czwartek, 10 kwietnia 2014

Książe- rozdział 1 [Zoro x Sanji]



W końcu nadszedł czas na Zosanka~! Cieszycie się~? Bo ja nie -.-
Wyszło jakoś dziwnie, ale wszystkie moja opowiadania takie są więc cierpcie. Może być taka długość rozdziałów? Coś nie umim się tak rozpisać by były dłuższe... :/
Wiem~... Jestem beznadziejna... Ale co tam! Walić to, musicie to jakoś ścierpieć dopuki nie nauczę się jakoś fajnie pisać ;)
A teraz krótko o opowiadanku, nie mam bladego pojęcia ile będzie rozdziałów, bo robię na czuja, jakoś nigdy nie planuje co konkretnie ma się zadziać w całej fabule, ale tutaj będzie tego sporo, a przynajmniej tak planuje. Akcja rozgrywa się w czasach teraźniejszych, w Tokyo, a gang Słomianych kapeluszy to mafia :D

~~~

Zoro wracał do domu jedną z tysiąca ciemnych uliczek. Nie bał się, że ktoś go napadnie bo umiał się bardzo dobrze bronić, a poza tym kto podpadnie członkowi gangu Słomianych kapeluszy? Chyba tylko idiota, chcący szybko umrzeć.
Było ciemno, chłodno i padał deszcz ale zielonowłosemu kompletnie to nie przeszkadzało. Nigdy nie był chory i nie zamierzał być, jak wróci do domu to się wygrzeje w wannie i będzie po sprawie. W tym momencie marzył tylko o czymś do żarcia i co najmniej dwóch butelkach sake. To przez Luffy’ego wszyscy musieli dłużej siedzieć na zebraniu, bo nie chciał przyjąć do wiadomości, że nie napadną na sklep mięsny i w ogóle na nic nie napadną, bo nie są gangiem złodziei.
Wtedy chłopak usłyszał dość spory hałas, jakby ktoś się przewrócił. Zoro odruchowo położył dłoń na katanie i zaczął się uważnie rozglądać. Ciemność jakoś mu nie pomagała, ale nikogo nie dostrzegł. Odetchnął głęboko i ruszył dalej, przecież to mógł być tylko kot, albo bezdomny pies który chciał wyjeść resztki ze śmietnika. Jednak zaraz znów usłyszał podobny dźwięk, tylko teraz o wiele bliżej siebie, przypominało to jakby ktoś chciał wstać.
Szermierz wyjął jedną katanę z pochwy i komórkę z kieszeni by sobie poświecić. Nie znalazł żadnego zbrodniarza który na niego poluje, nie znalazł kota ani nawet psa, były tylko jakieś stare kartony, kubły na śmieci i noga. Noga?!
- Co to kurw…?- podszedł powoli i odgarnął końcem ostrza karton. Szczerze to spodziewał się jakiegoś bezdomnego, albo trupa, ale to co ujrzał nieźle go zszokowało.
Na ziemi leżał młody chłopak, prawdopodobnie w jego wieku, miał blond włosy które teraz były posklejane od krwi i opadały mu na lewe oko. Prawe było odsłonięte i mógł dostrzec, że chłopak ma zakręconą brewkę. Był ubrany w czarne spodnie, które były poszarpane i niebieską koszulę którą zdobiły plamy krwi.
Zoro schował katanę i ukucnął przed blondynem, miał dziwne przeczucie, że on nie jest w ogóle zagrożeniem i że musi mu pomóc.
Dotknął lekko jego zimnego policzka i odgarnął jego włosy za ucho, dzięki temu zobaczył jego lewe oko i brewkę która była tak samo zakręcona jak ta druga. Dla zielonowłosego było to całkiem słodkie.
Wtedy chłopak otworzył oczy i wlepił przestraszony wzrok w szermierza. Ręce zaczęły mu się trząść i chciał odepchnąć od siebie mężczyznę
- Zostaw…- szepnął i znów opadł z sił, jednak nie zamknął swoich niebieskich oczu.
- Nic ci nie zrobię.- Zoro uśmiechnął się lekko.- Pomogę ci.- wyciągnął do niego rękę.
Blondyn spojrzał mu w oczy i milczał przez chwilę, nie wiedział czy może mu zaufać, ogólnie nic nie wiedział, ale postanowił zaryzykować. Lepsze chyba to niż wykrwawienie się w ciemnym zaułku. Złapał więc leciutko rękę nieznajomego i zamknął oczy.
Zoro ucieszył się ze zgody na pomoc. Mocniej ścisnął rękę chłopaka, wstał i wziął go na ręce. Blondyn był strasznie chudy i blady do tego w ciężkim stanie, dlatego też musiał być delikatny.
- Jak masz na imię?- szermierz ruszył w stronę gdzie prawdopodobnie był jego dom, musiał jakoś zająć go rozmową, by nie stracił przytomności. Jednak blondyn milczał, ściskał mocno koszulę Zoro i głowa mu się przechylała na bok. Strasznie chciało mu się spać i wszystko go bolało.
