegomościa.
Stało się to prawie od razu, szatyn otworzył oczy i leniwie spojrzał na chłopczyka. Widział go już poprzedniego wieczora.
- Mama mówi żebyś już szedł…- znał tą kwestię od dawien dawna, powtarzał ją codziennie.
- Huh? A która jest godzina?- mężczyzna podniósł się do siadu i przeczesał dłonią włosy.
- Siódma rano.- Delic rozsunął zasłony wpuszczając do pomieszczenia promienie słoneczne i otworzył okno by dostało się tu świeże powietrze.
- Siódma? Ty nie powinieneś spać mały?
- Mama powiedziała żebym posprzątał.- zgasił światło bo było już kompletnie nie potrzebne i złapał za środki czystości.
- Ta dziwka cię chyba nie kocha, wiesz?- mężczyzna wstał i zaczął się ubierać.
- Wiem…- szepnął cicho chłopiec.- Ale muszę tu mieszkać.
Delic ukląkł i zaczął myć podłogę szczotką. „Wujek” zapinając guziki swojej koszuli patrzył się na niego ze współczuciem i w końcu westchnął, żal mu się zrobiło tego chłopca. Wyjął z kieszeni portfel i wydobył z niego kilka papierowych pieniędzy.
- Masz mały.- podał mu je i pogłaskał go po głowie z uśmiechem.- Kup sobie za to jakieś słodycze i nie pokazuj jej.- wskazał palcem na drzwi.- I pomyśl o domu dziecka.- mężczyzna pogłaskał go jeszcze raz po głowie i wyszedł z pokoju.
Delic z osłupieniem popatrzył na kilka banknotów które „wujek” wcisnął mu do rączki po czym zwinął je i schował do kieszonki w pidżamce.
Wrócił do szorowania podłogi intensywnie myśląc czy to co dostał starczy mu na ten dom dziecka.

Po skończeniu sprzątania sypialni podreptał szybko do łazienki odłożyć środki czystości i potem do swojego pokoju. Był mały i skromny, ledwie mieściło się tu łóżko i szafka w której miał ubrania, ale jakoś sobie radził. Bardzo mu się podobały ściany pomalowane na błękitny kolor, jednak nie były ozdobione żadnymi obrazkami ani malowidłami, co odejmowało im uroku. Delic chciałby mieć lepiej, ale nie mógł narzekać bo nie miał aż tak źle. Chłopiec podszedł do szafki i wyciągnął z niej jakieś stare czarne spodenki, białą koszulkę i majtki. Nie miał drogich ubrań, nawet nie wiedział skąd mama je bierze, ale najważniejsze było to, że miał w czym chodzić.
Blondyn usiadł na twardym, starym łóżku które skrzypiało przy najmniejszym ruchu i zaczął się przebierać. Chciałby chociaż mieć jakąś ładną, kolorową kołdrę, a nie brzydki i szorstki koc który mimo częstego prania nadal pachniał kurzem.
Po ubraniu się Delic wyjął z kieszonki pidżamy pieniądze które dostał od mężczyzny jakieś dwie godziny temu i schował je do pluszowego misia którego kiedyś dostał od alfonsa mamy. Zabawka była podarta na szwie dzięki czemu można było wkładać do niej różne rzeczy. Zwykle chował tam pieniądze i uzbierała się naprawdę duża suma, powinno mu starczyć na dom dziecka, a jak nie, to kupi sobie kołdrę, poduszkę i może jeszcze starczy mu na loda albo żelki które tak bardzo lubił. Potem znów uzbiera pieniądze i kupi sobie ładne obrazy na ścianę. Będzie tak ładnie, że mama będzie mu strasznie zazdrościć i będzie częściej przychodzić do jego pokoju, by obejrzeć przytulne wnętrze.
- Delic! Chodź tu!
Blondyn odłożył pluszaka na poduszkę i pobiegł do mamy. Już dawno przestał się prosić by go przytuliła czy pocałowała, to było jasne, że tego nie zrobi.
Kanako dała mu kilka monet i zapaliła papierosa. Czekała aż się zagotuje woda w czajniku bo chciała się napić trochę kawy przed kolejnym klientem.
- Zrób zakupy i nie kupuj słodyczy, bo nie zobaczysz jedzenia do jutrzejszego wieczora. Masz przynieść paragon i resztę.- spojrzała na niego z zażenowaniem i odgarnęła sobie włosy za ucho.
