sobota, 10 maja 2014

Książe- rozdział 5 [Zoro x Sanji]



I kolejny rozdzialik księcia~! Cieszycie się~? Bo ja bardo ;3
mam nadzieję, że się wam spodoba :* 
~~~

Rozdział 5

Wyszliśmy szybko wszyscy z naszej siedziby i zeszliśmy na dół by po chwili wsiąść do samochodów. Było ich trzy, ja jechałem z Usoppem i Chopperem. Wszystkie pojazdy ruszyły i jechały za sobą wężykiem jakbyśmy właśnie podążali zabić prezydenta czy coś w tym stylu. Jak najszybciej chciałem znaleźć się w swoim mieszkaniu, a snajper jechał tak wolno. Miałem ochotę usiąść na jego miejscu i wcisnąć gaz do dechy, tylko dlaczego aż tak mi na tym zależało? Odpowiedź była prosta, polubiłem Księcia, bo był naprawdę ciekawą osobą.
Po dziesięciu minutach w końcu dotarliśmy, przez całą drogę milczeliśmy (nawet radio było wyłączone), a ja siedziałem jak na szpilkach trzymając mocno tą teczkę, najmniejszy szmer czy ruch zwracał moją uwagę i powodował coraz większe rozdrażnienie.
Gdy wóz się zatrzymał pierwszy otworzyłem drzwi i ruszyłem do swojego mieszkania, wiedziałem, że moi przyjaciele zaraz znajdą się za mną i tak też było. Kilka chwil później wszyscy staliśmy przed drzwiami.
- No to idziemy?- Luffy uśmiechnął się do mnie, co trochę podniosło mnie na duchu.
Wyjąłem klucze ze spodni i otworzyłem drzwi zaraz wchodząc do środka. Wszyscy milczeliśmy rozbierając się z kurtek i butów, o dziwo w domu też było cicho, żadnych szmerów, stuków, niczego. Natomiast pachniało świeżością i powietrze było lżejsze.
Weszliśmy do salonu i dokładnie się rozejrzałem, wszystko było czyste i pachnące, zdziwiło mnie to nieźle, nie sądziłem, że Książe zabierze się za porządki. Rozejrzałem się w poszukiwaniu blondyna i znalazłem go śpiącego na kanapie, aż nie miałem serca go budzić, pewnie nieźle się zmęczył.
- On tu posprzątał?- Nami przejechała palcem po nieskazitelnie czystej półce.- Że też nic go nie zjadło….
Chłopaki zaczęli cicho chichotać, a ja spiorunowałem ich wszystkim wzrokiem i co ja mam zrobić? Musimy pogadać z blondynem, ale nie chcę go budzić.
- I co teraz panie szermierzu?- Robin usiadła na fotelu, w sumie to wszyscy się gdzieś rozsiedli.
- Nie mam pojęcia.- westchnąłem chicho i znów otworzyłem teczkę.
- A gdyby on do nas dołączył?!- nasz szef uśmiechnął się szeroko pochylając się nad twarzą śpiącego.
Książe od razu otworzył oczy i wlepił w niego, potem podniósł głowę i się rozejrzał. Gdy zobaczył, że wszyscy tu jesteśmy to od razu usiadł i poprawił sobie rozczochrane włosy.
- Przepraszam, ale zdrzemnąłem się chwilę. Kim wy jesteście? Znam tylko tego zielonego glona.- wskazał na mnie.
No i wszyscy zaczęli się po kolei przedstawiać, Luffy od razu ogłosił, że jest głodny.
- Mógłbym coś ugotować, ale Zoro nie ma nic w lodówce…- przetarł zaspane oczy.- Mogę zrobić kawy albo herbaty.
- Przecież nie jesteś tutaj gospodarzem.- Nami uśmiechnęła się do niego.- Przyszliśmy tu z tobą pogadać, Zoro dawaj te teczkę.
Podałem ją tej wiedźmie i usiadłem obok blondyna na kanapie, widać było, że był zmieszany.
- No to słucham.- uśmiechnął się.
- Zacznijmy od tego, że krótko nas przedstawię. My jesteśmy gangiem Słomianych Kapeluszy, Luffy to nasz szef i każdy ma jakąś funkcję w tej mafii. Mam nadzieję, że cię nie przestraszyłam.
- Nie… Coś podejrzewałem, Zoro wygląda na kryminalistę, a poza tym znalazłem pistolet w garnku.- zaśmiał się.