- Słyszysz mnie?- to było marne próby kontaktu. Chłopak już zasnął.

Jakimś cudem zielonowłosemu udało się dojść do domu. Miał kompletny brak orientacji w terenie i gubił się nawet na prostej drodze. Usopp, kolejny członek gangu (razem z Zoro było ich wszystkich 8) nie raz zgłaszał się, że narysuje mu mapę, ale zawsze zostawał zbywany słowami „Ja się nie gubię!”.
Gdy tylko wszedł do małego i skromnego mieszkanka to od razu położył blondyna na kanapie w salonie. Potem wyjął z kieszeni komórkę i zadzwonił po Choppera, był on lekarzem który też należał do Słomianych. Powiedział, żeby Zoro delikatnie umył chłopaka w ciepłej wodzie i, że on zaraz przyjedzie.
No ale nie włoży go od razu do wanny pełnej wody, musi chyba użyć gąbki czy coś, żeby go nie urazić.
Zdjął z siebie kurtkę i razem z kluczami powiesił na haczyku, zaraz potem wrócił do blondyna. Jak tu się za niego zabrać? Najpierw przenieść go do łazienki, czy może przebrać? A jeśli ten bezimienny Książe się obudzi i zacznie histeryzować? Na to sobie nie może pozwolić, bo jeszcze sąsiedzi przylecą i wezwą policję.
Wziął go delikatnie na ręce i poszedł z nim do łazienki, potem położył go na zimnej podłodze i rozpiął mu koszulę która była poplamiona krwią.
Blondyn miał dość głębokie ślady po cięciach na torsie, a na głowie miał ranę, prawdopodobnie po uderzeniu. Zoro wziął gąbkę, namoczył ją letnią wodą i namydlił, a potem zaczął delikatnie ścierać zaschniętą krew z ciała chłopaka.
Książe, bo tak zielonowłosy zaczął go nazywać, był bardo blady i szczupły, jednak zgrabny i wysportowany, miał widoczne mięśnie, chociaż nie tak jak on. W sumie, to blondyn był bardzo ładny i słodki, zwłaszcza z tymi brewkami.
Gdy dokładnie wyczyścił jego tors to zabrał się za jego twarz, starał się też znaleźć ranę wśród zakrwawionych, a jednak miękkich włosów.
Niedługo potem przyszedł Chopper, młody, drobny doktorek z brąz włoskami, zawsze nosił ze sobą niebieski plecaczek i dosłownie wyglądał jak czternastolatek, a miał więcej lat. Znał się bardzo dobrze na medycynie więc szybko zajął się opatrzeniem ran Księcia. Okazało się, że nie były jakieś poważne i blondyn szybko powinien wrócić do zdrowia, musi jednak dużo odpoczywać.
- Wiesz jak ma na imię?- Chopper zaczął się ubierać by wrócić do domu i w końcu pójść spać.
- Nie, nie powiedział mi.- Zoro oparł się o ścianę.- Ale muszę się czegoś o nim dowiedzieć.
- Tak, przydałoby się.- spojrzał mu jeszcze w oczy.- Wiesz co? Skądś go kojarzę, tylko za Chiny nie mogę sobie przypomnieć skąd.
- Ale masz jakieś podejrzenia?
- Nie wiem, może zapytaj Robin lub Nami, one na pewno będą pamiętać kto to.
- Dobra, zapytam.- westchnął.- Dobranoc.- machnął ręką i zamknął drzwi za doktorem.
Westchnął głęboko i zgasił światło. Potem idąc w kompletnym mroku powędrował do swojej sypialni gdzie spał blondyn. Chciał tylko zajrzeć czy się nie obudził czy coś, ale chłopak spał twardo i nie zanosiło się by obudził się tej nocy. Szermierz zamknął więc cicho drzwi, podreptał do salonu i walnął się na kanapę, był cholernie zmęczony. Miał sobie po powrocie wypić sake i nażreć się do syta, a tu proszę, zamiast tych dobrodziejstw ma Księcia.

1 komentarz:

  1. CUDO!!! Pisz szybko kolejny rozdział i nie piszesz beznadziejnie bardzo przyjemnie mi się czyta. Jak ja mam być szczera to ja gorzej piszę od ciebie wież mi =) Co do długość rozdziałów mogły być trochę dłuższe lecz na początek twojej przygody są dobre =) sama pisałam krótsze a z rozdziału na rozdział zaczęły wychodzić mi dłuższe o zgrozo xD Co do rozdziału początek bardzo mi się spodobał i wiem że już nie potrafię wytrzymać do następnego rozdziału. Jestem bardzo ciekawa co się stało naszemu kucharzowi i skąd kojarzy go nasz kochany renifer no nic czas pokaże =)

    OdpowiedzUsuń