- A jak nie będzie reszty?- Delic przyjął pieniądze i spojrzał jej w oczy.
- Ma być.- mruknęła i dmuchnęła mu dymem w twarz.- A teraz spieprzaj.
Chłopiec nawet nie zakaszlał, był przyzwyczajony do papierosowego dymu i czasem nawet podkradał mamie papierosy bo myślał, że dzięki temu będzie fajny.
Różowooki zamrugał, odwrócił się od kobiety i wyszedł z domu. Najchętniej by już tu nie wracał.

Delic pakował do koszyka najtańsze rzeczy jakie znalazł, mama dała mu mało pieniędzy i jeszcze miał przynieść resztę, musiał więc kupić też mało rzeczy. Brał to co najważniejsze, chleb, kawałek żółtego sera, pomidor, jajka i masło.
- Na więcej nie starczy mi pieniędzy…- szepnął siedząc na środku sklepu i przeglądając koszyk.- Zamienię jajka na jakąś wędlinę…- poniósł się i razem z koszykiem pobiegł wymienić jedzenie.
Potem poszedł z tym do kasy, zapłacił za wszystko, wziął paragon i jeszcze dostał od kasjerki słodką bułkę. Te kobiety troszczyły się o niego bardziej niż własna matka.
Wracał powolnym krokiem do domu, nie był przecież jej tam potrzebny, chyba że była głodna… Wtedy jak się spóźni to na niego nakrzyczy.
Wpakował resztę słodkiej bułki do buzi i zaczął biec szybko do domu. Po co ryzykować i się narażać? Już dawno nie miał na plecach czerwonych smug od paska czy kabla i nie chciał tego zmieniać.
Wpadł do kamienicy, w której większość lokatorów to dziwki i pobiegł na trzecie piętro. Otworzył drzwi swoim kluczem i cicho wszedł do środka. Do jego uszu od razu doszły jęki i krótkie krzyki dochodzące z sypialni mamy. To ona je wydawała, towarzyszyło temu przytłumione sapanie i jeszcze jeden dźwięk, którego nigdy nie umiał zidentyfikować i na dobrą sprawę nawet nie próbował tego robić.
Delic szybko i bardzo cicho, żeby mama się nie zdenerwowała, pochował wszystkie produkty do lodówki, zostawił resztę i paragon na blacie. Nie wiedział co ze sobą zrobić, a zostać tu nie chciał bo te dźwięki wywoływały u niego wymioty.
Chłopiec złapał jakąś kartkę nabazgrał na niej długopisem „Jestem na placu zabaw” i wyszedł z domu zamykając za sobą drzwi na klucz, tak jak je zastał.
Zbiegł po schodach na dół i ruszył do parku gdzie były najlepsze palce zabaw.



Hibiya sam nie wiedział jak udało mu się przekonać rodziców by pozwolili mu wyjść z rezydencji i by poszedł na plac zabaw gdzie bawiły się dzieci z plebsu. W jego wielkim ogrodzie było mu po prostu nudno i chciał by coś się działo.
Dziwniejszym było to, że nie wysłali za nim jakiegoś lokaja by go śledził i pilnował. Był po prostu sam. Siedział sobie na palcu zabaw i na huśtawce.
Mył niski i miał czarne, krótkie włoski. Ubrany był w strój szlachecki z pelerynką, a na głowie miał małą koronę. Był jej przecież godzien, nikt na nią nie zasługiwał prócz niego, dlatego właśnie te wszystkie niewychowane bachory się do niego nie zbliżały. Oni wszyscy po prostu mu zazdrościli i woleli napawać się jego blaskiem z daleka. Są zbyt nędzni by do niego podchodzić.
Wtedy usłyszał skrzypnięcie łańcuchowej huśtawki która była obok niego. Usiadł na niej blondyn o różowych oczach. Hibiye zamurowało.
- Odsuń się ode mnie plebsie, jeszcze się czymś zarażę.- fuknął patrząc na niego z obrzydzeniem. Chłopak jednak nie odszedł zły czy smutny, spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się zadziornie.
- Nazywasz mnie plebsem a mnie nie znasz.- prychnął.
- Każdy z was nie jest niczego wart.- brunet pokazał wszystkie dzieci na placu łącznie z blondynem.- Nic nie osiągniecie.
- Może nie, a może tak..- zaśmiał się chłopiec zaczynając się huśtać.- A ty co osiągniesz?