- A więc to tam go wsadziłem..- mruknąłem pod nosem.
- O dziwo nie było to dla mnie zaskoczeniem.-  blondyn najpierw spojrzał na mnie uśmiechając się, a  potem wzruszył ramionami.
- No dobrze.- otworzyła teczkę i wyjęła z niej zdjęcie Księcia, był na nim ubrany w elegancki garnitur, miał papierosa w ustach i właśnie przeładowywał broń.- To chyba ty, prawda?
Blondyn rozszerzył oczy w zdziwieniu i wziął w dłonie swoje zdjęcie.
- No to ja…- szepnął.- Wiecie kim jestem?- spojrzał na rudowłosą z nadzieją.
- Nazywasz się Sanji Black i jesteś członkiem gangu Serc. (dop. aut. Tak wiem… Beznadziejna nazwa XD) Masz 19 lat i mieszkasz w apartamencie, jesteś właścicielem restauracji i specjalizujesz się w cichym zabijaniu. Z tego co nam wiadomo to walczysz przy pomocy nóg. Tutaj masz wszystko napisane.- podała mu kartkę z informacjami.
Sanji wziął ją ostrożnie do ręki i szybko przejrzał.
- To naprawdę ja? Jestem członkiem mafii? Jesteśmy wrogami?
- Niestety tak.- szepnęła Robin i założyła nogę na nogę.- Przypomniałeś coś sobie?
- Nie, nadal mam pustkę w głowie.- sięgnął po papierosa i zapalił go.- Ale wierze wam.
- TO DOŁĄCZ DO NAS!!!!- Luffy podskoczył jak małpa.- Będziesz naszym kucharzem i będziesz zabijał razem z Zoro!
- Tylko, że ja nie wiem jakie miałem tam stosunki i czy w ogóle mogę…- wypuścił dym z ust.
- A jak się w ogóle czujesz?- Chopper uśmiechnął się do niego.
- Dobrze.- Black odwzajemnił uśmiech i znów spojrzał na Nami.- Kto jest moim szefem?
- Trafalgar Law.- odchrząknęła i wyjęła następną kartkę z teczki.- Tutaj masz wszystkie adresy, twoja restauracja, mieszkanie, siedziba…
- Dziękuję wam. Jutro się zmyje.
- Dlaczego niby?- mruknąłem zły, ja chciałem by Sanji został.- Ja jestem za tym byś był w naszym gangu.
- Ja też!- krzyknął Luffy.
Chopper i Usopp przyznali mu rację.
- Idioci się odezwali.- warknęła Nami.
- Ja tu jestem szefem.- czarnowłosy nagle zmienił swój wesoły ton i stał się śmiertelnie poważny.- Sanji, zastanów się nad tą propozycją, przyda nam się kolejny członek i czuję, że można ci ufać, z tego co widzę to też nam ufasz.
Uśmiechnąłem się lekko i zerknąłem na Nami i na innych, gdy Luffy stawał się poważny każdy czuł do niego wielki szacunek. Na pierwszy rzut oka, chłopak jest idiotą, ale tak naprawdę jest wielkim człowiekiem, z wielkimi marzeniami. Jest jednym z najlepszych i zasługuje na pełne zaufanie.
Zauważyłem, że blondyn też zaczął przejawiać wobec niego jakiś szacunek.
- Rozumiem, podejmę decyzję po tym jak dowiem się jeszcze czegoś o sobie.
- Cudownie!!!- Luffy znów zaczął się śmiać i wszyscy odetchnęli.
- No to do tej pory mieszkasz u mnie.- zaśmiałem się patrząc na Sanji’ego który się zarumienił.
- Nie chcę ci sprawiać kłopotu…
- Kłopot?! Ty mu pomagasz! Tutaj nigdy nie było tak czysto!- Usopp się uśmiechnął i wszyscy wybuchli śmiechem. Co w tym niby takiego śmiesznego?
Resztę dnia spędziliśmy na wspólnej rozmowie i zapoznaniu się. Już tego dnia wszyscy zaczęli traktować Księcia jak przyjaciela i czuli się swobodnie.

1 komentarz:

  1. Wspaniały rozdział =) bardzo się go miło czytało =) Jestem ciekawa jaką podejmę decyzje nasz kochany blondynek =) Coś czuję że to przez Law'a kucharz stracił pamięć. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń