O matko, o matko, o matko... To takie stresujące, pierwsza moja notka tutaj (nie licząc "Ohayoo wszystkim~!") i nie wiem jak to będzie... A jeśli w ogóle się nie spodoba i na mnie nakrzyczycie? ;_;
Dobra! Biorę się w garść! Czytajta ludzie! Pierwsze rozdziały przewiduję krótkie, następne będą dłuższe, więc się nie martwcie. Co by tu jeszcze... Nwm może później mi się coś przypomni, a teraz czytajcie~!
~~~~
Klakson, świst i w tle krzyk- tylko to słyszał. Blask
świateł i szarość asfaltu- tylko to widział. Uderzenie i czyjeś oddalające się
palce- tylko to czuł.
Potem była ciemność i ból.
Rozdział 1
- Shizuo!!- krzyknął brunet muskając tylko opuszkami palców rękę
blondyna. Nie zdążył go złapać. ON! Bóg nie zdążył go złapać!
Potem wszystko potoczyło się jakby w spowolnionym tempie.
Nadjeżdżający tir i potwór pod niego wpadający, bo nie zdążył przebiec przez
ulicę goniąc go. Potem drugi tir, który poprawił sytuację po tym pierwszym i
wszyscy się zatrzymali. Ciało Shizuo leżało bezwładnie na środku ulicy, ręce
były powyginane w różne strony i kałuża czerwonej krwi znacznie się
powiększała.
- To ja cię miałem zabić nie tiry!- krzyknął Izaya na cały
głos nie zwracając uwagi, że naokoło jest pełno ludzi, którzy byli ciekawi tego,
co się stało. Chcieli się też upewnić czy to ta słynna Bestia z Ikebukuro tam
leży, a nie jakiś klon czy przebieraniec.
Brunet nie czekając dłużej wyciągnął szybko swoją komórkę i
zadzwonił do doktorka.
Przecież Shizuo nie może umrzeć. To on musi go zabić. ON!
NIKT INNY!
- Tak Izaya-kun~?- Shinra odebrał jak zwykle wesołym tonem
głosu. Patrząc na godzinę pewnie jedzą sobie teraz z Celty kolację.
- Masz tu przyjechać! Shizuo został potrącony!- brunet
pierwszy raz nie kontrolował swoich emocji. Nie chciał. Nie w takiej chwili.
Po drugiej stronie słuchawki nikt się nie odzywał,
prawdopodobnie analizując sytuację lub zmierzając się z pierwszą falą szoku.
- Nie żartu sobie Izaya- kun.- mruknął już mniej wesoło.- Zrobiłeś
mu coś? Jemu nic nie powinno się stać po spotkaniu z maską samochodu.
- Nic mu nie zrobiłem! To były dwa tiry! Przyjedź tu!
Kolejna cisza.
- Dobra, zaraz będę z Kadotą, niech nikt go nie rusza.
Izaya zamknął klapkę telefonu i schował go do kieszeni.
Potem powolnym krokiem wszedł na ulicę i patrząc się cały czas na blondyna
podszedł do niego. Krew moczyła mu buty, ale nie zważał na to. Wpatrywał się w
twarz mężczyzny, on wyglądał jakby spał i jakby śniło mu się coś pięknego. Za
to jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, prawdopodobnie opamiętał się i
założył na siebie jedną ze swoich licznych masek.
Uśmiechnął się, szeroko i tak… Izayowato.
- Może nie jesteś tak silny Shizu-chan~.- zachichotał i
ukucnął odgarniając kilka włosków z jego czoła.- Połamały cię zwykłe tiry~.-
zaśmiał się.- Ale ja się tobą zajmę Shizu-chan, będzie dobrze~…- pogłaskał go
po policzku, nigdy nie mógł tutaj go dotknąć, więc to było miłe uczucie.- Izaya
jest przy tobie~…
Wtedy usłyszał pisk opon i zbiorowisko ludzi rozstąpiło się.
Z czarnego wozu wysiadł Shinra i Kadota, którzy w parę chwil znaleźli się przy
Shizuo i Izayi. Doktorek bez słów ukląkł przy głowie Heiwajimy i ze wstrzymanym
oddechem sprawdził mu puls i to czy oddycha.
- Żyje.- wypuścił powietrze z niemałą ulgą.- Kadota weź
nosze.
Willuś, jedno słowo: CU-DO-WNE~! (♥) Czuję się tak, jakbym od nowa oglądała Durararę i znów przeżywała wszystko od nowa! Dziękuję Ci za to :*
OdpowiedzUsuńAłć. Dwa tiry... [*]
OdpowiedzUsuńCudowne *-*
OdpowiedzUsuń