Wyjeżdżacie gdzieś? Bo ja nie ;_;
Ale mam treningi i lenistwo to się liczy :D
No i oczywiście jeszcze książki.
~~~
Rozdział 9
Jazda samochodem nie była taka trudna, okazało się, że instynktownie
łapię za skrzynię biegów, naciskam pedały i włączam kierunkowskazy, musiałem
sobie tylko przypomnieć. Najtrudniej było wyjechać z garażu i posesji, ale Zoro
mi pomógł (zachwycony, że może poprowadzić takie cacko) i niedługo potem
jechaliśmy do jego mieszkania. Miałem wrażenie, że glon nie umie trafić do
swojego domu, przez kilka minut wręcz jeździliśmy w kółko, w końcu
zatrzymaliśmy się przy targu.
Zgasiłem silnik i patrzyłem jak mężczyzna schodzi ze swojego
motoru. Zatrzymałem swój wzrok na jego tyłku, szermierz ma naprawdę fajny
tyłek. Ciekawe czy on widzi coś we mnie, może ja też mam ładny tyłek? Albo moje
nogi mu się podobają? Albo w ogóle mu się nie podobam…
Odwróciłem wzrok ponieważ zielonowłosy zaczął iść w moją
stronę i zaraz znalazł się obok mojego auta.
- Wychodź brewko.- uśmiechnął się, a jego złote kolczyki
lekko zadzwoniły.- Idziemy zrobić jakieś zakupy.
Uśmiechnąłem się, wyjąłem kluczyk ze stacyjki i wyszedłem z
samochodu. Zamknąłem go za pomocą pilota i schowałem kluczyki do kieszeni, mam
nadzieję, że nikt mi ich nie ukradnie bo jeśli tak się stanie to stracę też
swoje bagaże.
Wymieniliśmy się z marimo spojrzeniami i ruszyliśmy na targ.
Tam było lepiej niż wspaniale, wszędzie stragany z jedzeniem i jakimiś innymi
rzeczami. Po jednej stronie świeże ryby, po drugiej owoce, trochę dalej warzywa,
a jeszcze dalej zioła i nasiona.
- Cudowne…- szepnąłem uśmiechając się szeroko, chyba
reagowałem tak ponieważ byłem kucharzem… Ale kto nie lubi chodzić po targu?!
Złapałem mężczyznę za rękę bo wyglądał bardziej jak mój
ochroniarz i ruszyliśmy w wędrówkę po straganach.
Oglądałem dokładnie wszystko co mi wpadło w ręce, trzeba
było przecież ocenić jakość. Jedne pomidory wyglądały ładniej ale miały mało
intensywny zapach
- Pełno w nich chemii..- mruknąłem odkładając pomidora na
miejsce.
- Że też umiesz to rozróżnić.- glon się zaśmiał.- Zobacz
tamte.- wskazał następny stragan.
Tam były trochę mniejsze, ale zapach aż rozchodził się na
wszystkie strony, szkoda że nie mogłem ich spróbować, bo sprzedawca nie
pozwolił, ale sądząc po kolorze nadawały się.
- Co chcesz dzisiaj na kolację Marimo?- dałem mu kolejną
torbę z zakupami.
- To ty tu jesteś kucharzem.
- Może shusi? Zrobię też zupę miso a na deser dango, może
być?
- Już się nie mogę doczekać.- uśmiechnął się.
- Ej! Zoooooro! Saaanji!!- usłyszeliśmy przyjazny, chłopięcy
głos.
Oboje jak na komendę odwróciliśmy się by szukać źródła
dźwięku. Mój zwróć skakał od straganu do straganu i zatrzymał się na dwóch
czarnowłosych chłopakach. Jeden miał nadzwyczajnie długi nos i zawiązaną na
głowie chustkę a drugi uśmiechał się szeroko, pod okiem miał bliznę a na łbie
słomiany kapelusz. Podziwiałem jego nastawienie do życia i zdolność śmiania się
ze wszystkiego, chociaż żarł więcej niż widział.
- Cześć!- uśmiechnąłem się szeroko i pomachałem im. Może nie
spędziłem z gangiem Słomianych kapeluszy zbyt dużo czasu ale miałem wrażenie że
jakbyśmy znali się od dawna.