Hibiya zamyślił się na chwilę, jakoś nigdy jeszcze tego nie planował…
- Na pewno więcej niż reszta społeczeństwa!- zrobił dumną minę i zdumiał się na widok miny chłopaka. Nie wyglądał najlepiej, był wychudzony i jego ubrania były stare i zniszczone, ale cieszył się z głupiej huśtawki. Na jego miejscu Hibiya byłby załamany.
- Zobaczymy co będzie za kilkanaście lat.- zaśmiał się Delic i zwolnił huśtanie się.- A ty czemu się nie bujasz?
Hibiya lekko się zaczerwienił i nadął policzki.
- Po prostu nie chcę.- odwrócił głowę na drugą stronę wpatrując się w drewniany zameczek ze zjeżdżalnią.
Delic zaśmiał się i zeskoczył z huśtawki, potem cicho i niezauważony zaszedł księcia od tyłu i pchnął go jego plecy by huśtawka się ruszyła. Brunet spanikował nagłym ruchem zabawki i mocno złapał się łańcuchów po obu stronach małej deseczki na której siedział.
- Po prostu nie umiesz!- blondyn się zaśmiał i znów go pchnął by chłopak huśtał się wyżej.- Trzymaj się mocno!
Książe mimo że czerwony to uśmiechał się szeroko. Nie wiedział, że to takie przyjemne czując wiatr we włosach i latach jak ptak, przecież gdyby mocniej się bujał mógłby wskoczyć na chmurę i tam sobie posiedzieć patrząc na całą tą zgraję nieudaczników.
Jednak zaraz przestał czuć jak chłopiec go popycha, a on zaczął zwalniać. Próbował machać nogami jak to wszyscy robią podczas huśtania ale to spowodowało, że szybciej zwolnił.
Gdy zabawka się zatrzymała Hibiya odwrócił głowę do chłopca i zrobił nadąsaną minę.
- Co jest? Dlaczego nie huśtasz?
- Nie jestem twoim niewolnikiem… Sam się naucz.- zaśmiał się.
- Twoim zadaniem jest mnie bujać psie.
- Uroczy jesteś.- Delic rozczochrał mu włosy.- Idziesz pojeść trochę orzechów?
- A gdzie są? Nie będę jadł z ziemi.- książątko zmarszczył brwi i zszedł z huśtawki poprawiając swoje rozczochrane włosy.- Nie dotykaj mnie.
- Nie z ziemi… Z drzewa. Chodź.- blondyn złapał Hibiye za rękę i pociągnął w stronę drzewa na którym rosły włoskie orzechy.- Trzeba się na nie wspiąć, umiesz?
- Nie….- szepnął brunet dając się prowadzić.
Delic postanowił nie komentować tego parsknięciem tylko po dojściu do najbliższego orzechowca zaczął się na niego wspinać. Hibiya patrzył tylko w górę i zastanawiał się czy to trudne. No jasne że nie jest trudne! Ale on przecież nie jest małpą! Do tego pobrudziłby sobie swoje drogie ubranie. Usiadł sobie więc pod drzewem na miękkiej trawie.
Delic w tym czasie zebrał kilka orzechów i wpakował je do kieszeni, następnie zszedł z drzewa i usiadł obok bruneta z ego większym niż on sam.
- Masz.- wyjął z kieszeni trzy orzechy będące nadal w zielonym owocu i podał mu.
- Co mam z tym zrobić?- książe patrzył się na niego głupio.
- Eh… To się zdejmuje.- użył kamienia by zielny owoce pękł i gdy go zdjął go to rozłupał skorupkę by dostać się do jadalnej części.- A to się je.- podał mu orzechy.- Jesteś dziwny ale cię lubię.- uśmiechnął się.
- Nie jestem dziwny!- zabrał mu orzechy i wpakował do buzi.- To ty jesteś dziwny i jesteś tylko po to by mi służyć psie.
- Jasne..- parsknął blondyn i zjadł orzecha którego rozłupał.- Mam na imię Delic, a ty?
- Hibiya. Masz się do mnie zwracać z szacunkiem.
- Jak sobie życzysz Hibiya-san. Pewnie jesteś bogaty, co?- złapał jego pelerynę w dwa palce i zaraz puścił.
- Ależ oczywiście! To chyba widać!- poprawił swoją koronę i wyprężył się dumnie.- Ty za to jesteś biedny jak mysz kościelna.
- Ja tak, ale moja mama ma dużo pieniędzy.- blondyn rozłupywał kolejnego orzecha dla małego księcia.- Tylko się z nimi ze mną nie dzieli.
- No to masz dziwną mamę.- prychnął.- Będę mógł czasem ci dać jakieś resztki z obiadu.
- Nie jestem żebrakiem.- Delic zrobił zła minę i pstryknął go w nos.- Nic od ciebie nie chcę, zarobię na dom dziecka i się stamtąd wyrwę.
Hibiya zrobił dziwną minę i równie dziwnie spojrzał na swojego nowego kolegę, którego nawet polubił ale nie chciał się do tego przyznać.
- Ale Delic- kun… Dom dziecka jest za darmo…


Sportowy samochód zatrzymał się przy parku i wysiadł z niego wysoki i przystojny blondyn. Miał oczy inne niż wszystkich, były różowe. Miał na sobie drogi biały garnitur i pod spodem różową, starannie wyprasowaną koszulę. Na uszach zaś miał wymyślne słuchawki.
Zdjął je tak by zwisały mu na szyi i z uśmiechem ruszył w stronę starego już jednak nadal największego placu zabaw. Ostatnio dosyć często się tu spotykali, a Delic uwielbiał spełniać jego zachcianki, a potem brać coś w zamian.
Doszedł w końcu na placyk i ujrzał go siedzącego na tej samej huśtawce co kilkanaście lat temu. Zaszedł go od tyłu i delikatnie pocałował w kark. Poczuł jak jego małe książątko drży pod jego dotykiem.
- Jesteś głupi Delic-kun!- pisnął.- Nie zachodź mnie tak!
- Przepraszam Hibiy-chan~..- blondyn uśmiechnął się szeroko i przeszedł z drugiej strony bruneta.- Wybaczysz mi~?
- Wybaczam.- Hibiya machnął ręką.- A teraz mnie pohuśtaj.
- Dobrze, ale chcę coś w zamian mój słodki~.- Delic ujął jego dłoń i pocałował, potem raczej przeszedł na jego usta.
- Delic- kun! Nie tutaj! A jak ktoś zobaczy, że pozwalam się dotykać takiemu psu?
- Nic się nie stanie.- zaśmiał się, pocałował go w czoło i odchylił trochę jego kołnierzyk by upewnić się, że zrobił mu poprzedniego dnia chociaż jedną malinkę.
- Zboczeniec!- Hibiya pacnął go w dłoń.- Pohuśtaj mnie psie.
- Gdzie się dzisiaj spotykamy, u ciebie czy u mnie~?- blondyn się zaśmiał i znów poszedł na tyły chłopaka by zacząć go huśtać. Tyle lat minęło a on nadal sam nie umie tego robić.
- Nie spotkamy się.- książe zrobił obojętną minę, jednak napawał się szczęściem z huśtania i tym, że gdyby huśtał się mocniej to mógłby dotknąć chmur.- Lepiej by było gdybyś ty, jako mój pies zamieszkał w mojej rezydencji.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę Hibya-san.- Delic uśmiechnął się szeroko huśtając bruneta najmocniej jak umiał, wiedział, że on tak lubił.- Widzisz… A mówiłeś że nic nie osiągnę~.
- Może i osiągnąłeś ale tylko dzięki mnie!- Hibiya zrobił dumną minę. Nie tylko dlatego, że kiedyś, gdy był mały pomógł Delicowi, ale dlatego, że teraz on jest jego.


sobota, 2 sierpnia 2014

Książe- rozdział 11 [Zoro x Sanji]



 No i jest kolejny rozdział~! Może krótki, ale bardzo mi się podoba i mam nadzieję, że wam też przypadnie do gustu~. Przepraszam, że tak długo musieliście czekać ale w końcu się udało go napisać :D
Co tam u was? U mnie nudno i gorąco :P
Ale przynajmniej treningi są XD

 ~~~

Rozdział 11

Nie zapowiadało się na to by Sanji miał wyzwanie ze mną lub ja z nim w grze. Potem w ogóle przestaliśmy w to grać bo Luffy zaczął szaleć i wszyscy przystąpili do picia i jedzenia. Na początku było naprawdę miło i wszyscy byli rozluźnieni jak zawsze, ja podziwiałem zgrabne ruchy Księcia który co jakiś czas sięgał po lampkę wina a jego policzki robiły się coraz bardziej czerwone po każdym łyku. Nie mogłem przestać obserwować jego rąk, ust, oczu i włosów. Były wręcz oszałamiające. Powstrzymałem się dopiero po tym jak Nami poklepała mnie po ramieniu i uśmiechnęła się porozumiewawczo. Zrozumiałem, że ona i Robin obserwowały mnie i już wszystko wiedzą.
