wtorek, 1 kwietnia 2014

Zdany na łaskę boga- rozdział 1 [Shizuo x Izaya]



 O matko, o matko, o matko... To takie stresujące, pierwsza moja notka tutaj (nie licząc "Ohayoo wszystkim~!") i nie wiem jak to będzie... A jeśli w ogóle się nie spodoba i na mnie nakrzyczycie? ;_;
Dobra! Biorę się w garść! Czytajta ludzie! Pierwsze rozdziały przewiduję krótkie, następne będą dłuższe, więc się nie martwcie. Co by tu jeszcze... Nwm może później mi się coś przypomni, a teraz czytajcie~!

 ~~~~

Klakson, świst i w tle krzyk- tylko to słyszał. Blask świateł i szarość asfaltu- tylko to widział. Uderzenie i czyjeś oddalające się palce- tylko to czuł.

Potem była ciemność i ból.

Rozdział 1

- Shizuo!!- krzyknął brunet muskając tylko opuszkami palców rękę blondyna. Nie zdążył go złapać. ON! Bóg nie zdążył go złapać!
Potem wszystko potoczyło się jakby w spowolnionym tempie. Nadjeżdżający tir i potwór pod niego wpadający, bo nie zdążył przebiec przez ulicę goniąc go. Potem drugi tir, który poprawił sytuację po tym pierwszym i wszyscy się zatrzymali. Ciało Shizuo leżało bezwładnie na środku ulicy, ręce były powyginane w różne strony i kałuża czerwonej krwi znacznie się powiększała.
- To ja cię miałem zabić nie tiry!- krzyknął Izaya na cały głos nie zwracając uwagi, że naokoło jest pełno ludzi, którzy byli ciekawi tego, co się stało. Chcieli się też upewnić czy to ta słynna Bestia z Ikebukuro tam leży, a nie jakiś klon czy przebieraniec.
Brunet nie czekając dłużej wyciągnął szybko swoją komórkę i zadzwonił do doktorka.

Przecież Shizuo nie może umrzeć. To on musi go zabić. ON! NIKT INNY!

- Tak Izaya-kun~?- Shinra odebrał jak zwykle wesołym tonem głosu. Patrząc na godzinę pewnie jedzą sobie teraz z Celty kolację.
- Masz tu przyjechać! Shizuo został potrącony!- brunet pierwszy raz nie kontrolował swoich emocji. Nie chciał. Nie w takiej chwili.
Po drugiej stronie słuchawki nikt się nie odzywał, prawdopodobnie analizując sytuację lub zmierzając się z pierwszą falą szoku.
- Nie żartu sobie Izaya- kun.- mruknął już mniej wesoło.- Zrobiłeś mu coś? Jemu nic nie powinno się stać po spotkaniu z maską samochodu.
- Nic mu nie zrobiłem! To były dwa tiry! Przyjedź tu!
Kolejna cisza.
- Dobra, zaraz będę z Kadotą, niech nikt go nie rusza.
Izaya zamknął klapkę telefonu i schował go do kieszeni. Potem powolnym krokiem wszedł na ulicę i patrząc się cały czas na blondyna podszedł do niego. Krew moczyła mu buty, ale nie zważał na to. Wpatrywał się w twarz mężczyzny, on wyglądał jakby spał i jakby śniło mu się coś pięknego. Za to jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, prawdopodobnie opamiętał się i założył na siebie jedną ze swoich licznych masek.
Uśmiechnął się, szeroko i tak… Izayowato.
- Może nie jesteś tak silny Shizu-chan~.- zachichotał i ukucnął odgarniając kilka włosków z jego czoła.- Połamały cię zwykłe tiry~.- zaśmiał się.- Ale ja się tobą zajmę Shizu-chan, będzie dobrze~…- pogłaskał go po policzku, nigdy nie mógł tutaj go dotknąć, więc to było miłe uczucie.- Izaya jest przy tobie~…
Wtedy usłyszał pisk opon i zbiorowisko ludzi rozstąpiło się. Z czarnego wozu wysiadł Shinra i Kadota, którzy w parę chwil znaleźli się przy Shizuo i Izayi. Doktorek bez słów ukląkł przy głowie Heiwajimy i ze wstrzymanym oddechem sprawdził mu puls i to czy oddycha.
- Żyje.- wypuścił powietrze z niemałą ulgą.- Kadota weź nosze.

3 komentarze:

  1. Willuś, jedno słowo: CU-DO-WNE~! (♥) Czuję się tak, jakbym od nowa oglądała Durararę i znów przeżywała wszystko od nowa! Dziękuję Ci za to :*

    OdpowiedzUsuń