Chłopcy podeszli do nas i zobaczyłem, że Usopp niesie jakiś
obrazy.
- Co tu robicie gołąbeczki?- długonosy zaśmiał się, a ja
zarumieniłem.
- Miałeś kiedyś nogi w swojej dupie?- glon warknął i
spiorunował chłopaka wzrokiem, on od razu go zaczął przepraszać. Zadziwiające
jaki postrach może budzić Zoro, ja jednak w ogóle się go nie boję.
- Przyszliśmy zrobić jakieś zakupy.- uśmiechnąłem się.- A
wy?
-My to samo! Tyle żarcia!!!- krzyknął Luffy na całe gardło,
a jakaś kobieta spojrzała się na niego jak na idiotę.
- Przyszliśmy też po to by opchnąć gdzieś moje obrazy.-
Usopp pokazał mi je, były całkiem ładne, jeden przedstawiał ładną blondynkę, a
drugi morze i błękitne niebo.
- Ten mi się bardzo podoba.- wskazałem na dzieło z morskim
motywem.
- Mi też, ale trzeba sprzedać.- westchnął.- Szukaliście
dzisiaj czegoś? Wiesz… Chodzi o twoją sprawę.
- Byliśmy u mnie w restauracji i w domu. Znaleźliśmy sporo
rzeczy.- przypomniał mi się wtedy ten chłopak ze zdjęcia.
- Oi Sanji! Ugotujesz mi coś?- Luffy poskoczył.
- Jak przyjdziecie to ugotuję.- uśmiechnąłem się szeroko.-
Co ty na to Marimo?
- Nie jestem marimo.- mruknął.- I sądzę, że fajnie będzie
jak ktoś do nas wpadnie.- uśmiechnął się jakoś drapieżnie.
- To do zobaczenia później.- długonosy uśmiechnął się i
złapał Słomianego za koszulkę.- Idziemy Luffy, musimy znaleźć kupców na moje
obrazy.
Pożegnaliśmy się i razem z szermierzem ruszyliśmy do
samochodu. Kupiliśmy dosyć jak na jeden dzień. Jednak to co zobaczyłem przy
wozie to kompletnie mnie zszokowało. Stał przy nim ten chłopak ze zdjęcia, był
wysoki i umięśniony. Jego czarne włosy były roztrzepane i przykryte skórzanym
kapeluszem, na nosie miał piegi i ubrany był w czerwoną koszulkę i czarne
spodnie sięgające do kolan.
Zoro od razu się spiął i jego jedna rąk przeniosła się na
katany.
- Ace..- syknął.
Patrzyłem z przerażeniem na uśmiechniętego chłopaka.
- Zoro… i Sanji.- spojrzał na mnie i wyciągnął rękę.- Chodź
do mnie kochanie.
Zoro spojrzał na mnie dziwnie ale przecież nic nie pamiętałem,
nawet nic nie poczułem do tego mężczyzny.
- Przepraszam ale…- szepnąłem.- Ja cię nie pamiętam…
- Co?- spojrzał na Zoro.- Co mu zrobiliście Słomiane
szumowiny?!
- Nic.- mruknął szermierz.- Nie wiadomo co się stało. Teraz
odejdź stąd.
- Sanji, spójrz na mnie.- zrobiłem to co powiedział.- Chodź
ze mną, do naszych.
- Ja… Nie chcę.
Chłopakowi zrzedła mina, wyprostował się jakby ktoś mu
wsadził drut w kręgosłup i jego wzrok stał się bardziej… Okrutny.
- Dziś nie będę się z tobą bawił Roronoa, ale jeszcze się
spotkamy Sanji i to niedługo. Wszyscy razem się spotkamy.
Odsunął się od samochodu, wyjął papierosa z kieszeni i
zapalniczkę. Była metalowa i zręcznie nią manipulował w dłoni.
Po chwili zapalił go i ruszył w prawo.
Spojrzałem ostrożnie na Zoro, wydawał się być zdeterminowany
do walki i gotowy by walczyć. O mnie.
O matko! To się zaczyna dziać! Pisze kobieto szybko bo już nie mogę wytrzymać tego! Sama jak przeczytałam Ace to mi serce stanęło...JA CHCĘ WIĘCEJ!!!!!
OdpowiedzUsuń