W końcu nie mogłem skupić się w tym gwarze, zawsze mi to wychodziło, ale teraz to co innego. Wziąłem ze sobą butelkę sake i zlazłem na dwór. Usiadłem na chodniku przed kamienicą i co jakiś czas brałem łyka trunku. Po ulicy czasem przejechał jakiś samochód, ale oprócz tego było całkiem pusto. Wiał czasem chłodny wiaterek ale nie zanosiło się na deszcz (całe szczęście) i niebo było pełne gwiazd, co w tym mieście jest trudne do zobaczenia.
Nie wiedziałem nad czym zacząć rozmyślać najpierw. Nad Sanji’m? Jeśli sobie coś przypomni to mnie pewnie zabije, a jeśli nie, to zostawi i dołączy do Trafalgar’a. A ja tak chce by był ze mną…
Do tego jeszcze doszedł Ace, sądziłem że go nie spotkamy, a na pewno nie tak szybko. Wiedziałem, że był chłopakiem Sanji’ego przed jego wypadkiem. Ale nie chciałem o tym w ogóle myśleć. I teraz też nie chce. Wiem tylko, że jak coś się stanie, lub coś się będzie szykowało to będę bronił Księcia do ostatniej kropli krwi. Mógłbym się nawet zachowywać jak jego wierny pies, a raczej potwór. Najważniejsze by nic mu się nie stało.
Położyłem się na chodniku i znów napiłem sake. Dlaczego nic nie może być łatwe i proste jak miecz? Miecz tnie, rani i zabija, w dobrej lub złej sprawie, ale zawsze działa tak samo. Wystarczy się zamachnąć i usłyszysz słodki świst stali, który zaraz przetnie twoją ofiarę na pół i wszędzie poleje się ciepła, lepka krew.
Dlaczego wszystko jest bardziej zawiłe i nachodzi na siebie? Niby mam przyjaciół którzy są zawsze w gotowości by mi pomóc, ale co z tego, jak ja nie lubię dzielić się swoimi kłopotami? Wolę rozwiązywać je sam, by inni nie mieli zmartwień.
- Zorooo!- usłyszałem głos pijanego Usoppa i głupkowaty rechot Fanky’ego i Brook’a. Czarnowłosy wychylał się przez okno, dobrze, że nie tak daleko by spadł.
- Czego?- mruknąłem zirytowany faktem że jest środek nocy o on drze ryja na całe miasto.
- Chodź na górę! Sanji cię szuka..!
Westchnąłem i podniosłem się. On mnie szuka? Myślałem, że jest zajęty imprezą i śmianiem się z Chopper’em i naszym głupkowatym szefem. Opróżniłem do końca butelkę sake i wyrzuciłem do śmietnika, który stał przy chodniku, potem poczłapałem na górę.
Jak się okazało większość osób było już tak zalanych, że bełkotali niezrozumiałe słowa lub już słodko spali. Tylko Chopper był trzeźwy, ale oczy się dzieciakowi zamykały i zaczął się układać obok Luffy’ego, który zasnął ubrudzony jedzeniem. Robin siedziała na fotelu i  sączyła drinka, a Nami się głośno śmiała z Usoppa, Franky’ego i Brook’a którzy się wygłupiali. Sanji siedział obok Nico tylko że na podłodze i szczerzył się promiennie przez co zrobiło mi się ciepło na sercu. Jednak zdążyłem zauważyć, że też nie jest już trzeźwy.
- Glonie mój, w końcu jesteś!- gdy mnie zobaczył to wstał, podszedł do mnie i się przytulił.- Chcę coś z tobą porobić… Chodźmy na plaże, popływać razem.
Spojrzałem na niego zszokowany i uśmiechnąłem się lekko.
- Ciekawa propozycja, ale ty chyba powinieneś iść spać. Chodź zaprowadzę cię do łóżka.- złapałem go za ręce i próbowałem od siebie odciągnąć chociaż wolałbym by tulił się do mnie w nieskończoność.
- Nie chce mi się w ogóle spać!- zrobił naburmuszoną minę.- Napijmy się jeszcze.
