piątek, 2 maja 2014

Książe- Rozdział 3 [Zoro x Sanji]

No cóż... Notka dopiero dzisiaj bo nie miałam czasu ani siły wejść na komputer. Kendo jednak strasznie wymęcza człowieka, po ostatnim treningu prawie nie mogłam chodzić i mój kręgosłup aż krzyczał. Ale plus jest taki, że po tym krzyczeniu na treningach mogę wstąpić do chóru albo zacząć pracować jako operetka XD
Kolejny rozdzialik Księcia, wiem, że krótki i nudny ale tak miało być, następny będzie ciekawszy bo prawdopodobnie Sanji dowie się km jest itd. Zobaczycie sami, to jest taka cisza przed burzą ;)
W ogóle to trzeba nadgonić z tymi rozdziałami bo ich jest mniej niż zdanego na łaskę boga..
Życzę miłego czytania~!

~~~

Rozdział 3

Spojrzałem na niego dziwnie i cały zdrętwiałem. Książe? Z czymś mi się to słowo kojarzyło, ale za nic nie wiedziałem z czym. Ktoś tak do mnie mówił, na pewno, ale kto to był? Nawet nie mogłem sobie przypomnieć tego głosu.
Ponownie otworzyłem lodówkę i wyjąłem mleko, by zrobić ciasto. Wszystkie czynności, które wykonywałem w kuchni były dla mnie naturalne. Dobrze wiedziałem co mam zrobić, chociaż nie pamiętałem przepisu. Po prostu czułem, że kocham gotować i podczas tej czynności nie muszę się skupiać nad tym co robię. Skupiałem się oczywiście na innej rzeczy, zastanawiałem się dogłębnie nad tym słowem.
- Głuchy jesteś?- spostrzegłem, że ten zielony glon oparł się o blat, który był za mną tworząc tak zwaną wysepkę.
- Nie jestem głuchy, po prostu skupiłem się na gotowaniu.- mruknąłem i zacząłem szybko siekać warzywa. Z nożem w ręku czułem się bardzo pewnie.
- To co robisz na śniadanie?
- A nie pytałeś się mnie czy chcę byś mnie nazywał Książe?
- Pytałem się ciebie o to 10 minut temu, brewko.- mruknął.
- Nazywaj mnie jak chcesz glonie mi to wisi, ale żebyś mnie nie obrażał.- mruknąłem i skończyłem mieszać ciasto na omlet.
- Po śniadaniu idę do moich przyjaciół, idziesz też?
Spojrzałem na niego i znów odwróciłem się do kuchenki, czy mam iść? Trochę się tego obawiam… A jeśli nic się nie dowiedzą o mnie? To co ja zrobię? Zamieszkam z Zoro i będę mu siedział na głowie?
- Wolałbym zostać, nie mam żadnych ubrań i trochę mnie głowa boli.- włożyłem na rozgrzaną patelnię warzywa.
- Spoko.- zielonowłosy wzruszył ramionami.
Smażyłem omlety jeszcze przez jakiś czas i wyłożyłem je potem na talerze. Dałem szermierzowi jego porcję i uśmiechnąłem się.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakować.
- Ładnie pachnie.- powąchał.- Tylko szkoda, że nie ma sake.
- Pijak.- usiadłem na krześle i wziąłem kawałek do ust. Zaskoczyła mnie jakość tego dania, nie sądziłem, że potrafię tak dobrze gotować. Na języku rozchodził się wyborne smaki.
Spojrzałem na glona który pochłaniał wszystko bez opamiętania.
- Smakuje?- uśmiechnąłem się lekko.
- To jest pyszne. Nigdy nie jadłem czegoś takiego.
- A co zwykle jadasz?
- Jajecznice i gotowe dania odgrzane w piekarniku.- zaśmiał się krótko.
- To licho.- skrzywiłem się biorąc kolejny kęs.- Powiedz mi, dlaczego przytulałeś trzy katany?
- A tak jakoś…- zarumienił się lekko.- Ale walczę nimi i są dla mnie bardzo ważne.
- Trzema?
- No trzema, jedną, tą białą trzymam w ustach.- skończył jeść, a ja pokazałem mu swój talerz gdzie zniknęła dopiero połowa dania.
- Weź, ja już nie chcę.
- Widzę, że nie przepadasz za jedzeniem.- zmarszczył czoło i wziął talerz.- Jesteś strasznie chudy.
- Wiem, że kocham gotować, ale z jedzeniem chyba rzeczywiście mam problem.- zaśmiałem się.- To jak glonie? Kiedy idziesz?
- Jak zjem i się przebiorę.
To co zostało na moim talerzu pochłonął z prędkością światła, beknął potem, poklepał się po brzuchu i wstał. Zachowywał się trochę jak zawodowy leń i pijak, ale przecież mógł być każdym i do tego te mięśnie… Leń nie powinien mieć takiej muskulatury i tych katan. Zebrałem talerze i zacząłem zmywać.
Usłyszałem trzaśnięcie drzwi, potem następne, słowo „wychodzę” i kolejne trzaśnięcie drzwiami.
Westchnąłem i skończyłem zmywać, wytarłem talerze i schowałem je do szafki. To naprawdę miłe ze strony Zoro, że mi pomaga, przecież mógłby mnie wyrzucić, a nawet wtedy nie zabrać do swojego domu.
Musze się więc odwdzięczyć. Może zrobię mu jakieś zakupy i deser? No ale nie mam jak, bo jestem bez kasy, chociaż na deser coś wykombinuje z tego co jest.
A co oprócz tego mogę dla niego zrobić? Bo deser zeżre i o nim zapomni.
- To może posprzątam?- szepnąłem pod nosem.
To był całkiem dobry pomysł z racji tego, że tu już dawno powinna być plakietka z napisem „UWAGA! Teren skażony!”. Tylko by ten idiota nie posługiwał się mną potem jak osobistą sprzątaczką, mogę jedynie zostać jego osobistym kucharzem.
Zacząłem szukać jakiś środków czystości i znalazłem tylko wodę, mydło i ścierkę. Nawet mopa tu nie miał! Ale szczotka była… A nawet trzy. Pewnie używa ich wszystkich na raz i jedną trzyma w zębach.
Tak więc w tych makabrycznych warunkach zabrałem się za sprzątanie. Umyłem okna, blaty, stół, szafki, dosłownie wszystko co się dało. Pozamiatałem i umyłem podłogę na kolanach. Pozbierałem i wyrzuciłem wszystkie puste butelki po sake i szczerze mówiąc, gdyby Zoro oddawał je do skupu to mógłby się spokojnie utrzymać z tej kasy.
Gdy skończyłem to była siedemnasta (glona nie było nadal w domu), wykończony wziąłem prysznic i położyłem się na kanapie by chwilę się zdrzemnąć.

1 komentarz:

  1. Jestem strasznie ciekawa czego to dowie się Zoro o naszym kochanym blondynie =) opowiadanie zapowiada się coraz ciekawej i zapiera dech w piersi. Powaliło mnie to że Zoro sprząta trzema miotłami a trzecią trzyma w ustach haha dobre xD Czekam z niecierpliwością na czwarty rozdział =)

    OdpowiedzUsuń