- Dla ciebie już nie ma alkoholu Książe.- zaśmiałem się.- Idziemy do sypialni.
- Chce z tobą.- przytulił się znów do mnie.
Spojrzałem po wszystkich i nikt prócz Nico się nami nie interesował. Kobieta uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo.
- Idź z nim, ja ich też położę spać.
Przytaknąłem ruchem głowy i wziąłem blondyna na ręce, potem poszedłem z nim do sypialni. Oj jak ja chciałem go teraz rzucić na łóżko i wypieprzyć, ale nie mogłem tego zrobić. Nie jestem zboczeńcem. Posadziłem chłopaka na łóżku i uśmiechnąłem się.
- No to się rozbieraj.
- Ty mnie rozbierz.- uśmiechnął się.
Czy on musi mnie tak kusić? To nie jest fair…
Nachyliłem się nad nim i zdjąłem mu marynarkę, potem zająłem się odpinaniem guzików jego koszuli. To właśnie wtedy poczułem jak jego zgrabna ręka zaczesuje mi włosy, a potem muska moje trzy kolczyki. Dłoń i ten cudowny dotyk zeszła na policzek, musnęła usta i zaczęła iść w dół. Najpierw szyja, potem obojczyk. Spojrzałem kucharzowi w oczy, a on w moje.
- Chcę paluszka…- szepnął i dotknął wargami moich ust.
Byłem strasznie zaskoczony, ale nie trwało to długo, w końcu stało się to o czym marzyłem więc powinienem korzystać. Przewaliłem go tak by leżał na łóżku, a ja nad nim. Wsunąłem język do jego ust i ręką przeczesywałem jego miękkie, złote włosy. Ręce chłopaka powędrowały pod moją koszulkę i dokładnie zarysowywały moje mięśnie, poczułem że chce zdjąć ze mnie koszulkę. A jeśli chce to zrobić, to znaczy, że chce się ze mną kochać. Też tego bardzo chcę, ale nie będę tego robił gdy on jest pijany, bo ludzie w tym stanie niejedno chcą a potem żałują swoich decyzji.
Oderwałem się od jego smakujących alkoholem i nikotyną ust, i powstrzymałem jego dłonie.
- Nie będziemy tego robić brewko.- stwierdziłem i pocałowałem go w obojczyk.
- Dlaczego nie?- spojrzał na mnie zdziwiony.- Ja cię pragnę!- zacisnął swoje dłonie na moich barkach i podciągnął się do moich ust.- Wypieprz mnie.- szepnął i zaczął zmysłowo lizać i muskając wargami moje usta. Poczułem jak robi mi się twardo między nogami i znów się nie powstrzymałem. Oddałem pocałunek dość żarliwie i brutalnie, ale właśnie taki byłem. Gdy poczułem jak pociera kolanem o moje krocze to znów otrzeźwiałem.
- Nie.- mruknąłem.- Jesteś pijany, jutro pogadamy.- stwierdziłem stanowczo i wróciłem do rozbierania go by mógł iść spać.
- Ale… Cholerna sałata!- fuknął obrażony i gdy był w samych bokserkach to ułożył się na łóżku.
Odwróciłem się do wyjścia by iść stąd i nie patrzeć na jego zmysłowe nogi i zgrabny tyłek. Ten chłopak był wręcz idealny! Prawie jak porcelanowa laleczka, chociaż wiedziałem, że w jego nogach jest siła niejednego konia.
Ruszyłem do drzwi ale usłyszałem, śpiący i zachrypły głos kucharza.
- Marimo, śpij ze mną… Proszę…
Odwróciłem się do niego i ujrzałem parę niezwykle niebieskich, proszących oczu. Chyba spanie w jednym łóżku nikomu nie zaszkodzi, nie?
Westchnąłem i zdjąłem z siebie koszulkę i spodnie po czym położyłem się obok niego i przykryłem nas kołdrą. Sanji od razu przytulił się do mnie zamkając oczy by zasnąć.
Dlaczego tak nie jest codziennie? Dlaczego każdej nocy nie mogę spać z nim i przytulać jego chłodne ciało do swojego by je rozgrzać? Dlaczego codziennie mnie tak nie całuje i się do mnie nie przytula?
Dlaczego on nie jest mój?
Westchnąłem i zatopiłem nos w jego złotych kosmykach. Zamknąłem oczy i pocałowałem go w główkę.
- Kiedyś będziesz mój. Może nawet prędzej.